Schodzę
po schodach prowadzących prosto do kuchni, przecierając opuchnięte z
niewyspania powieki. Widzę jak mama ubrana cała na czarno siedzi na krześle,
wpatrując się beznamiętnym pustym wzrokiem w zaparowane okno. Stojący obok na
stole zielony kubek z kawą, z którego nie unosi się nawet para, wydaje się nie
tknięty. Tato ubrany w szarą koszulę i ciemne dżinsowe spodnie rozkłada zastawę
dla czterech osób. W porę reflektuje się, że przy jednym z tych krzeseł już
nikt nie zasiądzie, co powoduje ewidentne roztrojenie. Spogląda na mnie swoim
zmęczonym spojrzeniem w nadziei, że nie zarejestrowałam jego zachowania.
Zdradza mnie wzrok, który utkwiłam w dodatkowy talerz. Wydaje mi się, że
znacząco posiwiał odkąd ostatni raz go widziałam. W kuchni unosi się zapach
lekko przypalonych naleśników, które przygotował. Usiadł na swoim miejscu i
posmarował placek dżemem wiśniowym.
-
Dzięki, tato – wychrypiałam słabym głosem, kładąc dłonie na jego ramionach.
Poklepałam go pocieszająco po barkach, doceniając tym gestem to jak się starał,
by nas nie zaniedbywać. Wiedziałam, że kosztuje go to sporo wysiłku. Skoro mama
całkiem się posypała, on musiał może wbrew sobie pozostać silny. Nie mógł
pozwolić sobie na załamanie, to on musiał być tym, który się nią zaopiekuje i
będzie wspierał oraz zapewniał, że przejdą przez to razem. Może nawet rzucenie
się w wir rutyny dnia codziennego i nawału obowiązków sprawi, że będzie miał
mniej czasu na rozmyślanie, może to dla niego najlepsza forma żałoby.
-
Co z twoim stażem w Szwecji? – odchrząknął, przystawiając serwetkę do ust
i spytał mnie po dłuższej chwili ciszy,
którą zakłócały jedynie dźwięki sztućców.
-
Kontrakt przestał obowiązywać, nie mam możliwości powrotu, nawet nie mam na to
ochoty – wyjaśniłam dłubiąc widelcem w cieście naleśnikowym.
-
I co teraz zamierzasz?
-
Boże – westchnęła poirytowana mama, do tej pory milcząca i siedząca bez ruchu poruszyła się gwałtownie –
Kilka dni temu pochowaliśmy Caren, a wy jecie sobie śniadanie jak gdyby nigdy
nic, nawet nie wspomnicie o niej słowem.
-
Myślisz, że tylko ty straciłaś dziecko? – poirytowany rzucił sztućcami o talerz
– Myślisz, że ja nie cierpię z tego powodu? – podniósł głos, obrzucając swoją
żonę pretensją - Codziennie zadaje sobie pytanie co mogłem zrobić lepiej.
-
Właśnie widzę – rzuciła z przekąsem.
-
Tym, że nie zjem z Wami śniadania przywrócę ją z martwych? – zakpił wstając od
stołu – Jakbyś zauważyła mamy jeszcze jedną córkę. Nie wiem jak ty, ale jej też
nie chcę stracić!
Obrócił
się na pięcie, schylił się po teczkę leżącą przy drzwiach, a po kilku chwilach
usłyszałam donośne trzaśnięcie drzwiami.
-
Ty też tak myślisz? – popatrzyła na mnie ze łzami w oczach moja rodzicielka –
Wiem, że każdy cierpi na swój sposób, ale ja nie potrafię się z tym pogodzić,
chce mi się wrzeszczeć, płakać i … - zanosi się płaczem, a ja łapię ją w
kurczliwym uścisku za dłoń.
-
Oczywiście, że nikt tak nie myśli, mamo – mówię z pełnym pasji zaprzeczeniem –
Nic już nie będzie takie samo bez Caren. W naszych sercach powstała pustka,
której nic nigdy nie wypełni, ale mamy siebie i będzie nam razem łatwej przez
to przejść.
Trzęsąc
się i ocierając płynące po twarzy łzy potakiwała niemo głową. Chwyciła chudą
dłonią za ucho kubka i zanurzyła usta w ciemnej esencji.
-
Zimna – wykrzywiła twarz w grymas.
-
Przepraszam, może jestem nie w porę? – głos stojącego w progu Johanna sprawił,
że obydwie spojrzałyśmy w jego stronę – Pan Larsen wpuścił mnie, kiedy
wychodził – wyjaśnił, wskazując palcem za siebie.
-
Wejdź – uśmiechnęłam się do niego ciepło – Może chcesz zjeść? – wskazałam wzrokiem
na nietknięte jedzenie.
-
Nie, dziękuję - podszedł do mnie i musnął swoimi zimnymi ustami mój policzek.
Poczułam jego przyjemny zapach perfum, które obudziły we mnie wszystkie tęsknoty
za bliskością z szatynem.
-
Przyszedłem, bo dowiedziałem się, że policja umorzyła postępowanie w sprawie
podżegania do samobójstwa Caren i wykluczyła całkowicie udział osób trzecich –
mówił wolno i spokojnie, uważnym badającym wzrokiem rejestrując naszą reakcję.
Mama
ożywiła się na sam dźwięk słów Forfanga i nie mogąc złapać powietrza w końcu
uderzyła pięścią w stół.
-
To nieprawda! To ten chłopak, jestem tego pewna – wysyczała przez zaciśnięte ze
złości zęby, a w jej źrenice rozszerzała wściekłość – Ten Daniel, to wszystko
jego wina.
-
Ale przecież on nie był ojcem dziecka – pokręciłam przecząco głową, a pytający
wzrok mojej rodzicielki, który przerzucała ze mnie na Johanna, mógł świadczyć
tylko o tym, że nie zdawała sobie jeszcze z tego sprawy.
-
To kto?
-
Właśnie chodzi o to, że – zawahał się szatyn, głośno przełykając ślinę i
wycierając spocone dłonie w materiał dżinsowych spodni – To też nikt z ekipy
filmowej. Wszystkie potencjalne próbki dały wynik negatywny.
-
Caren, coś ty najlepszego zrobiła – westchnęła ze smutkiem i ukryła twarz w
dłoniach.
-
Dlaczego zadzwonili do Ciebie? – dopytuję, marszcząc brwi jakby coś mi się nie
zgadzało.
-
Twoja mama dała im mój numer kontaktowy, sama nie była w stanie … - urwał w pół
słowa.
-
Dziękuję Johann – spojrzała na niego z wdzięcznością, cicho pociągając nosem –
Gdyby nie ty w tych pierwszych dniach, nie wiem jakbym sobie poradziła z tymi
wszystkimi formalnościami.
-
Naprawdę nie ma o czym mówić Pani Larsen – unosił dłoń i pokręcił głową, jakby
to była błahostka.
Przełknęłam
głośno ślinę i spuściłam wzrok, zdając sobie sprawę, że to nie jest najlepszy
moment, na poruszenie drażniącego mnie wciąż tematu, dlaczego tak szybko i w
tajemnicy ją pochowalil.
-
Co jeszcze? Widzę, że jest jeszcze coś o czym chcesz nam powiedzieć. Johann,
mów – naciskam na szatyna, który uciekł wzrokiem w bok i zaczął nerwowo bawić
się serwetką.
-
Dowiedziałem się jednej rzeczy nieoficjalnie – przygryzł ze zdenerwowania dolną
wargę i przyłożył dłoń do brody – Komuś zależało, aby nie kontynuować dalszego
poszukiwania ojca dziecka Caren i wpłacił prowadzącym sprawę gigantyczną kwotę.
-
Skorumpowani popaprańcy! Można to gdzieś zgłosić?
-
Pani Larsen, ja nie mam na to żadnych dowodów – powiedział ze smutkiem – To
jest nieoficjalna informacja, którą podsłuchałem.
Matka
pokiwała ze zrozumieniem głową i podnosząc się z krzesła w milczeniu poszła na
górę. Nie musiałam sprawdzać, że z pewnością poszła do pokoju mojej siostry,
aby jeszcze raz przeszukać jej rzeczy, aby znaleźć coś co naprowadziłoby ją na
jakiś trop. Zupełnie nie miała pojęcia, że taka rzecz znajduje się pod moją
poduszką.
-
Chciałem Cię dzisiaj zabrać, wyrwać stąd, spędzić razem trochę czasu – jego
szare tęczówki spojrzały na mnie z nieukrywaną nadzieją.
-
Nie jestem chyba jeszcze w nastroju, wybacz – uśmiecham się przepraszająco.
-
Jasne rozumiem, możemy zostać tutaj i … - zawahał się, ściągając brwi – Chcesz
zostać sama?
-
Nie – westchnęłam ciężko, zastanawiając się w pośpiechu na ile powinnam
wtajemniczyć go w sprawę pamiętnika mojej siostry – Coś mi nie daje spokoju,
Johann – mówię podejrzliwym tonem głosu i wykrzywiam usta w kwaśny grymas –
Chcę dziś pojechać na plan filmowy tego serialu, w którym grała Caren.
-
Po co? – obrzucił mnie niezrozumieniem, wyraźnie niezadowolony z tego faktu.
-
Nie wiem takie przeczucie, chcesz pojechać ze mną? – pytam, mając jednak cichą
nadzieję, że się nie zgodzi. W innym wypadku musiałabym również przesunąć
wizytę u Tandego, a o tym Johann nie może się w ogóle dowiedzieć. Zaczynam się
zastanawiać, dlaczego zaufanie do mojego chłopaka tak drastycznie spadło, lecz
zrzucam to na garb tygodni rozłąki, jaka nas dzieliła. Jednak oszukiwanie go
przychodziło mi ostatnio zbyt łatwo, przez co zaczynają mnie dręczyć wyrzuty
sumienia. Nigdy nie miałam przed nim żadnych tajemnic. Poza jedną. Ale to nie
był czas, ani miejsce na roztrząsanie przeszłości.
-
Nie wiem – wzrusza beznamiętnie ramionami – Nie darzę ich szczególną sympatią.
Może załatw to sama i spotkamy się wieczorem?
-
Wieczorem do ciebie przyjadę – potwierdzam skinieniem głowy i wpijam się
zachłannie w jego usta – Wynagrodzę Ci to – wyszeptuje, opierając swoje czoło o
jego i gładzę kciukiem jego zaczerwieniony policzek. Szatyn uśmiecha się
buńczucznie pod nosem rozumiejąc moją aluzję, po czym całuje mnie w czoło i
żegnając się wychodzi z mojego domu.
Silnik
zgasł, a ja zgarnęłam z siedzenia obok szarą torebkę, którą zarzuciłam z
rozmachem na prawe ramię i wrzuciłam do niej bezrefleksyjnie kluczyki od
samochodu. Od razu skarciłam się w myślach, ubolewając nad bałaganem tam
panującym i tym, że nie będę ich mogła szybko odnaleźć. Westchnęłam, zerkając
na niewielką posesje Tandego i ruszyłam przed siebie. Nacisnęłam na dzwonek i
ukryłam dłonie w różowym płaszczu, oglądając się niecierpliwie dookoła.
Omiotłam wzrokiem zapuszczony trawnik i przewróciłam teatralnie oczami. Po
dłuższej chwili otworzył mi drzwi i popchnęłam ciężkie drzwi, naciskając na
mosiężną klamkę. Przeszłam przez korytarz usilnie próbując dostrzec blondyna,
jednak po chwili stanął przede mną wyłaniając się zza sąsiedniej ściany opasany
w pasie jedynie białym, bawełnianym ręcznikiem. Po chwili jakaś krótko ścięta
brunetka schodziła pospiesznie po schodach, zarzucając na siebie kolejne części
garderoby, od swetra począwszy.
-
Chyba jestem nie w porę – odchrząknęłam słabym głosem, niezręcznie obserwując
sytuację.
-
Nie - zaprzeczył uśmiechnięty skoczek - Thea właśnie wychodziła, prawda? –
obrócił się w jej kierunku. Zakładała botki na obcasie, opierając się o ścianę
i spojrzała na niego wrogo spode łba.
-
Tove, nazywam się Tove debilu i nie dzwoń do mnie więcej – rzuciła, cedząc
każde słowo przez zęby i zamaszystym krokiem skierowała się do wyjścia.
Przeszła obok mnie lustrując przy tym nieprzychylnym spojrzeniem, po czym
zatrzasnęła za sobą drzwi zbyt ekscentrycznie, przez co drgnęły mi ramiona i
przymknęłam na chwilę oczy.
-
Chyba nie będzie kolejnej randki – próbuję zdusić kpiarski uśmiech na ustach i
zachować powagę, lecz nie do końca mi to wychodzi i sama słyszę swoje
parsknięcie przy końcu zdania.
-
I tak by nie było – wzrusza beznamiętnie ramionami i wpatruje się we mnie swoim
zblazowanym wzrokiem. Nie wytrzymuje naporu jego intensywnego spojrzenia i
rozglądam się po pokoju.
-
Nie idziesz się ubrać? – pytam, a on spogląda na siebie i ściąga brwi.
-
Tak mi wygodnie, przeszkadza Ci to? – uśmiechnął się buńczucznie, a ja
teatralnie przewróciłam oczami. Do połowy nagi Tande z widocznie zarysowanymi
mięśniami brzucha, wyglądający jakby dopiero wyszedł przed chwilą spod
prysznica, o czym świadczą mokre włosy i spływające krople wody po ciele.
Idealny obraz zaburza mi wciąż unoszący się zapach orgazmu tamtej kobiety, a to
skutecznie sprowadza mnie na ziemię.
-
Nie – ucinam szybko, odstawiając torbę na stolik, a płaszcz zarzucając na
kanapę. Daniel wyciąga z jakiejś szuflady elektronicznego papierosa i podchodzi
do uchylonego w salonie okna. Wkłada fajkę do ponętnych ust i wydmuchuje dym,
patrząc gdzieś w dal.
-
Na cmentarzu powiedziałeś, że dowiem się o Caren rzeczy, których wolałabym nie
wiedzieć – zaczęłam nie pewnie, wciąż chodząc w kółko po pokoju. Czekałam na
jakąkolwiek jego reakcje, jednak nadaremno. Zaciągnął się kilka razy i
delektował chwilą.
-
Twoja matka już wie, że to nie było moje dziecko? – spogląda na mnie przez
ramię, a blond grzywka opada mu na oko.
-
Tak, a co to ma do rzeczy?
-
W końcu przestanie wysyłać mi anonimowo te durne maile – pomachał dłonią chcąc
się szybciej pozbyć kłębu dymu za okno – Jak dalej będą przychodzić, poważnie
zastanowię się nad tym, czy Johann tego nie robi.
-
O czym ty do cholery mówisz, Tande?
-
Nieważne – zbył mnie rzucając papierosem na parapet, o który stał oparty z
założonymi rękoma – Jakie było wcześniejsze pytanie?
-
Co wiesz o Caren? – nieco podirytowana kierunkiem, jakim idzie ta dyskusja
stanęłam naprzeciw niego.
-
Ukochane aktorstwo stało się jej utrapieniem – prychnął cicho i zmiażdżył
wargi. Spojrzał na mnie i ewidentnie posmutniał – Mówiła mi kiedyś, że wdepnęła
w jakieś niezłe gówno, szantaż, który wszystko zniszczył. Nie mogła odejść, ale
chciała.
-
Wiesz o co dokładnie chodziło? – spytałam z nutą nadziei w głosie.
-
Nie mówiła nic więcej – przeczesał dłonią swoje mokre blond pasma i zaczesał na
jedną stronę – Ponoć kiedyś komuś się o tym wygadała i wpadła w kolejne
kłopoty. Powtarzała mi tylko, żebym nigdy nie wierzył plotkom.
-
Jakim?
-
Żadne do mnie nie dotarły, nie interesuje się światem celebryckim – wzruszył
ramionami. Czułam, że nie mówi mi wszystkiego, ale dzisiaj nic więcej z niego
nie wyciągnę.
-
Skąd ty to wszystko wiesz, Tande?
-
Czasem mi się zwierzała, kiedy robiła mi zdjęcia – zamyślił się na chwilę –
Potem nie było już okazji – posłał mi blady, wymowny uśmiech.
-
Ona była w tobie zakochana…
-
A ja w niej nie – wszedł mi zdecydowanie w słowo – Wiedziała o tym. Odpuściła.
Pokręciłam
głową z niedowierzaniem.
-
Nie rozumiem co tak naprawdę między wami było.
-
Jesteś zazdrosna? – uniósł pytająco do góry prawa brew.
-
Nie ma o kogo – wykrzywiłam usta w kwaśny grymas.
-
Kolegowaliśmy się, może nawet zaczęlibyśmy się przyjaźnić – rozważał głośno
myśląc.
-
Ty nie umiesz się przyjaźnić z laskami, Tande! – roześmiałam się szyderczo i
oparłam się o parapet, przystając obok niego.
-
Tylko z tobą Ingrid – spojrzał na mnie przeciągle swoimi iskrzącymi,
niebieskimi tęczówkami – Z tobą wolałbym robić inne rzeczy – pociągnął za
materiał mojej rozkloszowanej spódnicy.
-
To robisz z koleżankami – zdzierżyłam go po dłoni, którą natychmiast cofnął.
-
Ale z nimi szybko mi się nudzi – zrobił zbolałą minę i westchnął ostentacyjnie.
-
Z każdą szybko ci się nudzi – zauważyłam rezolutnie.
-
Bo żadna nie jest tobą.
-
Kręci cię we mnie jedynie to, że jestem z Johannem, to wyzwanie – odparłam z
oczywistością po chwili niezręcznej ciszy.
-
Walić go – ironiczny uśmiech wygiął jego usta – Z zajętymi też się bzykałem. To
nie o wyzwanie chodzi. Poza tym, kiedy my … - wskazał palcem na mnie i na
siebie, unosząc sugestywnie do góry brwi.
-
Błagam nie przypominaj mi o tym! – jęknęłam wyraźnie zdegustowana.
-
Wtedy byłaś z nim – uśmiechnął się pobłażliwie i podniósł się gwałtownie,
stając naprzeciw mnie.
-
Byłam pijana, a z Johannem się wtedy pokłóciliśmy i w sumie tak jakby
zerwaliśmy.
-
A ty zamiast próbować to naprawić, pół godziny później mruczałaś mi do ucha
moje imię – uśmiechnął się dziarsko - To moja ulubiona melodia, zawsze ją sobie
odtwarzam w głowie przed snem – pochylił się nade mną i zniżył głos do
konspiracyjnego szeptu. Jego nikotynowy oddech okalał moją twarz. Pachniał
pożądaniem, które miał wypisane w oczach.
-
Skasuj nagranie – warknęłam, odpychając go od siebie i dotykając jego brzucha o
sekundę za długo. Wiedziałam, że to dostrzegł, ale nie podjął tematu, za co
byłam mu wdzięczna. – Mieliśmy do tego nie wracać – przypomniałam mu
pretensjonalnym tonem – To był błąd – wyartykułowałam wyraźnie, zakładając ręce
na krzyż.
-
Może chcesz go popełnić jeszcze raz, Ingrid? – oparł dłoń o parapet tuż obok
mojego uda. Oczami wyobraźni widziałam jak jego druga dłoń wodzi nieśmiało po
nagim wnętrzu mojego uda, a następnie rozchyla koronkowe majtki i wkłada do
środka swoje palce. Wyginam się w łuk, a moim ciałem wstrząsa ciepło w
podbrzuszu rozlewające się na całe ciało. Palce Daniela poruszają się wewnątrz
mnie zbyt ekspresyjnie, dlatego jęczę i wzdycham naprzemiennie. Przyciska mnie
mocniej do szyby okna i opiera na nim wolną dłoń. Sapie nade mną, a jego
ręcznik osuwa się z bioder i opada na podłogę. Budzę się z letargu
wyimaginowanych zdarzeń biegnących pędem w mojej głowie i spoglądam prosto w jego
oczy.
-
W twoich mokrych snach, Tande – rzucam ironicznie, a głos mam okraszony
nienaganną pewnością.
-
Poczekam, aż sama do mnie przyjdziesz – odpowiada spokojnie.
-
Taki pewny siebie jesteś? – niekontrolowana ironia wdarła się na moje usta,
kiedy podnosiłam się do kanapy, aby zgarnąć swój płaszcz.
-
Siebie nie. Ciebie tak – wyszczerzył się głupkowato – Pragniesz mnie, Ingrid.
Ty to wiesz, ja to wiem, nawet pewnie Johann to wie. Tylko jeszcze nie chcesz
tego głośno przyznać.
Prycham
i wybucham nerwowym śmiechem, który próbuję okrasić lekką komediowością.
Zgarniam
torebkę ze stolika, wciąż kręcąc głową z niedowierzaniem jaka buta kipi od
blondyna.
-
Ta pewność siebie, kiedyś cię zgubi.
-
Obyś mnie odnalazła.
-
Daruj sobie, serio …
-
Ingrid, jeszcze jedno – zawołał za mną poważnym tonem, a ja odwróciłam się
niechętnie – Caren – przełknął nerwowo ślinę i westchnął – Przyłapałem ją
kiedyś na tym, że miała w kieszeni towar.
-
Niemożliwe – moje usta zamarły rozwarte.
-
Nigdy nie widziałem, żeby była naćpana, czasem kiedy do mnie dzwoniła była
mocno wstawiona, ale …
-
Dzięki – przerwałam mu, nie chcąc już dalej słuchać. Obróciłam się na pięcie i
bez słowa pożegnania opuściłam jego dom. Podeszłam szybko do auta, jednak nie
mogłam odnaleźć w torebce kluczyków. Drżące bez przyczyny dłonie mi tego nie
ułatwiały. Cholerny Daniel Andre Tande.
-
Przepraszam, ale tutaj nie wolno wchodzić – strofujący ton głosu starszego
mężczyzny w stroju stróża powstrzymał mnie bardziej, niż jego ręka zaciśnięta
na moim przedramieniu.
-
Zostałam tutaj zaproszona – pozwoliłam sobie na przekonywujący blef, próbując
jednocześnie wyrwać się z jego uścisku.
-
Jasne, każdy tak tutaj mówi – popatrzył się na mnie z politowaniem – Tutaj nikt
nikogo nie zaprasza.
-
Jestem siostrą dziewczyny, która tutaj grała.
-
No i co z tego? – prychnął, grzebiąc palcem między zębami, pomiędzy którymi
utkwiły resztki jedzenia.
-
Tej, która popełniła samobójstwo – dodałam po chwili, patrząc na niego
lodowatym, przenikliwym spojrzeniem z posępną miną. Ochroniarz zamarł, a jego
twarz powoli tężała i przybierała dziwy wyraz.
-
Jak coś to ja cię tutaj nie widziałem – rzucił w pośpiechu i obrócił się na
pięcie, oddalając się w przeciwnym kierunku.
Weszłam
po schodach, a następnie przedostałam się do głównego pomieszczenia niemal
niezauważona. Na planie panował harmider i zamieszanie, jak mniemam trwała
właśnie przerwa po między nagraniami. Jedni wesoło gestykulując, żywo o czymś
rozmawiali. Druga grupka wygłupiała się i opowiadała sobie sprośne żarty. Kilka
dziewczyn stojących w kącie przerwały plotkowanie, obrzucając mnie lustrującym spojrzeniem.
Poczułam się nieswojo i zdałam sobie sprawę, że zaczęłam zwracać na siebie
uwagę i co raz więcej osób dostrzegało we mnie nieproszonego gościa. Założyłam
za ucho kosmyk włosów, co zdradzało moje zdenerwowanie. Rozejrzałam się nieśmiało
dookoła próbując znaleźć kogoś kto mógłby mi pomóc. Dostrzegłam niską blondynkę
z tabletem w ręku i ze słuchawkami na uszach konsultującą coś z grupą aktorów.
-
Ej, stara, ta laska to siostra tej małej dziwki Caren – usłyszałam szept za
plecami, zwalniając nieco krok.
-
Serio? Ciekawe czy też ma sponsora jak siostrzyczka – drugi konspiracyjny ton
głosu nieco się ożywił – Dobra, chodźmy gdzieś indziej – dodała, a ja
zawiedziona, że urwały temat przewróciłam teatralnie oczami i zacisnęłam
pięści. Jak te podłe żmije mogły tak mówić o mojej siostrze. W mojej głowie
kotłowało mi milion myśli i żadna z nich nie potrafiła ułożyć się w sensowną
całość. Ktoś skinął na mnie podbródkiem i dziewczyna w słuchawkach, spojrzała
na mnie przelotnie.
-
Nie zabłądziłaś? – rzuciła ironicznie w moją stronę, przeżuwając ostentacyjnie
gumę do żucia.
-
Szukam producenta tego serialu – machnęłam głową, odgarniając tym ruchem włosy
za plecy, dodając sobie tym gestem pewności siebie. Moje zdenerwowanie
zdradzały moje palce, plączące się na paskach trzymanej w dłoniach torebki.
-
Byłaś umówiona? – dodała wzdychając ociężale, po dłużej chwili w której
patrzyła na mnie wzrokiem godnym pożałowania.
-
Nie, ale …
-
Producent jest u siebie w biurze, tutaj go nie ma – odparła z oczywistością,
poprawiając opadające na nosie okulary.
-
A scenarzysta?
-
Kim ty w ogóle jesteś, co? – spytała nieco już poirytowana.
-
Jestem siostrą Caren – głośno przełknęłam ślinę – Chciałam tylko spytać jak
dalej potoczą się jej wątek. Zależy mi, aby było to na tyle godne, żeby pamięć
o niej …
-
Dobra – weszła mi bez pardonu w słowo, stopując mnie swoją dłonią – Zaprowadzę
cię do niego.
-
Znałaś dobrze moją siostrę? – moje pytanie zawisło w powietrzu, chwilę po tym
jak ruszyłam za nią w nieznanym mi kierunku. Ciężkie wypuszczenie ze świstem
wstrzymanego w płucach powietrza, nie zwiastowało, że pałała do niej sympatią.
Z resztą nikt tutaj nie jest specjalnie pogrążony w żałobie czy smutku.
-
Jak każdego tutaj.
-
Miała tutaj jakiś przyjaciół? Ostatnio co raz mniej opowiadała o imprezach z
ludźmi z planu – próbowałam przejść do serii konkretniejszych pytań.
-
Wątpię – po raz kolejny dziewczyna w kitce, której imię było mi obce udzieliła
zdawkowej, zaakcentowanej wymownie odpowiedzi.
-
Nie chcesz mi czegoś powiedzieć?
-
To nie moja sprawa – odparła surowym tonem, który świadczył jedynie o tym, że
subiektywny wyrok już wydała – Nie lubię plotek, a o zmarłych mówi się dobrze,
albo wcale.
-
Jasne.
Przystanęłyśmy
przed przeciętnej urody mężczyzną z kilkudniowym zarostem i lekką nadwagą. Popatrzył
na stojącą obok mnie dziewczynę znudzonym wzrokiem, a następnie zlustrował mnie
z góry na dół i ściągnął brwi z niezrozumieniem.
-
Eva, o co chodzi?
-
Erland, to siostra Caren. Chce wiedzieć jak zakończy się jej wątek – Eva
posłała mu szeroki, nieco przerysowany uśmiech i bardzo szybko zniknęła z pola
widzenia. Mężczyzna chciał za nią jeszcze zawołać, ale zreflektował się, że to
nie ma najmniejszego sensu.
-
Czego pani oczekuje? – potarł zmęczonym ruchem swoje czoło i ziewnął
lekceważąco.
-
Chcę tylko wiedzieć, czy uśmiercicie ją także w serialu i w jaki sposób? –
skrzyżowałam dłonie, chcąc tym gestem dodać sobie animuszu.
-
Nie, jej postać wyjdzie.
-
I nie wróci?
-
Wróci, po jakimś czasie zatrudnimy inną aktorkę, coś jeszcze? – westchnął
podirytowany i podparł boki rękoma, a ja zamrugałam kilkukrotnie rzęsami z
niezrozumieniem.
-
Chcecie ją zastąpić? – oburzenie wdarło się na moje usta – Czy tutaj do
cholery, ktoś w ogóle ma zamiar zadbać o jej pamięć?
-
Rozumiem, że nikt nie zastąpi ci siostry, ale fikcyjną postać można –
odpowiedział spokojnie, kładąc swoją dużą rękę na moim ramieniu - Jest główną
bohaterką, ostatnio mocno rozbudowywaliśmy jej wątek, poza tym śmierć
odgrywanej przez Caren bohaterki wszystko by pokrzyżowała w scenariuszach. Coś
jeszcze? – spytał, nie oczekując odpowiedzi - Jeśli to wszystko, to zaczynamy
kręcić i osoby postronne nie mogą tutaj przebywać.
-
Jeszcze tylko jedno pytanie – wciąż wpatrywałam się w niego z uporem maniaka,
jednak teraz z trudem powstrzymywałam łzy w szklących się oczach.
-
Słucham.
-
Z kim Caren miała tutaj najwięcej scen?
-
Z Andersem.
-
A który to? – obróciłam głowę w kierunku kręcących się po pomieszczeniu ludzi i
próbowałam zlokalizować jakąś znajomą twarz.
-
Nie ma go dzisiaj, źle się czuje od – w jego grubym głosie wyczułam nutkę
zawahania, przygryzł nerwowo dolną wargę i chwilę zastanowił na odpowiedzią –
Od kilku dni.
-
Rozumiem – pokiwałam głową, próbując maskować podstępny uśmiech.
-
To wszystko? – ponownie mnie ponaglił, tym razem zgarniając z półki kilkanaście
spiętych kartek zakreślonych różnokolorowymi mazakami.
-
Tak, dziękuję – rzuciłam zdystansowana i zrobiłam kilka kroków w tył. Omiotłam
wzrokiem jeszcze raz znajdujących się tam aktorów, próbując zapamiętać jak
najwięcej szczegółów.
Nie
siliłam się na grzeczności ani nawet nie zamierzałam się pożegnać z Evą.
Zamknęłam za sobą mahoniowe drzwi i zbiegłam po kilku schodkach, zderzając się
ze ścianą świeżego rześkiego powietrza, które próbowała przepalić i rozszarpać
moje płuca. Wsiadłam pospiesznie do auta i zatrzasnęłam za sobą drzwi.
Spojrzałam na wyświetlacz telefonu leżącego na fotelu pasażera i zobaczyłam dwa
nieodebrane połączenia i kilka nieprzeczytanych wiadomości. Zacisnęłam dłonie
na kierownicy i poskładałam rozbiegane myśli. Odnotowałam swój plan działania
na jutro. Przede wszystkim musiałam dowiedzieć się, dlaczego temat Caren budzi
takie powszechne obrzydzenie ludzi z jej pracy. Miałam zamiar odwiedzić
chłopaka, z którym Caren odgrywała najwięcej scen i który, jak domniemuje jako
jedyny źle znosił jej samobójstwo. Chciałam jeszcze mocniej przycisnąć Evę,
która z pewnością coś wiedziała, natomiast scenarzystę ewidentnie sobie daruję.
Mogłabym wypytać jeszcze te dwie brunetki dlaczego tak źle wypowiadały się o
mojej siostrze, czy to jedynie przez zwykłą ludzką zazdrość? Może powinnam
odwiedzić też producenta produkcji? Chociaż nie widziałam na razie w tym
żadnego sensu i nie miałam żadnego punktu zaczepienia. Ten miał przyjść
znienacka i to późną nocą. Teraz zamierzałam spędzić upojny wieczór z Johannem.
Bardzo mi go brakowało, a po ilości przepytujących mnie wiadomości, czy dalej
jestem na planie i czego się dowiedziałam, utwierdziłam się jedynie w
przekonaniu, że pomimo upływających lat nie zatracił swoich najpiękniejszy
cech. Wciąż się o mnie martwi, zawsze stara się być moim oparciem, angażuje
emocjonalnie w moje sprawy i chce mnie ochronić przez całym złem tego świata.
Jestem cholerną szczęściarą, że taki ciepły, empatyczny i wyrozumiały chłopak
jest moim facetem. I byłabym skończoną kretynką, gdybym przez chociaż jedną
sekundę powróciła pamięcią do jednej z nocy, która kładzie się cieniem na całym
moim czystym sumieniu. Przymknęłam oczy, a umysł płatający mi figle powrócił we
wspomnieniach do ciężkich oddechów i spoconych ciał spętanych w czeluściach
uścisku. Przygryzłam lubieżnie dolną wargę i ponownie poczułam jego mokry język
kreślący kółka na moich piersiach. Pokiwałam orzeźwiająco głową, wyrywając się
z tego letargu.
-
Ingrid – skarciłam się w myślach – Przecież kochasz Johanna.