sobota, 28 listopada 2020

Akt drugi

 

Schodzę po schodach prowadzących prosto do kuchni, przecierając opuchnięte z niewyspania powieki. Widzę jak mama ubrana cała na czarno siedzi na krześle, wpatrując się beznamiętnym pustym wzrokiem w zaparowane okno. Stojący obok na stole zielony kubek z kawą, z którego nie unosi się nawet para, wydaje się nie tknięty. Tato ubrany w szarą koszulę i ciemne dżinsowe spodnie rozkłada zastawę dla czterech osób. W porę reflektuje się, że przy jednym z tych krzeseł już nikt nie zasiądzie, co powoduje ewidentne roztrojenie. Spogląda na mnie swoim zmęczonym spojrzeniem w nadziei, że nie zarejestrowałam jego zachowania. Zdradza mnie wzrok, który utkwiłam w dodatkowy talerz. Wydaje mi się, że znacząco posiwiał odkąd ostatni raz go widziałam. W kuchni unosi się zapach lekko przypalonych naleśników, które przygotował. Usiadł na swoim miejscu i posmarował placek dżemem wiśniowym.

- Dzięki, tato – wychrypiałam słabym głosem, kładąc dłonie na jego ramionach. Poklepałam go pocieszająco po barkach, doceniając tym gestem to jak się starał, by nas nie zaniedbywać. Wiedziałam, że kosztuje go to sporo wysiłku. Skoro mama całkiem się posypała, on musiał może wbrew sobie pozostać silny. Nie mógł pozwolić sobie na załamanie, to on musiał być tym, który się nią zaopiekuje i będzie wspierał oraz zapewniał, że przejdą przez to razem. Może nawet rzucenie się w wir rutyny dnia codziennego i nawału obowiązków sprawi, że będzie miał mniej czasu na rozmyślanie, może to dla niego najlepsza forma żałoby.

- Co z twoim stażem w Szwecji? – odchrząknął, przystawiając serwetkę do ust i  spytał mnie po dłuższej chwili ciszy, którą zakłócały jedynie dźwięki sztućców.

- Kontrakt przestał obowiązywać, nie mam możliwości powrotu, nawet nie mam na to ochoty – wyjaśniłam dłubiąc widelcem w cieście naleśnikowym.

- I co teraz zamierzasz?

- Boże – westchnęła poirytowana mama, do tej pory milcząca i  siedząca bez ruchu poruszyła się gwałtownie – Kilka dni temu pochowaliśmy Caren, a wy jecie sobie śniadanie jak gdyby nigdy nic, nawet nie wspomnicie o niej słowem.

- Myślisz, że tylko ty straciłaś dziecko? – poirytowany rzucił sztućcami o talerz – Myślisz, że ja nie cierpię z tego powodu? – podniósł głos, obrzucając swoją żonę pretensją - Codziennie zadaje sobie pytanie co mogłem zrobić lepiej.

- Właśnie widzę – rzuciła z przekąsem.

- Tym, że nie zjem z Wami śniadania przywrócę ją z martwych? – zakpił wstając od stołu – Jakbyś zauważyła mamy jeszcze jedną córkę. Nie wiem jak ty, ale jej też nie chcę stracić!

Obrócił się na pięcie, schylił się po teczkę leżącą przy drzwiach, a po kilku chwilach usłyszałam donośne trzaśnięcie drzwiami.

- Ty też tak myślisz? – popatrzyła na mnie ze łzami w oczach moja rodzicielka – Wiem, że każdy cierpi na swój sposób, ale ja nie potrafię się z tym pogodzić, chce mi się wrzeszczeć, płakać i … - zanosi się płaczem, a ja łapię ją w kurczliwym uścisku za dłoń.

- Oczywiście, że nikt tak nie myśli, mamo – mówię z pełnym pasji zaprzeczeniem – Nic już nie będzie takie samo bez Caren. W naszych sercach powstała pustka, której nic nigdy nie wypełni, ale mamy siebie i będzie nam razem łatwej przez to przejść.

Trzęsąc się i ocierając płynące po twarzy łzy potakiwała niemo głową. Chwyciła chudą dłonią za ucho kubka i zanurzyła usta w ciemnej esencji.

- Zimna – wykrzywiła twarz w grymas.

- Przepraszam, może jestem nie w porę? – głos stojącego w progu Johanna sprawił, że obydwie spojrzałyśmy w jego stronę – Pan Larsen wpuścił mnie, kiedy wychodził – wyjaśnił, wskazując palcem za siebie.

- Wejdź – uśmiechnęłam się do niego ciepło – Może chcesz zjeść? – wskazałam wzrokiem na nietknięte jedzenie.

- Nie, dziękuję - podszedł do mnie i musnął swoimi zimnymi ustami mój policzek. Poczułam jego przyjemny zapach perfum, które obudziły we mnie wszystkie tęsknoty za bliskością z szatynem.

- Przyszedłem, bo dowiedziałem się, że policja umorzyła postępowanie w sprawie podżegania do samobójstwa Caren i wykluczyła całkowicie udział osób trzecich – mówił wolno i spokojnie, uważnym badającym wzrokiem rejestrując naszą reakcję.

Mama ożywiła się na sam dźwięk słów Forfanga i nie mogąc złapać powietrza w końcu uderzyła pięścią w stół.

- To nieprawda! To ten chłopak, jestem tego pewna – wysyczała przez zaciśnięte ze złości zęby, a w jej źrenice rozszerzała wściekłość – Ten Daniel, to wszystko jego wina.

- Ale przecież on nie był ojcem dziecka – pokręciłam przecząco głową, a pytający wzrok mojej rodzicielki, który przerzucała ze mnie na Johanna, mógł świadczyć tylko o tym, że nie zdawała sobie jeszcze z tego sprawy.

- To kto?

- Właśnie chodzi o to, że – zawahał się szatyn, głośno przełykając ślinę i wycierając spocone dłonie w materiał dżinsowych spodni – To też nikt z ekipy filmowej. Wszystkie potencjalne próbki dały wynik negatywny.

- Caren, coś ty najlepszego zrobiła – westchnęła ze smutkiem i ukryła twarz w dłoniach.

- Dlaczego zadzwonili do Ciebie? – dopytuję, marszcząc brwi jakby coś mi się nie zgadzało.

- Twoja mama dała im mój numer kontaktowy, sama nie była w stanie … - urwał w pół słowa.

- Dziękuję Johann – spojrzała na niego z wdzięcznością, cicho pociągając nosem – Gdyby nie ty w tych pierwszych dniach, nie wiem jakbym sobie poradziła z tymi wszystkimi formalnościami.

- Naprawdę nie ma o czym mówić Pani Larsen – unosił dłoń i pokręcił głową, jakby to była błahostka.

Przełknęłam głośno ślinę i spuściłam wzrok, zdając sobie sprawę, że to nie jest najlepszy moment, na poruszenie drażniącego mnie wciąż tematu, dlaczego tak szybko i w tajemnicy ją pochowalil.

- Co jeszcze? Widzę, że jest jeszcze coś o czym chcesz nam powiedzieć. Johann, mów – naciskam na szatyna, który uciekł wzrokiem w bok i zaczął nerwowo bawić się serwetką.

- Dowiedziałem się jednej rzeczy nieoficjalnie – przygryzł ze zdenerwowania dolną wargę i przyłożył dłoń do brody – Komuś zależało, aby nie kontynuować dalszego poszukiwania ojca dziecka Caren i wpłacił prowadzącym sprawę gigantyczną kwotę.

- Skorumpowani popaprańcy! Można to gdzieś zgłosić?

- Pani Larsen, ja nie mam na to żadnych dowodów – powiedział ze smutkiem – To jest nieoficjalna informacja, którą podsłuchałem.

Matka pokiwała ze zrozumieniem głową i podnosząc się z krzesła w milczeniu poszła na górę. Nie musiałam sprawdzać, że z pewnością poszła do pokoju mojej siostry, aby jeszcze raz przeszukać jej rzeczy, aby znaleźć coś co naprowadziłoby ją na jakiś trop. Zupełnie nie miała pojęcia, że taka rzecz znajduje się pod moją poduszką.

- Chciałem Cię dzisiaj zabrać, wyrwać stąd, spędzić razem trochę czasu – jego szare tęczówki spojrzały na mnie z nieukrywaną nadzieją.

- Nie jestem chyba jeszcze w nastroju, wybacz – uśmiecham się przepraszająco.

- Jasne rozumiem, możemy zostać tutaj i … - zawahał się, ściągając brwi – Chcesz zostać sama?

- Nie – westchnęłam ciężko, zastanawiając się w pośpiechu na ile powinnam wtajemniczyć go w sprawę pamiętnika mojej siostry – Coś mi nie daje spokoju, Johann – mówię podejrzliwym tonem głosu i wykrzywiam usta w kwaśny grymas – Chcę dziś pojechać na plan filmowy tego serialu, w którym grała Caren.

- Po co? – obrzucił mnie niezrozumieniem, wyraźnie niezadowolony z tego faktu.

- Nie wiem takie przeczucie, chcesz pojechać ze mną? – pytam, mając jednak cichą nadzieję, że się nie zgodzi. W innym wypadku musiałabym również przesunąć wizytę u Tandego, a o tym Johann nie może się w ogóle dowiedzieć. Zaczynam się zastanawiać, dlaczego zaufanie do mojego chłopaka tak drastycznie spadło, lecz zrzucam to na garb tygodni rozłąki, jaka nas dzieliła. Jednak oszukiwanie go przychodziło mi ostatnio zbyt łatwo, przez co zaczynają mnie dręczyć wyrzuty sumienia. Nigdy nie miałam przed nim żadnych tajemnic. Poza jedną. Ale to nie był czas, ani miejsce na roztrząsanie przeszłości.

- Nie wiem – wzrusza beznamiętnie ramionami – Nie darzę ich szczególną sympatią. Może załatw to sama i spotkamy się wieczorem?

- Wieczorem do ciebie przyjadę – potwierdzam skinieniem głowy i wpijam się zachłannie w jego usta – Wynagrodzę Ci to – wyszeptuje, opierając swoje czoło o jego i gładzę kciukiem jego zaczerwieniony policzek. Szatyn uśmiecha się buńczucznie pod nosem rozumiejąc moją aluzję, po czym całuje mnie w czoło i żegnając się wychodzi z mojego domu.

 

Silnik zgasł, a ja zgarnęłam z siedzenia obok szarą torebkę, którą zarzuciłam z rozmachem na prawe ramię i wrzuciłam do niej bezrefleksyjnie kluczyki od samochodu. Od razu skarciłam się w myślach, ubolewając nad bałaganem tam panującym i tym, że nie będę ich mogła szybko odnaleźć. Westchnęłam, zerkając na niewielką posesje Tandego i ruszyłam przed siebie. Nacisnęłam na dzwonek i ukryłam dłonie w różowym płaszczu, oglądając się niecierpliwie dookoła. Omiotłam wzrokiem zapuszczony trawnik i przewróciłam teatralnie oczami. Po dłuższej chwili otworzył mi drzwi i popchnęłam ciężkie drzwi, naciskając na mosiężną klamkę. Przeszłam przez korytarz usilnie próbując dostrzec blondyna, jednak po chwili stanął przede mną wyłaniając się zza sąsiedniej ściany opasany w pasie jedynie białym, bawełnianym ręcznikiem. Po chwili jakaś krótko ścięta brunetka schodziła pospiesznie po schodach, zarzucając na siebie kolejne części garderoby, od swetra począwszy.

- Chyba jestem nie w porę – odchrząknęłam słabym głosem, niezręcznie obserwując sytuację.

- Nie - zaprzeczył uśmiechnięty skoczek - Thea właśnie wychodziła, prawda? – obrócił się w jej kierunku. Zakładała botki na obcasie, opierając się o ścianę i spojrzała na niego wrogo spode łba.

- Tove, nazywam się Tove debilu i nie dzwoń do mnie więcej – rzuciła, cedząc każde słowo przez zęby i zamaszystym krokiem skierowała się do wyjścia. Przeszła obok mnie lustrując przy tym nieprzychylnym spojrzeniem, po czym zatrzasnęła za sobą drzwi zbyt ekscentrycznie, przez co drgnęły mi ramiona i przymknęłam na chwilę oczy.

- Chyba nie będzie kolejnej randki – próbuję zdusić kpiarski uśmiech na ustach i zachować powagę, lecz nie do końca mi to wychodzi i sama słyszę swoje parsknięcie przy końcu zdania.

- I tak by nie było – wzrusza beznamiętnie ramionami i wpatruje się we mnie swoim zblazowanym wzrokiem. Nie wytrzymuje naporu jego intensywnego spojrzenia i rozglądam się po pokoju.

- Nie idziesz się ubrać? – pytam, a on spogląda na siebie i ściąga brwi.

- Tak mi wygodnie, przeszkadza Ci to? – uśmiechnął się buńczucznie, a ja teatralnie przewróciłam oczami. Do połowy nagi Tande z widocznie zarysowanymi mięśniami brzucha, wyglądający jakby dopiero wyszedł przed chwilą spod prysznica, o czym świadczą mokre włosy i spływające krople wody po ciele. Idealny obraz zaburza mi wciąż unoszący się zapach orgazmu tamtej kobiety, a to skutecznie sprowadza mnie na ziemię.

- Nie – ucinam szybko, odstawiając torbę na stolik, a płaszcz zarzucając na kanapę. Daniel wyciąga z jakiejś szuflady elektronicznego papierosa i podchodzi do uchylonego w salonie okna. Wkłada fajkę do ponętnych ust i wydmuchuje dym, patrząc gdzieś w dal.

- Na cmentarzu powiedziałeś, że dowiem się o Caren rzeczy, których wolałabym nie wiedzieć – zaczęłam nie pewnie, wciąż chodząc w kółko po pokoju. Czekałam na jakąkolwiek jego reakcje, jednak nadaremno. Zaciągnął się kilka razy i delektował chwilą.

- Twoja matka już wie, że to nie było moje dziecko? – spogląda na mnie przez ramię, a blond grzywka opada mu na oko.

- Tak, a co to ma do rzeczy?

- W końcu przestanie wysyłać mi anonimowo te durne maile – pomachał dłonią chcąc się szybciej pozbyć kłębu dymu za okno – Jak dalej będą przychodzić, poważnie zastanowię się nad tym, czy Johann tego nie robi.

- O czym ty do cholery mówisz, Tande?

- Nieważne – zbył mnie rzucając papierosem na parapet, o który stał oparty z założonymi rękoma – Jakie było wcześniejsze pytanie?

- Co wiesz o Caren? – nieco podirytowana kierunkiem, jakim idzie ta dyskusja stanęłam naprzeciw niego.

- Ukochane aktorstwo stało się jej utrapieniem – prychnął cicho i zmiażdżył wargi. Spojrzał na mnie i ewidentnie posmutniał – Mówiła mi kiedyś, że wdepnęła w jakieś niezłe gówno, szantaż, który wszystko zniszczył. Nie mogła odejść, ale chciała.

- Wiesz o co dokładnie chodziło? – spytałam z nutą nadziei w głosie.

- Nie mówiła nic więcej – przeczesał dłonią swoje mokre blond pasma i zaczesał na jedną stronę – Ponoć kiedyś komuś się o tym wygadała i wpadła w kolejne kłopoty. Powtarzała mi tylko, żebym nigdy nie wierzył plotkom.

- Jakim?

- Żadne do mnie nie dotarły, nie interesuje się światem celebryckim – wzruszył ramionami. Czułam, że nie mówi mi wszystkiego, ale dzisiaj nic więcej z niego nie wyciągnę.

- Skąd ty to wszystko wiesz, Tande?

- Czasem mi się zwierzała, kiedy robiła mi zdjęcia – zamyślił się na chwilę – Potem nie było już okazji – posłał mi blady, wymowny uśmiech.

- Ona była w tobie zakochana…

- A ja w niej nie – wszedł mi zdecydowanie w słowo – Wiedziała o tym. Odpuściła.

Pokręciłam głową z niedowierzaniem.

- Nie rozumiem co tak naprawdę między wami było.

- Jesteś zazdrosna? – uniósł pytająco do góry prawa brew.

- Nie ma o kogo – wykrzywiłam usta w kwaśny grymas.

- Kolegowaliśmy się, może nawet zaczęlibyśmy się przyjaźnić – rozważał głośno myśląc.

- Ty nie umiesz się przyjaźnić z laskami, Tande! – roześmiałam się szyderczo i oparłam się o parapet, przystając obok niego.

- Tylko z tobą Ingrid – spojrzał na mnie przeciągle swoimi iskrzącymi, niebieskimi tęczówkami – Z tobą wolałbym robić inne rzeczy – pociągnął za materiał mojej rozkloszowanej spódnicy.

- To robisz z koleżankami – zdzierżyłam go po dłoni, którą natychmiast cofnął.

- Ale z nimi szybko mi się nudzi – zrobił zbolałą minę i westchnął ostentacyjnie.

- Z każdą szybko ci się nudzi – zauważyłam rezolutnie.

- Bo żadna nie jest tobą.

- Kręci cię we mnie jedynie to, że jestem z Johannem, to wyzwanie – odparłam z oczywistością po chwili niezręcznej ciszy.

- Walić go – ironiczny uśmiech wygiął jego usta – Z zajętymi też się bzykałem. To nie o wyzwanie chodzi. Poza tym, kiedy my … - wskazał palcem na mnie i na siebie, unosząc sugestywnie do góry brwi.

- Błagam nie przypominaj mi o tym! – jęknęłam wyraźnie zdegustowana.

- Wtedy byłaś z nim – uśmiechnął się pobłażliwie i podniósł się gwałtownie, stając naprzeciw mnie.

- Byłam pijana, a z Johannem się wtedy pokłóciliśmy i w sumie tak jakby zerwaliśmy.

- A ty zamiast próbować to naprawić, pół godziny później mruczałaś mi do ucha moje imię – uśmiechnął się dziarsko - To moja ulubiona melodia, zawsze ją sobie odtwarzam w głowie przed snem – pochylił się nade mną i zniżył głos do konspiracyjnego szeptu. Jego nikotynowy oddech okalał moją twarz. Pachniał pożądaniem, które miał wypisane w oczach.

- Skasuj nagranie – warknęłam, odpychając go od siebie i dotykając jego brzucha o sekundę za długo. Wiedziałam, że to dostrzegł, ale nie podjął tematu, za co byłam mu wdzięczna. – Mieliśmy do tego nie wracać – przypomniałam mu pretensjonalnym tonem – To był błąd – wyartykułowałam wyraźnie, zakładając ręce na krzyż.

- Może chcesz go popełnić jeszcze raz, Ingrid? – oparł dłoń o parapet tuż obok mojego uda. Oczami wyobraźni widziałam jak jego druga dłoń wodzi nieśmiało po nagim wnętrzu mojego uda, a następnie rozchyla koronkowe majtki i wkłada do środka swoje palce. Wyginam się w łuk, a moim ciałem wstrząsa ciepło w podbrzuszu rozlewające się na całe ciało. Palce Daniela poruszają się wewnątrz mnie zbyt ekspresyjnie, dlatego jęczę i wzdycham naprzemiennie. Przyciska mnie mocniej do szyby okna i opiera na nim wolną dłoń. Sapie nade mną, a jego ręcznik osuwa się z bioder i opada na podłogę. Budzę się z letargu wyimaginowanych zdarzeń biegnących pędem w mojej głowie i spoglądam prosto w jego oczy.

- W twoich mokrych snach, Tande – rzucam ironicznie, a głos mam okraszony nienaganną pewnością.

- Poczekam, aż sama do mnie przyjdziesz – odpowiada spokojnie.

- Taki pewny siebie jesteś? – niekontrolowana ironia wdarła się na moje usta, kiedy podnosiłam się do kanapy, aby zgarnąć swój płaszcz.

- Siebie nie. Ciebie tak – wyszczerzył się głupkowato – Pragniesz mnie, Ingrid. Ty to wiesz, ja to wiem, nawet pewnie Johann to wie. Tylko jeszcze nie chcesz tego głośno przyznać.

Prycham i wybucham nerwowym śmiechem, który próbuję okrasić lekką komediowością.

Zgarniam torebkę ze stolika, wciąż kręcąc głową z niedowierzaniem jaka buta kipi od blondyna.

- Ta pewność siebie, kiedyś cię zgubi.

- Obyś mnie odnalazła.

- Daruj sobie, serio …

- Ingrid, jeszcze jedno – zawołał za mną poważnym tonem, a ja odwróciłam się niechętnie – Caren – przełknął nerwowo ślinę i westchnął – Przyłapałem ją kiedyś na tym, że miała w kieszeni towar.

- Niemożliwe – moje usta zamarły rozwarte.

- Nigdy nie widziałem, żeby była naćpana, czasem kiedy do mnie dzwoniła była mocno wstawiona, ale …

- Dzięki – przerwałam mu, nie chcąc już dalej słuchać. Obróciłam się na pięcie i bez słowa pożegnania opuściłam jego dom. Podeszłam szybko do auta, jednak nie mogłam odnaleźć w torebce kluczyków. Drżące bez przyczyny dłonie mi tego nie ułatwiały. Cholerny Daniel Andre Tande.

 

- Przepraszam, ale tutaj nie wolno wchodzić – strofujący ton głosu starszego mężczyzny w stroju stróża powstrzymał mnie bardziej, niż jego ręka zaciśnięta na moim przedramieniu.

- Zostałam tutaj zaproszona – pozwoliłam sobie na przekonywujący blef, próbując jednocześnie wyrwać się z jego uścisku.

- Jasne, każdy tak tutaj mówi – popatrzył się na mnie z politowaniem – Tutaj nikt nikogo nie zaprasza.

- Jestem siostrą dziewczyny, która tutaj grała.

- No i co z tego? – prychnął, grzebiąc palcem między zębami, pomiędzy którymi utkwiły resztki jedzenia.

- Tej, która popełniła samobójstwo – dodałam po chwili, patrząc na niego lodowatym, przenikliwym spojrzeniem z posępną miną. Ochroniarz zamarł, a jego twarz powoli tężała i przybierała dziwy wyraz.

- Jak coś to ja cię tutaj nie widziałem – rzucił w pośpiechu i obrócił się na pięcie, oddalając się w przeciwnym kierunku.

Weszłam po schodach, a następnie przedostałam się do głównego pomieszczenia niemal niezauważona. Na planie panował harmider i zamieszanie, jak mniemam trwała właśnie przerwa po między nagraniami. Jedni wesoło gestykulując, żywo o czymś rozmawiali. Druga grupka wygłupiała się i opowiadała sobie sprośne żarty. Kilka dziewczyn stojących w kącie przerwały plotkowanie, obrzucając mnie lustrującym spojrzeniem. Poczułam się nieswojo i zdałam sobie sprawę, że zaczęłam zwracać na siebie uwagę i co raz więcej osób dostrzegało we mnie nieproszonego gościa. Założyłam za ucho kosmyk włosów, co zdradzało moje zdenerwowanie. Rozejrzałam się nieśmiało dookoła próbując znaleźć kogoś kto mógłby mi pomóc. Dostrzegłam niską blondynkę z tabletem w ręku i ze słuchawkami na uszach konsultującą coś z grupą aktorów.

- Ej, stara, ta laska to siostra tej małej dziwki Caren – usłyszałam szept za plecami, zwalniając nieco krok.

- Serio? Ciekawe czy też ma sponsora jak siostrzyczka – drugi konspiracyjny ton głosu nieco się ożywił – Dobra, chodźmy gdzieś indziej – dodała, a ja zawiedziona, że urwały temat przewróciłam teatralnie oczami i zacisnęłam pięści. Jak te podłe żmije mogły tak mówić o mojej siostrze. W mojej głowie kotłowało mi milion myśli i żadna z nich nie potrafiła ułożyć się w sensowną całość. Ktoś skinął na mnie podbródkiem i dziewczyna w słuchawkach, spojrzała na mnie przelotnie.

- Nie zabłądziłaś? – rzuciła ironicznie w moją stronę, przeżuwając ostentacyjnie gumę do żucia.

- Szukam producenta tego serialu – machnęłam głową, odgarniając tym ruchem włosy za plecy, dodając sobie tym gestem pewności siebie. Moje zdenerwowanie zdradzały moje palce, plączące się na paskach trzymanej w dłoniach torebki.

- Byłaś umówiona? – dodała wzdychając ociężale, po dłużej chwili w której patrzyła na mnie wzrokiem godnym pożałowania.

- Nie, ale …

- Producent jest u siebie w biurze, tutaj go nie ma – odparła z oczywistością, poprawiając opadające na nosie okulary.

- A scenarzysta?

- Kim ty w ogóle jesteś, co? – spytała nieco już poirytowana.

- Jestem siostrą Caren – głośno przełknęłam ślinę – Chciałam tylko spytać jak dalej potoczą się jej wątek. Zależy mi, aby było to na tyle godne, żeby pamięć o niej …

- Dobra – weszła mi bez pardonu w słowo, stopując mnie swoją dłonią – Zaprowadzę cię do niego.

- Znałaś dobrze moją siostrę? – moje pytanie zawisło w powietrzu, chwilę po tym jak ruszyłam za nią w nieznanym mi kierunku. Ciężkie wypuszczenie ze świstem wstrzymanego w płucach powietrza, nie zwiastowało, że pałała do niej sympatią. Z resztą nikt tutaj nie jest specjalnie pogrążony w żałobie czy smutku.

- Jak każdego tutaj.

- Miała tutaj jakiś przyjaciół? Ostatnio co raz mniej opowiadała o imprezach z ludźmi z planu – próbowałam przejść do serii konkretniejszych pytań.

- Wątpię – po raz kolejny dziewczyna w kitce, której imię było mi obce udzieliła zdawkowej, zaakcentowanej wymownie odpowiedzi.

- Nie chcesz mi czegoś powiedzieć?

- To nie moja sprawa – odparła surowym tonem, który świadczył jedynie o tym, że subiektywny wyrok już wydała – Nie lubię plotek, a o zmarłych mówi się dobrze, albo wcale.

- Jasne.

Przystanęłyśmy przed przeciętnej urody mężczyzną z kilkudniowym zarostem i lekką nadwagą. Popatrzył na stojącą obok mnie dziewczynę znudzonym wzrokiem, a następnie zlustrował mnie z góry na dół i ściągnął brwi z niezrozumieniem.

- Eva, o co chodzi?

- Erland, to siostra Caren. Chce wiedzieć jak zakończy się jej wątek – Eva posłała mu szeroki, nieco przerysowany uśmiech i bardzo szybko zniknęła z pola widzenia. Mężczyzna chciał za nią jeszcze zawołać, ale zreflektował się, że to nie ma najmniejszego sensu.

- Czego pani oczekuje? – potarł zmęczonym ruchem swoje czoło i ziewnął lekceważąco.

- Chcę tylko wiedzieć, czy uśmiercicie ją także w serialu i w jaki sposób? – skrzyżowałam dłonie, chcąc tym gestem dodać sobie animuszu.

- Nie, jej postać wyjdzie.

- I nie wróci?

- Wróci, po jakimś czasie zatrudnimy inną aktorkę, coś jeszcze? – westchnął podirytowany i podparł boki rękoma, a ja zamrugałam kilkukrotnie rzęsami z niezrozumieniem.

- Chcecie ją zastąpić? – oburzenie wdarło się na moje usta – Czy tutaj do cholery, ktoś w ogóle ma zamiar zadbać o jej pamięć?

- Rozumiem, że nikt nie zastąpi ci siostry, ale fikcyjną postać można – odpowiedział spokojnie, kładąc swoją dużą rękę na moim ramieniu - Jest główną bohaterką, ostatnio mocno rozbudowywaliśmy jej wątek, poza tym śmierć odgrywanej przez Caren bohaterki wszystko by pokrzyżowała w scenariuszach. Coś jeszcze? – spytał, nie oczekując odpowiedzi - Jeśli to wszystko, to zaczynamy kręcić i osoby postronne nie mogą tutaj przebywać.

- Jeszcze tylko jedno pytanie – wciąż wpatrywałam się w niego z uporem maniaka, jednak teraz z trudem powstrzymywałam łzy w szklących się oczach.

- Słucham.

- Z kim Caren miała tutaj najwięcej scen?

- Z Andersem.

- A który to? – obróciłam głowę w kierunku kręcących się po pomieszczeniu ludzi i próbowałam zlokalizować jakąś znajomą twarz.

- Nie ma go dzisiaj, źle się czuje od – w jego grubym głosie wyczułam nutkę zawahania, przygryzł nerwowo dolną wargę i chwilę zastanowił na odpowiedzią – Od kilku dni.

- Rozumiem – pokiwałam głową, próbując maskować podstępny uśmiech.

- To wszystko? – ponownie mnie ponaglił, tym razem zgarniając z półki kilkanaście spiętych kartek zakreślonych różnokolorowymi mazakami.

- Tak, dziękuję – rzuciłam zdystansowana i zrobiłam kilka kroków w tył. Omiotłam wzrokiem jeszcze raz znajdujących się tam aktorów, próbując zapamiętać jak najwięcej szczegółów.

Nie siliłam się na grzeczności ani nawet nie zamierzałam się pożegnać z Evą. Zamknęłam za sobą mahoniowe drzwi i zbiegłam po kilku schodkach, zderzając się ze ścianą świeżego rześkiego powietrza, które próbowała przepalić i rozszarpać moje płuca. Wsiadłam pospiesznie do auta i zatrzasnęłam za sobą drzwi. Spojrzałam na wyświetlacz telefonu leżącego na fotelu pasażera i zobaczyłam dwa nieodebrane połączenia i kilka nieprzeczytanych wiadomości. Zacisnęłam dłonie na kierownicy i poskładałam rozbiegane myśli. Odnotowałam swój plan działania na jutro. Przede wszystkim musiałam dowiedzieć się, dlaczego temat Caren budzi takie powszechne obrzydzenie ludzi z jej pracy. Miałam zamiar odwiedzić chłopaka, z którym Caren odgrywała najwięcej scen i który, jak domniemuje jako jedyny źle znosił jej samobójstwo. Chciałam jeszcze mocniej przycisnąć Evę, która z pewnością coś wiedziała, natomiast scenarzystę ewidentnie sobie daruję. Mogłabym wypytać jeszcze te dwie brunetki dlaczego tak źle wypowiadały się o mojej siostrze, czy to jedynie przez zwykłą ludzką zazdrość? Może powinnam odwiedzić też producenta produkcji? Chociaż nie widziałam na razie w tym żadnego sensu i nie miałam żadnego punktu zaczepienia. Ten miał przyjść znienacka i to późną nocą. Teraz zamierzałam spędzić upojny wieczór z Johannem. Bardzo mi go brakowało, a po ilości przepytujących mnie wiadomości, czy dalej jestem na planie i czego się dowiedziałam, utwierdziłam się jedynie w przekonaniu, że pomimo upływających lat nie zatracił swoich najpiękniejszy cech. Wciąż się o mnie martwi, zawsze stara się być moim oparciem, angażuje emocjonalnie w moje sprawy i chce mnie ochronić przez całym złem tego świata. Jestem cholerną szczęściarą, że taki ciepły, empatyczny i wyrozumiały chłopak jest moim facetem. I byłabym skończoną kretynką, gdybym przez chociaż jedną sekundę powróciła pamięcią do jednej z nocy, która kładzie się cieniem na całym moim czystym sumieniu. Przymknęłam oczy, a umysł płatający mi figle powrócił we wspomnieniach do ciężkich oddechów i spoconych ciał spętanych w czeluściach uścisku. Przygryzłam lubieżnie dolną wargę i ponownie poczułam jego mokry język kreślący kółka na moich piersiach. Pokiwałam orzeźwiająco głową, wyrywając się z tego letargu.

- Ingrid – skarciłam się w myślach – Przecież kochasz Johanna.







wtorek, 10 listopada 2020

Akt pierwszy

 

 Patrzyła na mnie swoimi niebieskimi oczami już tylko z kolorowego zdjęcia na marmurowej cmentarnej płycie, pokrytej jej ulubionymi kwiatami fioletowymi hortensjami. Zacisnęłam mocniej dłoń na przedramieniu, stojącego obok mnie w milczeniu Johanna i połykałam gorzkie łzy, spływające po moich policzkach. Pociągnęłam cicho nosem i odwróciłam głowę w bok, próbując spokojnie odetchnąć, rześkim, ostrym powietrzem. Tabletki uspokajające chyba przestawały działać, ponieważ poczułam przeraźliwe zimno, które wzdrygnęło moim ciałem i niemiłosiernie piekący ból w klatce piersiowej. Wiadomość o śmierci Caren spadła na mnie niczym grom z jasnego nieba. Szczegóły o popełnionym samobójstwie wezbrały we mnie wielki żal i niezrozumienie. Byłam na nią niewyobrażalnie wściekła, bo podjęła tą tragiczną decyzję, nie zdradzając się ani słowem ani czynem, do końca nie dała po sobie poznać, że coś ją przerasta, że sobie z czymś nie radzi. Nie rozumiałam tego pośpiechu rodziców z pochówkiem, tym bardziej, że mój nagły powrót z Szwecji zajął trochę dłużej, niż byłam w stanie to oszacować. Uroczystość ponoć była skromna i bardzo szybko się skończyła, a moja siostra zasługiwała na to, żeby pożegnały ją tłumy, żeby płakało po niej co najmniej pół miasta, a zwłaszcza zasługiwała na to, żeby zdążyła ją pożegnać siostra.

- Nie rozumiem – wyszeptałam z trudem, zniekształconym od emocji głosem – Nie rozumiem co się stało, Johann. Dlaczego nie poprosiła o pomoc? Dlaczego nic mi nie powiedziała do cholery?

- Nie wiem – odparł szczerze po dłuższej chwili milczenia.

Przenikliwe zimno w moim sercu ogrzewały jedynie jej wspomnienia, wszystkie były dobre i do wszystkich tęskniłam, aż po krańce nerwów. Targał mną nieopisany żal, że nie będę kolekcjonować nowych, a te które nosze w sobie z czasem wyblakną, zaczną się zacierać, aż w końcu stracę ich ostrość. A ja chciałam pamiętać wszystko tak intensywnie, jakby to było wczoraj.

Ściągnęłam ciemne okulary zasłaniające pół mojej szarej i zmęczonej twarzy oraz sińce pod oczami z niewyspania. Mój błędny, zamglony od podwójnej dawki proszków wzrok zarejestrował postać stojącą przy cmentarnej bramie. Daniel Andre Tande ubrany w ciemne dżinsy i czarny długi płaszcz w pośpiechu wypalał papierosa i rozglądał się delikatnie na boki.

- Co on tutaj robi? – z oburzeniem przyglądałam się jak blondyn podąża w naszym kierunku, spokojnym wyważonym krokiem i zakłada na dłonie skórzane rękawiczki.

- Nie wierzę – szatyn parsknął i pokręcił głową zdegustowany obecnością swojego kolegi z kadry, który przystanął tuż obok.

- Nie miałem jeszcze okazji złożyć Ci kondolencji - z jego ponętnych, dużych ust wydobył się obłok chłodnego powietrza – Nie widziałem Cię na pogrzebie – odchrząknął znacząco – Przyjmij moje najszczersze wyrazy współczucia, Ingrid.

Jego kruchy, troskliwy szept dotknął mnie w sam środek serca, skruszył fasadę ostatnich pozorów, wzburzył tamę rozsierdzających mnie sprzecznych uczuć. Skinęłam głową w geście podziękowania, próbując powstrzymać kolejną porcję łez napływających do oczu. Mrugnęłam kilkukrotnie, próbując wysuszyć piekącą spojówkę.

- Miałeś jeszcze czelność tutaj przychodzić? – warknął Johann, robiąc wyrywny krok w kierunku blondyna, który uniósł do góry brwi ze zdziwienia – Po tym wszystkim – dodał cedząc przez zaciśnięte zęby i urywając, gryząc się w język. Spojrzał na mnie niepewnie, bojąc się, że powiedział o kilka słów za dużo.

- Po czym? – wtrąciłam zaniepokojona, przerzucając wzrok z szatyna na blondyna.

- Nie powiedzieliście jej jeszcze? – Daniel uśmiechnął się krzywo – Jasne, dawkujecie emocje.

- O co chodzi Johann? – co raz bardziej zdezorientowana podniosłam lekko zniecierpliwiony głos. Obaj mierzyli się nieprzejednanymi spojrzeniami.

- Powiesz jej, czy ja mam to zrobić? – spytał Daniel.

- Zamknij się! – wrzasnął młodszy skoczek – Co ty tu jeszcze w ogóle robisz? Masz tupet!

- Tande? – wiedziałam, że blondyn jest bardziej skory do wyjawienia mi czegoś, niż własny chłopak.

- Twoja siostra była w ciąży.

Słowa ostre jak noże, cięły głęboko jak szkło, raniąc jak brzytwa. Obraz się zamazywał, przytłumione dźwięki rozmywały się w przestrzeni. Nogi się pode mną ugięły i poczułam jedynie jak obydwoje zaprzestali bezsensownej kłótni i zamilkli, aby skutecznie przytrzymać moje bezwładne ciało. Kiedy poczułam się lepiej, a obraz przed oczami stał się ostry i stabilny, Johann objął mnie ramieniem wyrywając z uścisku Daniela.

- Twoi rodzice chcieli ci powiedzieć po powrocie do domu – wyjaśnił pospiesznie szatyn w przepraszającym tonie.

Poczucie winy uderzyło we mnie jeszcze bardziej. Mogłam zostać tutaj, być przy niej, miałaby we mnie wsparcie i może nie doszłoby do tej tragedii.

- Zrobiłeś jej dziecko i przez Ciebie się zabiła, ty sukinsynu! – Johann wymierzył w tors skoczka oskarżycielsko wskazujący palec.

- To … dziecko Daniela? – wychrypiałam zaskoczona, podświadomie szukając jakiegoś gestu zaprzeczenia w ich twarzach. Usta blondyna zadrżały w półuśmiechu. Z pewnością zarejestrował fakt, że po raz drugi w życiu wypowiedziałam jego imię. Gdyby nie ponure okoliczności nie oszczędziłby sobie pełnego, buńczucznego uśmiechu na samo wspomnienie zdarzeń, kiedy wypowiedziałam je po raz pierwszy.

- Rzecz w tym, że odebrałem wyniki i potwierdziły to co mówiłem Ci Forfang, od momentu Twoich niedorzecznych oskarżeń, to nie jest moje dziecko, nawet nie mogło być, bo nigdy nie spałem z Caren – spojrzał na mnie przelotnie, ukradkiem, sprawdzając moją reakcje na jego słowa, a ja uciekłam wzrokiem w bok.

- Jasne – prychnął szatyn – Więc nie było twoje, zdradziła cię, wkurzyłeś się, bo nie chciała usunąć i przez ciebie targnęła się na swoje życie!

- Brzmisz jak wariat. Przestań dorabiać sobie teorie w swojej głowie.

- Wiem, że masz coś z tym wspólnego, po prostu czuję to – gestykulował, jakby jakiś zapach unosił się w powietrzu, lecz Tande pokiwał tylko głową z politowaniem. Mnie również nie opuszczało podobne przeczucie, przecież Caren była nieodwołalnie i beznadziejnie zakochana w tym dupku.

- Może skupcie się na ojcu dziecka, jego trzeba sprawdzić.

- Chcesz odsunąć od siebie podejrzenia? – spytał z niedowierzaniem Forfang - Sprytnie, ale policja zabezpieczyła wszystkie twoje zdjęcia na aparacie Caren, takich zdjęć nie robi się byle komu.

- Policja?

- Niepokoi Cię to? Larssenowie chcą znać każdy szczegół, wszystko co do tego doprowadziło.

- Jest dużo rzeczy, których dowiedzą się o Caren, a pewnie woleliby nigdy ich nie odkryć – grymas niezadowolenia przemknął po jego twarzy, a usta związał w kreskę - Niech się lepiej zastanowią.

- O czym ty do cholery mówisz, Tande? – wtrąciłam, poruszona prawdziwością jego smutnego tonu głosu. Czułam pod skórą, że jest coś czego nie mówi, że jest coś o czym wie więcej.

- Daj spokój kochanie, on chce się tylko wybielić – Johann skarcił mnie wzrokiem i potarł moje przedramię troskliwie swoją dłonią. Przycisnął mnie mocniej do swojego ciała, tak, że mój policzek wtopił się w jego szary płaszcz.

- Jeśli mógłbym w czymś pomóc, wiesz gdzie mnie szukać – rzucił na odchodne Tande w moim kierunku, sugestywnie spoglądając mi przeciągle w oczy. Jego źrenice się zwęziły, a tęczówki stały się wyblakłe, kiedy przerzucił wzrok na Johanna. Zrobił krok do tyłu i wsuwając dłonie do kieszeni płaszcza, obrócił się na pięcie, a ja wpatrywałam się jedynie w jego oddalającą się sylwetkę.

- Co za dupek – wymamrotał pod nosem szatyn - Chodźmy do domu, rodzice czekają.

Potrząsnął mną delikatnie wyrywając z marazmu myśli, krążących wokoło jednego nękającego mnie przeczucia.

 

 

Ojciec sączył whisky, nieobecnym wzrokiem wpatrując się w ekran telewizora. Próbował się pozbierać, nie pokazując dookoła swojego cierpienia. Jutro wracał do pracy i to pewnie wir obowiązków jaki na siebie narzuci będzie przygłuszać ból i pozwoli mu przetrwać, aby pod przykryciem nocy wybudzał się złym snem i cicho łkał w poduszkę. Mama wszędzie napotykała rzeczy i ubrania należące do Caren i zanosiła się wtedy płaczem, lamentowała i nie mogąc pogodzić się z gnębiącą ją winą przerzucała odpowiedzialność na ojca.

Nie byli zbytnio poruszeni moim powrotem i wbrew zapewnieniom Johanna wcale nie zamierzali mi powiedzieć o ciąży Caren ani tym bardziej o powodzie, dla którego pochowanie własnego dziecka była dla nich wstydliwym sekretem, który należało zakopać głębiej.

Zamknęłam się w swoim pokoju, wciąż nie będąc gotową na konfrontacje z pokojem, który zamieszkiwała moja siostra. Nie byłam gotowa na pakowanie jej rzeczy razem z mamą. Nie byłam gotowa na sen, być może czekała mnie kolejna bezsenna egzystencja. Jednak to co znalazłam w swojej pościeli zupełnie miało zmieć moje życie w najbliższych dniach. Żółta karteczka samoprzylepna, a na niej pismo Caren.

 

Na górnej półce, obok encyklopedii. Załóż moje buty i przeżyj to co ja, a zrozumiesz to co teraz wydaje ci się niepojęte.

 

PS. Mam ostatnią prośbę. Nie kartkuj, nie czytaj go od tyłu. Rób wszystko tak, jak zapisałam.

 

Caren.

 

Pogładziłam kciukiem papier, który kilka dni temu trzymała w dłoniach jako jedną z ostatnich rzeczy. Rzuciłam okiem na regał, na którym miałam szukać jej pamiętnika. Podeszłam bliżej z drżącą dłonią sięgając po niego, oprawionego z złote ramki. Chropowata powierzchnia okładki w kolorze zgniłej zieleni nie zachęcała do jego otwarcia, ale dla mnie to były ostatnie chwile z własna siostrą. Chwile, które miały okazać się bardziej gorzkie, niż słodkie. Otworzyłam pierwszą stronę z majestatyczną powagą, próbując nie zagiąć i nie ubrudzić żadnej z białych kartek. Dłonie drżały mi niemiłosiernie, oddech był płytki, a serce waliło mi jak oszalałe. Poczułam krople potu na czole i przełknęłam głośno ślinę. Notatka na pierwszej stronie była krótka, brzmiała bardziej jak instrukcja.

 

Dowiedz się co mówią o mnie znajomi z planu, zweryfikuj plotki, a kiedy odkryjesz prawdę wróć tutaj i czytaj dalej 😉

 

Kusiło mnie aby nie baczyć na te głupie reguły i przerzucić następną kartkę, przeczytać obszerną treść, która przebijała się pod światłem i oszczędzić sobie przykrych wycieczek na plan filmowy. Nigdy nie darzyłam zbytnią sympatią jej znajomych z pracy, zawsze uważałam, że aktorzy są na swój sposób dziwni, niemiej zawsze jej kibicowałam. Caren była inna, miała prawdziwy talent i pasje, miała większe aspiracje, niż ten godny pożałowania serial internetowy dla młodzieży, ale od czegoś trzeba było zacząć. Caren była ambitna, chciała zacząć od przysłowiowego zera i samodzielnie wspinać się po szczeblach, nie iść na skróty. Skoro chciała, żebym choć po części zrozumiała w jakim miejscu życia się znalazła, jestem jej to winna. Sięgnęłam po swojego białego iphona leżącego gdzieś niechlujnie w pościeli. Wybrałam jeden z kontaktów i przyłożyłam telefon do ucha. Było kilka minut po pierwszej i po trzecim sygnale dotarło do mnie, że to nie jest odpowiednia pora. Kiedy miałam się rozłączyć usłyszałam po drugiej stronie zaspany, męski głos.

- Chcę porozmawiać o Caren, przyjadę do ciebie jutro po południu.


Witam w kriminale, dramacie. Wszystko jest fikcją.