wtorek, 29 grudnia 2020

Akt piąty

 

Kilka miesięcy temu

 

Johann klęczał na kolanach z wyciągniętymi w moim kierunku dłońmi, w których kurczliwie trzymał bukiet jasnoróżowych piwonii.

- Jestem skończonym idiotą, chodzącą pomyłką, bezmózgim egoistą nie zasługującym na wybaczenie – kajał się z głową pokornie spuszczoną w dół. Wypowiadał słowa z samowolną odrazą. Mimowolnie moje kąciki ust uniosły się ku górze. Wyglądał jak ukamienowany męczennik, a ton jego głosu zakrawał już o samobiczowanie.

- Johann wstań – mruknęłam niewyraźnie, zakłopotana patrzeniem na niego z góry.

- Nie – zaoponował, kręcąc przy tym zdecydowanie głową – Nie wstanę dopóki mi nie wybaczysz, Ingrid – spojrzał na mnie nieśmiało swoimi przenikliwymi tęczówkami – Nie śmiem nawet błagać cię o wybaczenie, ale to co przedwczoraj padło z moich ust jest karygodne. Ale ja sobie nie wyobrażam życia bez Ciebie. Byłem zdenerwowany i chyba obydwoje posunęliśmy się za daleko. Nie mniej wiem, że nie takiej postawy ode mnie oczekiwałaś, a ja cię zawiodłem. Zachowałam się jak gówniarz. Przepraszam.

- Są piękne – chwyciłam bukiet i przystawiłam go do twarzy racząc się ich zapachem, który ukoił mój gniew – Moje ulubione – zauważyłam, próbując uciąć jego monolog, który jedynie przysparzał mnie o co raz głośniejsze wyrzuty sumienia.

- Jesteś dla mnie taka dobra, Ingrid – zwilżył koniuszkiem języka swoje wargi i skarcił się w swoich myślach na swoje zachowanie – Nie zasługuję na Ciebie, ale bardzo, bardzo cię kocham. To wiem na pewno.

Przełknęłam głośno ślinę, zdradzając się nagłą nerwowością. Nagle zrobiło mi się gorąco, aż poczułam pojedyncze krople potu spływające po skroni. Zaprzeczyłam ruchem głowy z całą niezręcznością jaką kiedykolwiek było mi dane dysponować. Po minionych wydarzeniach wzniosłe peany na moją cześć, były co najmniej nie na miejscu. To ja nie zasługiwałam na takie przeprosiny od szatyna.

- Wybaczysz mi? – spytał z nadzieją w głosie, a ja kiwnęłam potwierdzająco głową. Chciałam być jak najbardziej oszczędna w gestach.

- Ja też cię przepraszam, Johann – wyszeptałam, kiedy uradowany wstał pospiesznie z paneli i wziął w swoje ramiona, szczelnie zamykając uścisk. Za zdradę – dodałam już w myślach. Chociaż nią de fato nie była, to czułam się z tym okropnie źle. Jedna kłótnia i rzucone w pośpiechu niewyjaśnione słowa, nie powinny mnie usprawiedliwiać.

- Możemy udawać, że te dwa ostatnie dni nie miały w ogóle miejsca? – ujął moje dłonie w swoje i podniósł ich wierzch do swoich ust, całując delikatnie.

- Możemy – przytaknęłam, a następnie poczułam jak jego wargi wpijają się w moje zachłannie, co raz mocniej na nie napierając – Wstawię je tylko do wazonu – oderwałam się od niego nieco rozbawiona i uniosłam bukiet dla usprawiedliwienia przerwania pieszczoty. Zostawiłam poprawiającego mankiet koszuli Forfanga i zeszłam po schodach na dół wprost do kuchni, szukając odpowiedniej wielkości flakonu. Odetchnęłam głęboko i wyjęłam z kieszeni dżinsowych spodni swojego białego iphona.

- Ingrid? – odezwał się mile zaskoczony głos po drugiej stronie – Wiesz, że nie ładnie wychodzić bez pożegnania?

- Możemy się spotkać? – zbywając jego retoryczną uwagę, zniżyłam głos do konspiracyjnego szeptu i rozejrzałam się nerwowo dookoła.

- Już się stęskniłaś? – prychnął, próbując połechtać swoje wybujałe ego głosem graniczącym niemal z pewnością.

- Chcę porozmawiać.

- O czym?

- O tym co się między nami wydarzyło na imprezie – odezwałam się po chwili ciszy.

- Aha – skwitował beznamiętnym tonem.

- Chcę, żebyśmy o tym zapomnieli, Tande.

Cisza i konsternacja po drugiej stronie nie trwała długo, tak jakby zupełnie spodziewał się od początku w jakim kierunku podąża nasza rozmowa.

- W porządku – odparł ze stoickim spokojem, chociaż miałam przygotowaną całą kanonadę wyrzutów i kontrargumentów. Nieco zirytował mnie fakt, że blondyn zupełnie zrezygnował już nawet ze swojej gry i tak zwyczajnie się poddał. Cała przewaga jaką zbudowałam na symulacji tej rozmowy oparta była na przekonywaniu go, że dla mnie to nie miało znaczenia, że byłam pijana, że kocham Johanna, że żałuję, żeby nie robił sobie zbędnych nadziei, że to w ogóle nie powinno się wydarzyć. Jednak Tande mimo swoich płomiennych zapewnień potraktował tamtą noc jak miał w zwyczaju. Jako jednorazowy strzał i to bardzo mnie ubodło, że dałam się potraktować jako jednorazowa przygoda.

- Wróciłam do Johanna – rzuciłam bezwiednie zdanie do telefonu, licząc, że to zmotywuje skoczka do jakiegokolwiek bardziej emocjonalnego ruchu, jednak bezskutecznie.

- Rozumiem – odparł lakonicznie – Możesz liczyć na moją dyskrecję, Ingrid.

Przełknęłam głośno ślinę, zastanawiając się, czy to ostrzeżenie, werbalna groźba rychła spełnieniu, a może przysięga.

- Na pewno?

- Ingrid - westchnął nieco poirytowany – Nie zależy mi na tobie na tyle, żeby niszczyć twój związek, możesz być spokojna.

Rozłączył się pośpiesznie nawet nie rzucając grzecznościowego pożegnania. Zraniony Daniel Andre Tande wiedział, że musi dzisiaj zapomnieć o Ingrid Margot Larsen w morzu alkoholu i przy pomocy pięknych kobiet.

- Dupek – warknęłam do zgaszonego ekranu telefonu i cisnęłam aparatem na kuchenny blat. Ingrid Margot Larsen czuła obezwładniające ją upokorzenie. Stała się kolejną zdobyczą Daniela Andre Tandego i od jego kaprysu zależało, czy jej ukochany Johann dowie się o sposobie w jaki spędziła noc, w której się pokłócili.

 

Aktualnie

 

- Idę pod prysznic, zaczekać na ciebie? – Johann podparł się na łokciach na pościeli i spojrzał na mnie z lubieżnym uśmiechem. Moje nagie ciało, zaplątanie w kołdrę, przesiąkniętą zapachem naszych ciał, przeciągle zmieniło pozycję. Oparłam głowę o jego bark i sunęłam leniwie obuszkiem palca po jego ramieniu.

- Zaczekam tutaj na ciebie, nie chce mi się jeszcze wychodzić z łóżka – wyszeptałam pomiędzy soczystymi pocałunkami, które składał na moich ustach. Jego wciąż rozgrzane i spocone ciało po namiętnym uniesieniu, przywarło z powrotem do mojego. Upijałam się zapachem jego skóry i spijałam słodkość warg napierających z co raz większym impetem. Nasze pożycie przeżywało istny renesans po ostatniej rozczarowującej wpadce. Tym razem szatyn zabrał mnie w prywatną, rozkoszną podróż do krainy ekstazy.

- To idę – mruknął, odrywając się ode mnie i z magnetycznym spojrzeniem, kusząco starł z warg resztki mojej śliny. Odprowadziłam go spojrzeniem do drzwi, skupiając wzrok i podziwiając jego wysportowaną sylwetkę i jędrne pośladki. Opadłam z rozkoszą z powrotem na poduszkę i z błogim uśmiechem chłonęłam pustą przestrzeń po Forfangu. Skupiając nagle wzrok na biurku i stojącym na nim zamkniętym laptopie z migającą diodą, zerwałam się nagle, owijając się jedynie kołdrą i zasiadając za biurkiem. Wychyliłam się nieco w kierunku drzwi, aby upewnić się, że słyszę odgłos włączonego prysznica. Przeczesałam rozczochrane włosy i zagarnęłam je do tyłu, kiedy podniosłam ekran i nacisnęłam na klawisz. Ku moim oczom ukazał się starannie wyczyszczony pulpit, niczym nie przypominający standardowego zaśmieconego ekranu. Oparłam podbródek na złączonych dłoniach i zaczęłam się zastanawiać, co tak naprawdę popchnęło mnie do naruszenia czyjejś prywatności. Zwłaszcza do osoby, której powinnam ufać bezgranicznie. Przygryzłam dolną wargę, tocząc nierówną batalię moralności i w końcu otworzyłam pocztę szatyna. Przejrzałam pobieżnie główne maile i te, które trafiły do spamu. Nie zauważyłam niczego niepokojącego, aż w końcu zdałam sobie sprawę, że tak naprawdę nie mam powodu, aby przeszukiwać jego korespondencję. Nie wiem nawet co miałabym tam znaleźć. Portal społecznościowy opatrzony był hasłem, które nie było wygenerowane automatycznie. Historia przeglądarki wyglądała, jakby co najmniej była używana jedynie do podstawowych rzeczy. Zamknęłam okno i cicho westchnęłam, stukając nerwowo palcami o blat biurka. Wpatrywałam się tempo w tapetę, w zdjęcie z naszych ostatnich wakacji na południu Francji. Sunęłam na touchpadzie kursorem w kierunku plików, lecz liczba folderów nie pozostawiała złudzeń. Nawet gdyby Johann miał cokolwiek do ukrycia, nie trzymał tego w swoim macbooku. A przynajmniej nie na widoku. Kiedy nie słyszałam już szumu wody z łazienki obok, coś mnie tchnęło. Otworzyłam kartę incognito i weszłam na google. Tam w pustym polu zalogowania nacisnęłam dwa razy przyciskiem, po czym ku mojemu zaskoczeniu wyświetliły się dwa konta i zapisane automatycznie dane do logowania.

- carenastridlarsen? – przeczytałam na głos, niedowierzając. Drugim nickiem była dirtsanesral. Ściągnęłam z niezrozumieniem brwi, lecz dywagacje zostawiłam na później. Słyszałam krzątanie się Johanna po łazience i wiedziałam, że za chwile opuści pomieszczenie. Kliknęłam w dziwną nazwę, rezygnując ze sprawdzenia profilu siostry, w pośpiechu tłumacząc sobie, że być może kiedyś Caren korzystała z laptopa Johanna. Maili wysłanych z dziwnego konta było niewiele, ale wszystkie były zaadresowane do Daniela Andre Tandego. Usłyszałam skrzypnięcie nienaoliwionych drzwi od łazienki, przez co poderwałam się na krześle zbyt gwałtownie. Zamknęłam pospiesznie okno i zatrzasnęłam laptopa, bezszelestnie wstając od biurka, nim Johann stanął naprzeciw mnie w samych bokserkach, tak ponętny i seksowny, że przez chwilę zapomniałam o treściach, które napotkałam. Zsunęłam z siebie materiał pościeli, który opadł na panele, ukazując w pełnej krasie moją nagą sylwetkę.

- To teraz ja – uniosłam subtelnie ku górze wargi  i próbowałam wyminąć szatyna. Zagrodził mi drogę swoimi ramieniem i przysunął swoją twarz bliżej mojej.

- Nie każ mi zbyt długo na ciebie czekać – skubnął płatek mojego ucha i złapał dłonią za mój pośladek, wpijając swoje palce w połacie skóry.

- Po prysznicu muszę pilnie załatwić coś na mieście i nie chcę się spóźnić – wytłumaczyłam, opierając dłoń na jego piersi i wyminęłam go w progu jedynie przez zaskoczenie wymalowane na twarzy. Podążył za mną do łazienki, kiedy weszłam pod prysznic i nacisnęłam na baterię. Przyglądał mi się przez dłuższą chwilę, po czym oparł dłońmi o umywalkę.

- Ingrid – zaczął niepewnie, kiedy sięgnęłam po swój ulubiony żel pod prysznic o zapachu pistacji  – Czy ty się z kimś spotykasz?

Znieruchomiałam na sam widok jego marsowej miny i zatroskanego spojrzenia wycelowanego we mnie z całą paletą żalu.

- Słucham? – żachnęłam się, powoli wcierając kosmetyk w skórę.

- Widujesz się z Tande za moimi plecami? – nerwowo zacisnął dłonie na krawędziach blatu – Co chwilę znikasz, nie ma cię w domu, a twoja mama powiedziała mi, że wczoraj cię odwiózł – zaaferowany, próbował ukryć swoje rozrzewnienie, nerwowo unikając mojego wzroku. Letnia woda obmywała w głuchej ciszy moje ciało z wytworzonej piany, kiedy rozsunęłam szklane drzwi i owijając się bawełnianym ręcznikiem, stanęłam naprzeciwko Johanna. Przeklęłam w duchu rozwiązły język mojej matki. Jeśli podzieliła się swoimi wszystkimi wątpliwościami, nie miałam wyjścia, nie mogłam dłużej nie mówić Forfangowi prawdy. Związałam usta w kreskę i zacisnęłam je pokornie.

- Tak – odparłam bez emocji, patrząc prosto w szare tęczówki, pełne sprzecznych emocji – Tak samo jak z kolegą z planu Caren, operatorem, a dzisiaj jej znajomą z warsztatów malarskich. Z każdym, kto miał z nią kontakt przez ostatnie miesiące, każdym z kim się spotykała i chce mi coś opowiedzieć. Nie będę się z tego tłumaczyć ani z tego, że Tande odwiózł mnie do domu. To chyba nie jest przestępstwo?

Założyłam mocniej skrawek bawełnianego ręcznika pod pachę, a z moich mokrych końcówek włosów, spadały na kafelki dźwięcznie rozbryzgujące się krople wody.

- Po prostu nie podoba mi się, że on wciąż pojawia się gdzieś w twoim zasięgu – skwitował szczerze, cedząc złowrogo przez zaciśnięte zęby. Spuścił głowę ze zrezygnowaniem, po czym popatrzył na mnie ze zrozumieniem – Wiem, że chcesz zrozumieć dlaczego Caren to zrobiła – dotknął pocieszająco mojego ramienia – Wiem, że nie dawałem ci w tym wsparcia, ale teraz możesz mi wszystko powiedzieć, Ingrid. Zrobię wszystko co w mojej mocy, żeby ci pomóc. Bo cię kocham – chwycił dwoma palcami za mój podbródek u uniósł go, abym spojrzała w jego oczy. Uśmiechnęłam się nieśmiało i skinęłam głową. Szatyn pochylił się nade mną i pocałował w mokre czoło. Zaplotłam dłonie na jego szyi, a on oparł swoje na moich biodrach.

- Caren zostawiła mi swój pamiętnik – wyjaśniłam, czekając na jego reakcję, jednak pozostał niewzruszony – Właściwe, zostawiła mi instrukcje i wskazówki. Twierdzi, że wszystko zrozumiem, jeśli przez chwilę poszukam prawdy sama i zrozumiem z czym się mierzyła.

- Chyba nie bardzo rozumiem – Johann zmarszczył czoło, na tyle, że uwydatniła się bruzda na jego czole – Jaką prawdę?

- Rodzice uwierzyli w te okropne plotki na jej temat, te o romansie z producentem i tym aktorem – zagryzłam na chwilę wargę i nasączyłam ton nieukrywaną pretensją – Ty też.

- Przepraszam – odparł słabo i pokręcił głową z malującym się na twarzy wyrzutem sumienia.

- Okazało się, że to była nieprawda.

- Nie? – wydawał się być szczerze zaskoczony, jednak widziałam, że tak jak mi ulżyło mu na wieść o tym, że nie musimy wstydzić za rzeczy, których moja siostra nie zrobiła.

- Nie i dlatego jestem jej to winna. Strona po stronie, kartka po kartce – zrobiłam pauzę, kiedy po raz kolejny skoczek uniósł brwi z niezrozumieniem – Nie mogę niczego omijać, całej prawdy dowiem się dopiero na końcu i choć nie raz korciło mnie by tam zajrzeć, teraz wiem, że nie mogę, muszę pójść tą drogą, żeby zrozumieć, a wtedy dorwę tego sukinsyna – mocniej zacisnęłam dłonie na jego karku.

- Kogo?

- Ojca jej dziecka. Tego prawdziwego.

Forfang uśmiechnął się pokrzepiająco i przycisnął mnie do siebie, nie pozostawiając jakiejkolwiek przestrzeni. Czułam jak spokojnie kołysał mnie w swoich ramionach, a jego słodki oddech ogrzewał moje mokre pasma włosów. W mojej głowie kotłowało się teraz milion sprzecznych myśli. Czułam wewnętrzną ulgę, kiedy zdjęłam z siebie brzemię ukrywania gry jaką pośmiertnie prowadzi ze mną Caren, jednak z drugiej strony wkradł się we mnie chłodny niepokój, jakieś dziwne przeświadczenie, które próbowałam wtedy na tysiąc sposobów wyprzeć z podświadomości. Jedynie dwie kwestie nie dawały mi spokoju, mimo iż miałam dla nich bardzo sensowne wytłumaczenia. Dlaczego Johann wysyłał maile do Daniela i od kogo pożyczył te cholerne pieniądze i czy w ogóle je oddał. Chociaż powinnam poczuć ciepło, ciepło ciała Forfanga, ciepło jego zrozumienia i wsparcia, tego, że ponownie mogę na nim bezwzględnie polegać, że jest tak bardzo mój. Wspaniałym, ukochanym, idealnym chłopakiem. Tyko dlaczego czuję, że puste miejsce tęsknoty jaka dręczy moją duszę, nie pasuje do kształtu rąk, które kurczliwie trzymają mnie w ramionach?

 

 

Podnoszę rękaw i spoglądam teatralnie na tarczę złotego zegarka, odnotowując że do zamknięcia lokalu zostało już niewiele ponad cztery minuty. Nerwowo zastukałam obcasem buta o powierzchnię asfaltu, aż w końcu przeszłam na drugą stronę ulicy i nacisnęłam na klamkę pod neonowym napisem Veloart. Wraz z popchnięciem drzwi, rozległ się dźwięk dzwonka, co wprowadziło mnie w niemałą konsternacje. Wyobrażałam sobie to miejsce, jako ekstrawaganckie centrum nowoczesnej sztuki. Tym czasem przypominało skansen, pomalowany jedynie na pastelową mięte. Co w zupełności kontrastowało z wszechobecną żółcią, czerwienią i ciemnym granatem.  Rudowłosa, ścięta do ramion dziewczyna właśnie szykowała się do zamknięcia, kiedy podniosła głowę i zatrzymała na mnie swoje spojrzenie. W sposobie jaki na mnie patrzyła, zdałam sobie sprawę, że oczekiwała mojej wizyty.

- Jestem siostrą Caren – wydobyłam z siebie pospiesznie i wyjaśniająco, jakby to zdanie miało być przepustką do kolejnych informacji. A może o to właśnie jej chodziło? Może to zupełnie przemyślany zabieg? Abym co chwilę miała na uwadze to, że jestem jej siostrą. Tylko czemu to miało służyć? Współczułam jej tych plotek i niesłusznych oskarżeń, ale poniekąd to był jej wybór. Mierzyła się z jego konsekwencją, ale nigdy bym jej za to nie potępiła. Mogła mi o wszystkim powiedzieć. Dlaczego tego nie zrobiła?

- Poznałam – skinęła głową i dopiero teraz zauważyłam na jej promiennej twarzy piękne, wyblakłe nieco piegi – Oddam ci obrazy Caren i te, których nie skończyła – powiedziała ze smutkiem w głosie. Wskazała ruchem ręki, abym podążała za nią, prowadząc mnie, do kolejnego pomieszczenia za uchylonym drzwiami.

- Często tu przychodziła? – spytałam, próbując wyminąć slalomem rozłożone sztalugi i niechlujnie porozrzucane kubły z farbami.

- Malować? Na początku tak – Sonja ściągnęła z siebie biały, ubrudzony wyblakłymi kolorami fartuch i odwiesiła go na wieszak usytuowany w kącie – Jednak z czasem wpadała jedynie do mnie na kawę, trochę się pożalić, utyskiwać na życie.

- Co ci mówiła? – zagadnęłam, nieśmiało zakładając kosmyk włosów za ucho. Spuściłam lekko głowę nie tylko, aby nie poślizgnąć się na rozścielonej na podłodze folii, ale również wstydziłam się faktu, że mojej siostrze bliższa była obca osoba.

- Że wszystko jest nie tak jak być powinno – westchnęła cicho i zapaliła światło w pomieszczeniu, wyglądającym na magazyn. Słabe światło jarzynowej żarówki rozświetliło mrok.

- Dlaczego przestała malować?

- Znalazła sobie lepsze zajęcie – stwierdziła z przekąsem dziewczyna niższa ode mnie co najmniej o głowę – Lepsze doznania gwarantowały jej inne rzeczy, płótno już nie mogło pomieścić jej bólu i poczucia niesprawiedliwości.

- Narkotyki? – moje pytanie zawisło w powietrzy, a po minie rudowłosej stwierdziłam, że było jedynie retoryczne – Skąd? Od kogo brała, wiesz coś o tym?

- Od Andersa – stwierdziła z oczywistością, przyglądając mi się z nieukrywanym niedowierzaniem, jakbym zupełnie o niczym nie miała pojęcia – Producent tego serialu, w którym pogrywała rozprowadza poprzez swoje pachołki towar w środowisku celebryckim. Caren zbliżyła się do Andersa, bo kiedyś podrzucił jej cudowny woreczek. Wtedy zapragnęła również rozprowadzać towar – parsknęła z wyrzutem – Próbowałam jej przemówić do rozsądku, wyperswadować ten idiotyczny pomysł, ale ona się uparła. Chciała z premedytacją popaść w kłopoty, rozumiesz? Chciała, żeby przez to zauważył ją chłopak, który ją odtrącał. Dla jakiegoś nic niewartego faceta, w głowie mi się to nie mieści. Wtedy wiedziałam, że jest z nią co raz gorzej.

Sonja zerwała zamaszystym ruchem dłoni prześcieradła zasłaniające płótna należące do Caren. Na jednym z nich rozpoznałam Tandego. Przedstawiało jego naprężone i muskularne ciało w artystycznej pozie. Z pewnością inspirowała się jednym ze swoich zdjęć.

- To chyba miał być dla niego prezent, ale widocznie nie zasłużył – sarkazm wygiął jej wargi z nienaturalnym grymasie. Nie mogłam nie przyznać jej racji. Z jego relacji powiedział jej kategorycznie, żeby nie robiła sobie złudnych nadziei. Następny obraz był niedokończony, jednak w zupełności rozpoznałam na nim moją karykaturalną postać. Pokraczne krzywe nogi, zachwiane proporcje, wyuzdane ubrania, nienaturalny biust, pokraczna twarz i domalowane w ewidentnej złości wąsy. Zamarłam z cichym jęknięciem na ustach.

- Chciałabym Ci powiedzieć, że to nie ty, ale …

- Za co ona mnie tak nienawidziła – westchnęłam bezradnie, powoli przeczesując dłonią włosy i z żalem wpatrując się w malunek przede mną.

- Malując go – odchrząknęła nieśmiało dziewczyna – Powiedziała mi, że są rzeczy, których nie wybacza się siostrze – spojrzała na mnie z ukosa ciekawa mojej reakcji.

- Nie powiedziała Ci o co jej dokładnie chodziło? – spytałam z nadzieją w głosie, jednak Sonja pokręciła przecząco głową. Zatrwożona powstrzymywałam napływające do oczu łzy.

- Ingrid – zaczęła nieśmiało – Caren na chwilę przed tym – zrobiła pauzę próbując nazwać jej samobójczy czyn, bardziej subtelnie – co zrobiła, była czysta, rzuciła te prochy. Kiedy się dowiedziała o dziecku była załamana i myślałam, że usunie ciążę, ale pewnego dnia stwierdziła, że urodzi. Widziałam, że była zdeterminowana, tak nie wygląda osoba, która chce się zabić. Przyjeżdżał po nią w tamtym czasie taki chłopak…

- Blondyn?

- Brunet, średniego wzrostu, szczupły, ale zawsze nosił okulary i bluzę z kapturem.

- Myślisz, że to mógł być ojciec dziecka?

- Caren mi tego nie powiedziała wprost, ale dało się to wyraźnie odczuć.

- Dziękuję – uśmiechnęłam się blado. Nagle dźwięk dzwonka sygnalizujący, że ktoś wszedł do pracowni poderwał Sonję na równe nogi. Wzdrygnięta dziewczyna, zmarszczyła czoło ze zdziwieniem, jednocześnie karcąc się za niezamknięcie drzwi.

- Kogo niesie o tej porze – mruknęła wychodząc do głównego pomieszczenia, a ja wprost za nią – Panowie, jest już zamknięte! – krzyknęła donośnym głosem, kiedy ukazały się nam dwie postawne sylwetki rozglądających się dookoła mężczyzn.

- Przepraszamy, żadni z nas koneserzy sztuki, nie zajmiemy dużo czasu – odrzekł jeden z nich, ostrzyżony niemal na łyso. Sięgnął za pasek spodni i wyjął pistolet, który wymierzył gdzieś pomiędzy nas.

- Czego chcecie? Pieniędzy? – krzyknęła spanikowana rudowłosa, która zaczęła się cała trząść, ewidentnie przestraszona widokiem palnej broni. Głośno przełknęłam ślinę, jednak próbowałam zachować względny spokój. Omiotłam wzrokiem pomieszczenie, szukając jakiejkolwiek deski ratunku.

- Tak jakby – odezwał się drugi napastnik, który potarł palcem po jednej ze sztalug i strzepał ze zdegustowaniem odrobinę kurzu – Ale nie od ciebie.

- Ode mnie? – wyrwało mi się na głos, a kiedy lufa wymierzonego pistoletu przesunęła się w moją stronę, poczułam jak zalewa mnie obezwładniająca fala gorąca.

- Bystra dziewczyna – trzymający broń uśmiechnął się półgębkiem do swojego towarzysza.

- Ja nie jestem wam nic winna.

- Ale twoja siostra była – cmoknął niepocieszony – Brała towar i zwijała dla siebie o wiele za dużo, zrobiliśmy inwentaryzacje i jej rachunek się akurat nie zgadza. Z tymże po jej śmierci wszystko miało być anulowane, ale skoro zaczynasz wtykać nos w nie swoje sprawy oddasz wszystko, a właściwie odpracujesz.

- Dobrze, zapłacę.

- Odpracujesz.

- Nie – zaprzeczyłam z pełnym pasji przekonaniem – Nie będę tego robić – warknęłam i szybko pożałowałam swojego butnego zachowania, kiedy świszcząca kula przeleciała tuż nad moją głową. Zamknęłam oczy, a do moich zmysłów docierał jedynie piskliwy krzyk Sonji.

- Poroznosisz tygodniową działkę, albo odstrzelę was na miejscu. Po pieniądze sami się zgłosimy. Tu masz paczkę, a w środku również listę ludzi i miejsc. Jak usłyszę jakieś słowo sprzeciwu to za chwilę na klęczkach będziesz robiła mu loda.

Głuchą ciszę przeszywały tylko nasze nerwowe oddechy.

- No cóż Olaf, musisz się obejść smakiem, Ingrid chyba zrozumiała.

Wzdrygnęłam się na sam dźwięk mojego imienia w jego ustach. Obydwoje pożegnali się jak gdyby nigdy nic i opuścili pracownię. Dopadłam do grubej prostokątnej paczki, zawiniętej taśmą samoprzylepną i upchnęłam ją w swojej niewielkich rozmiarów torebce.

Opadłam na kolana i wykrzyczałam z całych sił w potężnej furii imię mojej siostry, przeklinając je na wszystkie znane mi sposoby.

- Idź już stąd – rzuciła w moim kierunku, wciąż roztrzęsiona Sonja – Wynocha! – wrzasnęła, a ja zebrałam się do wyjścia. Nie obawiałam się, że tuż za rogiem spotkam dwóch wyrosłych mężczyzn. Ostrzeżenie od Magnusa były zbyt czytelnym sygnałem, żebym nie mogła sądzić, że jestem blisko bardzo niewygodnej prawdy. Nie sądziłam jedynie, że moja własna siostra była w stanie narazić mnie na takie niebezpieczeństwo. Usiadłam na ławce nieczynnego już przystanku, próbując uspokoić oddech i unormować swój przyspieszony puls. Wyciągnęłam telefon i zadzwoniłam pod ostatnio wybierany numer, jednak odpowiadała mi automatycznie wygenerowana wiadomość, że abonent jest czasowo niedostępny. Natychmiast wybrałam następny kontakt na liście, lecz w tym wypadku odebrał już po trzech sygnałach.

- Tak?

Nie potrafiłam wydobyć z siebie żadnego słowa, gdyż głos uwiązł mi z nadmiaru emocji z gardle. Pociągnęłam nosem i zaczęłam nerwowo oddychać, czułam jak mojego nogi był zbyt słabe bym mogła wstać.

- Halo, Ingrid?

- Daniel – wyszeptałam kruchym, drżącym szeptem – Proszę przyjedź.

- Co się stało? Gdzie jesteś? – poruszony ton jego głosu po drugiej stronie sprawił, że przez moment się uspokoiłam. Rozejrzałam się dokoła i podałam nazwę ulicy.

- Nigdzie się nie ruszaj, słyszysz? Będę za pięć minut!

Wciąż trzymałam kurczowo w dłoni swojego iphona, chociaż po drugiej stronie już dwno rozbrzmiał dźwięk zakończonego połączenia. Powoli opuściłam dłoń wypatrując w oddali nadjeżdżającego dobrze znanego mi auta. Choć droga tutaj powinna optymalnie zająć mu ponad dziesięć minut, już po sześciu zatrzymał się z piskiem opon swoim czarnym autem tuż przed przystankiem. Nie chciałam wiedzieć ile po drodze złamał przepisów. Wysiadł pospiesznie z auta i podbiegł do mnie z zatroskanym wyrazem na pociągłej twarzy.

- Co się stało? – kucnął przede mną i zatrzymał obie dłonie na wysokości moich bioder. Jednak w tym geście nie krył się żaden podtekst. Próbował spojrzeć w moje oczy, co chwilę odgarniając mi ze spuszczonej głowy rozczochrane włosy. Starł kciukiem samotnie spływające łzę po prawym policzku, a ja spojrzałam w jego ciepłe i błyszczące niebiańskie tęczówki i poczułam, że jestem bezpieczna.

- Masz papierosa? – zapytałam niepewnie, chociaż wiedziałam jaka będzie odpowiedź. Sięgnął szybkim ruchem do kieszeni swojej szarej bluzy i wyciągnął jednego z paczki. Podtrzymał zapalniczkę, kiedy objęłam ustami trunek. Zaciągnęłam się głęboko i trochę nieporadnie, po czym wypuściłam dym z głębokim wydechem.

- Dilerzy od Caren mnie znaleźli i nie była to miła rozmowa – parsknęłam, wyjaśniając zwięźle mój stan – Mam spłacić jej dług.

- Ile?

- W towarze – wskazałam palcami, pomiędzy którymi żarzyła się fajka, na swoją torebkę.

- Kurwa! – zaklął siarczyście i podniósł się z rękoma sunącymi po głowie – Chodź – złapał mnie za łokieć i pociągnął mnie ku górze, zmuszając do wstania. Potarł z troską moje zmarznięte ramiona i rozpiął swoją bluzę, zarzucają mi ją na barki. Zaprowadził wprost do samochodu, usadawiając na miejscu pasażera, a torebkę rzucił niechlujnie do tyłu, za moje plecy. Zasiadł za kierownica i w ciszy ruszyliśmy z powrotem w stronę, z której nadjechał.

- To ostrzeżenie od Magnusa.

- Skurwysyn – zacisnął mocniej palce na kierownicy, wbijając paznokcie, po czym uderzył w nią ze zdwojoną siłą.

- Zrobię to i da mi spokój.

- Jesteś naiwna jeśli tak myślisz – blondyn pokręcił z niedowierzaniem głową i roześmiał się pogardliwie.

- Może, ale nie chcę dokładać Caren pośmiertnej łatki ćpunki i dilerki.

- To nie są żarty, Ingrid. Wpadniesz w jakieś kłopoty.

- Już wpadłam – zauważyłam rezolutnie – Pójdę do tych klubów, dam to co mam dać i tyle. Pokiwał głową z powątpiewaniem na znak, że się nie zgadza.

- Pójdę tam z Tobą, pomogę Ci.

- Dam sobie radę sama.

- Nie dasz i właśnie dlatego tam z tobą pójdę. Z resztą myślałaś, że mi o wszystkim powiesz i będę sobie spokojnie egzystował z tą wiedzą? – zakpił z pretensjonalnym tonem. Nawet nie odpowiedziałam, bo mój telefon zaczął wibrować w dłoni. Odrzuciłam połączenie przychodzące od Johanna, nie chcąc z nim nawet teraz rozmawiać. Wiedziałam, że Tande zerka na mój wyświetlacz, kiedy po raz kolejny zrzuciłam Forfanga, a następnie zignorowałam jego wiadomość.

- Odwiozę Cię do domu, a torebka zostaje tutaj – zaordynował, zmieniając gwałtownie pas bez kierunkowskazu.

- Nie chcę jechać do domu – odwróciłam opartą bezwładnie o zagłówek głowę w jego stronę.

- To do Johanna? – westchnął, próbując zamaskować napięcie na twarzy. Jednak w odpowiedzi pokręciłam przecząco głową.

- Nie rób sobie nadziei, do ciebie też nie – zreflektowałam się uszczypliwością, kiedy uniósł pytająco do góry brew. Skoczek roześmiał się szczerze.

- Pewnie nie wyprałeś pościeli po jakiejś lampucerze – mój zgryźliwy ton głosu zaskoczył nawet mnie.

- Nie możesz być o mnie zazdrosna, Ingrid – Daniel pokręcił głową z powagą – Nie jestem twoim chłopakiem – dodał z nutą wyraźnego rozczarowania, uśmiechając się ukradkiem.

- I nigdy nie będziesz! – dodałam natychmiast zbyt ekscentrycznie, co jedynie połechtało jego ego – Ale to jak się prowadzisz jest co najmniej… - zawiesiłam głos, szukając odpowiedniego słowa.

- Nikogo nie krzywdzę – wzruszył bezwiednie ramionami – Żyję życiem mężczyzny bez zobowiazań.

- I co? Bawi Cię takie życie? – spytałam z ciekawością, którą natychmiast wychwycił.

- Zostań ze mną to przestanę – odparł z oczywistością i zatrzymał na dłużej swój wzrok na moim profilu, uważnie mi się przyglądając.

- Co ty pleciesz Tande – westchnęłam zmęczona z wyraźną bezsilnością.

- Na swój pokręcony sposób próbuję ci powiedzieć, że …

- Nie rób sobie żartów! To nie jest śmieszne! Nie wiem czy zauważyłeś, ale wieziemy sobie o wiele za dużo koksu, który trzeba jutro opchnąć, moja siostra nie żyje i w dodatku mnie nienawidziła, a mój chłopak – urwałam – Przepraszam.

Blondyn położył  pokrzepiająco dłoń na moim kolanie i spojrzał na mnie z troską wymalowaną na twarzy. Czułam jak jego spojrzenie otula mnie ramionami wsparcia. W tym momencie rozbrzmiał charakterystyczny dzwonek telefonu Tandego.

- To Johann – zakomunikował mi nieco zdezorientowany. Przez chwilę szukał w moich oczach ratunku lub odpowiedzi, jednak brak reakcji z mojej strony spowodował, że odebrał, przełączając na głośnik. Skonsternowana  poczułam jedynie jak Daniel zdjął nieco nogę z gazu z pewnością, żeby bardziej skupić się na rozmowie.

- Tego się nie spodziewałem – oznajmił zdziwiony z prawie niewyczuwalną nutą nerwowości w głosie.

- Jest z Tobą Ingrid?

- Czemu miałaby ze mną być?

- To nie jest odpowiedź na moje pytanie, Tande.

- Adekwatne. Głupie pytanie, głupia odpowiedź. Nie ma jej – odparł z aktorską oczywistością, bez najmniejszego zająknięcia, przerzucając na mnie swój wzrok – Coś się stało?

- Nie odbiera, nie odpisuje, martwię się o nią. Miała dzisiaj coś załatwić na mieście, a ja mam złe przeczucia. Gdybyś jakimś cudem…

- Jakby jakimś cudem, dam znać.

- Dzięki, na razie.

Zakończył połączenie, a w aucie zapanowała niezręczna cisza.

- Powiesz mu?

- Że byłam z Tobą?

- O Larsie, Magnusie i narkotykach.

- Johann ma teraz własne problemy – skłamałam.

- Jesteś teraz w niebezpieczeństwie, powinien mieć to na względzie.

- Zmieniłam zdanie – wtrąciłam ożywionym głosem zmieniając temat – Zabierz mnie do siebie.

-  Mówisz poważnie?

- Mhm, będziesz miał mnie na oku, a jutro załatwimy sprawę i w końcu każde z nas pójdzie w swoją stronę! – zamrugałam wesoło rzęsami.

- Okej – odparł w końcu nieco zaskoczony – Muszę tylko odwołać spotkanie z Cecilią.

- Umówiłeś się z tą .. nią, serio? – zapowietrzyłam się oburzona - I w między czasie serwujesz mi aluzje? Jesteś obleśny Tande! – wygięłam usta w grymas niezadowolenia i uderzyłam skoczka w ramię.

- I tak mnie lubisz – skwitował z oczywistością i ukradnie zafundował mi kuksańca pod żebra.

- Nienawidzę cię – wysyczałam przez zaciśnięte zęby.

- Lubisz.

 






sobota, 19 grudnia 2020

Akt czwarty

 

Otworzyłam powieki na ułamek sekundy, by z powrotem ociężale się zamknęły. Za drugim raz mrugnęłam przeciągle parokrotnie zanim przyzwyczaiłam wzrok do światła z zewnątrz, przedostającego się przez nie zasłonięte zasłony. Mój wciąż zaspany umysł przywołuje wspomnienia wczorajszego dnia i  moją nagłą kapitulacje na kanapie Tandego, jednak moją obecność w jego pokoju i łóżku w samej bieliźnie nie potrafi wytłumaczyć w żaden racjonalny sposób. Dotykam po omacku dłonią drugiej strony łóżka i oddycham z ulgą, kiedy napotykam jedynie gładki i niewygnieciony materiał satynowej pościeli. Podpadłam się na łokciach i omiotłam wzrokiem pomieszczenie. Panował w nim porządek i tylko moje wczorajsze ubrania przerzucone przez szerokość łóżka zaburzałyby poczucie estetyki tego miejsca. Mój wzrok przykuwa stojący na biurku złoty maneki neko z podniesioną prawą dłonią, a w głowie przewijają się wspomnienia tamtej nocy. Przeczesuje dłonią rozczochrane włosy i wzdycham ciężko, opadając na poduszkę.

 

kilka miesięcy temu

 

- Co powiedziałeś? – starałam się przekrzyczeć głośne basy elektronicznej muzyki. Z początku myślałam, że po prostu się przesłyszałam i zrzuciłam to na garb hałasów, głośnych rozmów, śmiechów, zabaw, tańców i dźwięków tłuczonego szkła.

- To może po prostu się rozstańmy, Ingrid – zaproponował zbyt oczywistym tonem, bym mogła potraktować to jako bardzo wybredny żart. Żachnęłam się, kiedy Johann nie zreflektował się żadnym kiepskim sformułowaniem, a jedynie w zniecierpliwieniu oczekiwał mojej odpowiedzi. Patrzył na mnie wyczekująco i uniósł obie brwi oczekując na rychłą odpowiedź.

- Tak – pokiwałam twierdząco głową, miażdżąc przy tym swoje wargi – To będzie najlepsze rozwiązanie. Skoro żadne z nas nie zmieni zdania, tak będzie najrozsądniej.

Kiedy dotarło do niego, że ja również nie ironizuję, przełknął głośno ślinę i wbił wzrok w czubki swoich butów. Potarł dłonią po karku, aż w końcu podniósł głowę i wyciągnął do mnie rękę.

- Życzę ci w takim razie wszystkiego dobrego.

Nie odwzajemniłam gestu, ale skwitowałam to wymownym skrzywieniem warg, na kształt grymasu, co nie umknęło jego uwadze.

- Nie możemy po tylu latach kulturalnie się pożegnać i podziękować sobie za wszystko? – spytał siląc się na wysublimowaną ironię, jednak było to zbyt wyraziste by mogło być naturalne.

- Dziękuję i szerokiej drogi – powiedziałam – A rękę to sobie możesz podać wujkowi na pożegnanie, ale nie mnie Johann.

Przetrawił sens moich słów dość szybko, bo natychmiast włożył dłoń do kieszeni spodni i obrócił się na pięcie. Później mogłam śledzić już jedynie jego oddalającą się sylwetkę, która również zniknęła gdzieś pomiędzy tłumem osób.  Zacisnęłam pięść aż do zbielałych kłykci i zacisnęłam szczękę. Nie sądziłam, że mój wyjazd na staż do Szwecji i kolejna rozmowa doprowadzą do takiego finału. Szatyn postawił sprawę na ostrzu noża, ale ja nie zamierzałam rezygnować z tej propozycji, by zająć się jedynie oczekiwaniem na jego powroty z zawodów. Skoro rozminęliśmy się na pierwszym poważnym życiowym rozwidleniu, powinnam zaakceptować, że nastoletnia miłość do chłopaka z sąsiedztwa nie dojrzała wraz z nami, a obok nas. Jednak ukłucie w sercu i nieopisany żal wciąż tętniły mi pod skórą i jedyne czego w tym momencie pragnęłam to zatopić ten nie fizyczny ból w wysokoprocentowym trunku.

Weszłam do kuchni, gdzie gospodarz domu i organizator imprezy stał oparty o blat jednej z szafek i rozmawiał z Sjoenem i Gangnesem, którzy żywo gestykulowali.

- Poproszę mocnego drinka – stanęłam pomiędzy nimi i podałam szklankę Kennethowi. Skoczek przez chwilę był zaskoczony zaistniałą sytuacją i popatrzył znacząco na swoich rozmówców.

- Co się gapisz jak ciele w malowane wrota, zrób kobiecie jak prosi – gospodarz skinął głową na stół z alkoholem, po czym zlustrował mnie wzrokiem i dmuchnął papierosowym dymem w przeciwnym kierunku, wprost do rozwartego okna.

- Co się stało? Gdzie Johann? – Philipp podrapał się po głowie mało inteligentnie, ale pierwszy wyczuł pismo nosem, jednak sądząc po mojej minie nie trudno było się domyśleć.

- Nie wiem, chyba wyszedł – wzruszyłam ramionami – Zerwaliśmy – wyrwałam z dłoni Gangnesa szklankę z podwójną whyski i zanurzyłam usta w złotobrunatnej cieczy.

- Kłopoty w raju – sarkazm osiadł na ustach Tandego wykrzywionych w kpiarski uśmiech – A taka była idealna i piękna z was para - przyłożył papieros do ust i mocno się zaciągnął. Wyciągnęłam mu go spomiędzy warg i utopiłam w jego pełnej alkoholu szklance.

- I czemu to miało służyć?

- Chciałam go zgasić na twojej wątpliwej urodzie twarzy, ale ten niedopałek zasługiwał na lepszy los – westchnęłam teatralnie.

Zduszone śmiechy Sjoena i Gangnesa spotkały się z karcącym wzrokiem blondyna.

- Czas rozkręcić tą imprezkę – Philipp sięgnął po pustą butelkę szampana i pomachał nią triumfalnie – Prawda czy wyzwanie – uniósł kilkukrotnie figlarnie swoje brwi, a na jego twarzy pojawił się buńczuczny uśmiech.

- Nie musisz mi dwa razy powtarzać – Kenneth poklepał szatyna po barkach i w wzniosłych, zachęcających się okrzykach ruszyli w stronę przestrzennego salonu.

- Nie idziesz? – spojrzałam przez plecy na Tandego – Chyba to twój poziom rozrywki.

- Żenująca gra dla dzieci – skitował, podchodząc do mnie i stając za moimi plecami, na tyle blisko, że poczułam jego oddech na karku – Może pójdziemy na górę i pobawimy się jak dorośli? – jego niski uwodzicielski głos spowodował, że dreszcze przebiegały po całym moim ciele.

- Jesteś obleśny Tande! – popatrzyłam na niego z wyraźnym zdegustowaniem - Nie wiem co Caren w tobie widzi!

- Spytaj się jej, gdzieś ją tutaj widziałem.

Spojrzałam na niego z powątpiewaniem, ponieważ moja siostra nic mi na ten temat nie mówiła.

- Nie, nie ma jej tutaj.

- Mniejsza z tym – wzruszył bezwiednie ramionami – Mogłabyś wziąć z niej przykład.

- Słucham?

- Spróbować mnie poznać, tak naprawdę, zanim wystawisz o mnie opinię.

- Znam cię dobrych kilka lat, Tande – jęknęłam ze zrezygnowaniem – Dużo rzeczy o tobie słyszałam i widziałam – parsknęłam, kręcąc karcąco głową – Chcesz mi powiedzieć, że grasz takiego, bo masz jakąś traumę z dzieciństwa? I tym usprawiedliwiasz swoje zachowanie? O nic nie dbasz, na niczym ci nie zależy, ale pozwolisz mi zdjąć swoją maskę? Żebym zobaczyła jaki jesteś naprawdę? Nie sądzisz, że to trochę oklepane? I zbyt naiwne, żeby mnie na to nabrać.

Pokręciłam głową i dołączyłam do ludzi bawiących się w salonie. Chciałam pozbyć się jak najszybciej z mojej głowy widoku jego smutnych, niebieskich tęczówek i zbolałego wyrazu twarzy. Postanowiłam tej nocy pozwolić sobie przekroczyć dopuszczalną dawkę alkoholu. Po raz pierwszy zamierzałam się porządnie upić, nie bacząc na wszelkie konsekwencje. I jeśli ktoś dzisiaj ma ściągnąć jakąś maskę i dać upust jakiejś skrywanej części siebie, to będą ja! Przechylałam szkło do ust co raz częściej i chętniej, zupełnie tracąc rachubę i w niektórych momentach grawitację. Tańczyłam i śpiewałam z obcymi ludźmi tekst do najbardziej kultowych piosenek. Zagrałam w kilka imprezowych gier. Z pewnością efekt rosnących w moim żyłach promili spowodował, że odważyłam się wraz z Celiną wejść na stolik, przy wiwatujących nam chłopakach i przyciągnąć uwagę swoim zmysłowym tańcem. Oparty dotąd o ścianę Tande, pogardliwie kręcący głową na z przyjemnością rozbierającego się w grze w butelkę Philippa, skierował swój wzrok na mnie. Po kilku sekundach pojawił się obok mnie i uniósł głowę do gór.

- Chyba już wystarczy – stwierdził w bardzo przekonywujący sposób, sugestywnie dając mi do zrozumienia, że zaraz ściągnie mnie siłą na dół. Kiedy zeszłam dobrowolnie na ziemię posłałam mu pretensjonalne spojrzenie – To nie sprawi, że Johann dostrzeże co stracił.

- A co sprawi? – żachnęłam się – Seks z tobą? Do tego zmierzasz?

- Też nie – uśmiechnął się szczerze rozbawiony i założył grzywkę za ucho – Chociaż nie ukrywam, że moja propozycja jest nadal aktualna.

- Żartujesz sobie? Za kogo ty mnie masz?

- Na pewno nie za pierwszą lepszą, znam cię. Ale inni właśnie tak zaraz będą o tobie mówić i myśleć przez to, że zaczynasz już tracić kontrolę. Daj spokój Ingrid, stać cię na więcej. Możesz  mieć tutaj prawie każdego, nie upijaj się przez Johanna, nie warto. Nie musisz wchodzić na stół i robić striptizu jak Sjoen, by ktoś cię tutaj zauważył. Zachowaj klasę, przecież w przeciwieństwie do większości dziewczyn tutaj ją masz.

Zmierzyłam go wzrokiem w milczeniu i bez słowa wyminęłam jego sylwetkę, zmierzając w stronę rezerwuaru alkoholu. Po drodze szturchnęłam niezdarnie w ramię jakąś dziewczynę. W efekcie przechyliła swój kieliszek z winem na moją jasną koszulkę, co skończyło się katastrofą. Machnęłam ręką na przepraszającą mnie blondynkę i ruszyłam po schodach wprost do łazienki na piętrze. Ku mojemu zdziwieniu do pomieszczenia wszedł Tande. Otworzył drzwi, kiedy zdejmowałam z siebie górną odzież i przez moment otaksował skrawek mojego nagiego ciała.

- Dam ci jakąś moją na przebranie – odezwał się w końcu, kiedy zaczęłam zapełniać zlew wodą - blondyn odwrócił się na chwilę i zamknął za sobą szczelnie drzwi, a w ręku trzymał czystą koszulkę.

- Dziękuję.

- Zagrajmy bez butelki, Ingrid - rzucił podchodząc do mnie i stając za moimi plecami - Prawda czy wyzwanie?

- Prawda – odparłam, wpatrując się przed siebie w tafle lustra, które odbijało nasze twarze. Moja była lekko nie spokojna i spięta, a jego ewidentnie rozluźniona, lecz skupiona.

- Nie nudzie cię już to udawanie?

- Czego?

- Tego, że mnie nie lubisz, że ci się nie podobam, że nie chcesz się ze mną przespać – wyliczył cierpliwie - jego dłoń sunęła po moim ramieniu i zahaczyła o ramiączko biustonosza, które zsunął na przedramię. Odetchnęłam głęboko, trwając w bezruchu. Wypiłam zdecydowanie za dużo nie tylko, żeby nie skarcić go za ten gest, ale pozwolić by kontynuował. Jego dotyk za bardzo podobał się wszystkim moim zmysłom, bym mogła strącić jego dłoń. Alkohol finalnie uderzył mi do głowy ze zdwojoną siłą i wszelkie hamulce w mojej głowie puściły, choć miałam wrażenie, że ciało podjęło decyzję już kilka chwil temu.

- Za dużo pytań jak na jedną rundę – zaoponowałam stanowczo, odwracając się w jego stronę i opierając dłońmi o marmurowy blat umywalki – Prawda, czy wyzwanie?

Zagryzł kusząco dolną wargę i odgiął głowę w prawą stronę, po czym zatoczył nią koło wraz z niecierpliwym przewróceniem oczami.

- Prawda – odpowiedział niskim głosem, chwytając dłońmi za moje biodra i przyciskając ja do swoich. Instynktownie, w ramach obrony przed przekroczeniem bariery, położyłam dłonie na jego torsie, zachowując jeszcze między naszymi ciałami jakikolwiek odstęp.

Kiedy już rozwarłam usta, żeby coś powiedzieć przyłożył palce do moich ust i mnie uciszył.

- Ja, ja coś wyjawię, prawdę – usprawiedliwił swój gest – Bardzo podoba mi się twoje imię. Pasuje do ciebie. W sensie jego znaczenie, piękna i kobieca, cała ty – powiedział z uznaniem.

- To uniwersalne znaczenie? Mówisz tak każdej? – szepnęłam z rozbawieniem, poddając w powątpiewanie jego szczerość. Jeśli potrafił kłamać prosto w oczy z tak intensywnym spojrzeniem, to prawie dałam się nabrać.

- Ono jest zarezerwowane tylko dla ciebie – mruknął mi do ucha, zatapiając swoją twarz w moich włosy – Zawsze było, a teraz kiedy nie jesteś już z Johannem, w końcu mogę ci to powiedzieć. Cholernie mi się podobasz – sunął swoimi ustami po moim policzku, kiedy ja powoli przesuwałam dłonie pod jego koszulką, po jego umięśnionym brzuchu – I cholernie mnie podniecasz, Ingrid – dodał szybko, po czym złączyliśmy  nasze usta w namiętnym i napastliwym pocałunku. O ile w wątpliwość poddałam wszystkie jego słowa, nie mogłam nie poczuć, że ostatnie wyznanie nie mija się z prawdą. Jedną ręką błądziłam w jego włosach i przyciskałam do siebie jego twarz, drugą próbowałam uporać się z jego guzikiem od spodni. Uniósł lekko moją nogę i przylgnął najszczelniej jak się dało, wciąż ocierając się o mnie całym ciałem, zaczął sunąć językiem pomiędzy moimi piersiami. Jęknęłam cicho, czując jak pulsowanie w podbrzuszu staje się nie do wytrzymania i pragnąc by jak najszybciej Daniel Andre Tande znalazł się wewnątrz mnie.

- Nie tutaj – wyszeptał lekko dysząc i odrywając się od moich ust. Złapał mnie za rękę i pociągnął w stronę swojego pokoju.

Już u jego progu pozbywaliśmy się zachłannie swoich ubrań. Byliśmy opętani zwierzęcymi żądzami, nagim instynktem. Całował długo i namiętnie i nie przeszkadzał nam w tym nawet smak alkoholu na ustach. Poruszał się ze mnie rytmicznie trzymając mnie w ramionach i za każdym następnym razem pytał mnie czy jest mmi dobrze. Lecz żadne słowo nie potrafiło wyrazić empirycznie stanu błogości spełnienia jaki mi zafundował. Kiedy fala orgazmu minęła, opadając na łóżko zdołałam jedynie wyszeptać: Oh, Daniel.

 

Aktualnie

 

Potrząsnęłam otrzeźwiająco głową, próbując odgonić w myślach natrętne wspomnienia. Wstałam, wzięłam szybki prysznic, korzystając przy tym z szafki w łazience Tandego wyłącznie dla gości. Miałam nadzieję, że porządnie pierze te ręczniki, lub w najlepszy wypadku ciągle kupuje nowe. Założyłam swoje wczorajsze ubrania i dopiero teraz wciąż czując ich świeżość doceniłam fakt, że spałam w nocy w samej bieliźnie. Zeszłam na dół po schodach.

- Jesteśmy spóźnienie do Adersa – oparty o kanapę Tandę, bawił się kluczykami do auta, okręcając je w około palca.

- Czemu mnie rozebrałeś do snu? – poczułam jak z moich ust spływa zarzut. W odpowiedzi blondyn prychnął z rozbawieniem i zdziwiony  ściągnął brwi.

- Nie bądź taka pruderyjna Ingrid, nie rozbierał cię obcy facet, robiliśmy gorsze rzeczy.

- Które ja próbuję wymazać z pamięci, za to ty… - pokręciłam głową z niedowierzaniem, lecz mój ton głosu wskazywał na to, że zaczęłam się z niego naigrywać – Za chwilę pomyślę, że masz kiepskie życie seksualne, skoro ciągle wracasz do tamtego feralnego wieczora.

- Nawet nie miałem ochoty na więcej – skrzywił się – Nie chodzi już nawet o to, że nie gustuję w śpiących dziewczynach, ale twoja bielizna była mało podniecająca.

- Nie sprowokujesz mnie, Tande.

- Nie mam zamiaru – uniósł ręce w obronnym geście i skierował się do frontowych drzwi.

 

Kiedy dojechaliśmy na miejsce pod wskazany adres jednej z kamienic w centrum miasta, zerknęłam w stronę piętra na którym mieszkał Anders Magnusen.

- Jaki mamy plan? – spytał mój kierowca, odpinając pas bezpieczeństwa.

- Wielką improwizację.

- Mogę zastosować naruszenie nietykalności cielesnej?

- W razie potrzeby – skinęłam głową z nieukrywaną obawą. Bez problemu dostaliśmy się do środka, kiedy aktualnie ktoś wychodził ze środka. Stanęliśmy przed białymi drzwiami i nacisnęliśmy równocześnie na dzwonek, co nieco mnie speszyło. Tande popatrzył na mnie z góry z wymownym spojrzeniem, które zignorowałam.

- No na reszcie ile można czekać na pizzę – usłyszeliśmy pod drugiej stronie, jednak kiedy przez uchylone drzwi Anders zobaczył, że to nie dostawca, konsternacja nie trwała zbyt długo, ponieważ w nagłym pośpiechu zaczął zamykać drzwi. W ostatniej chwili Tande włożył nogę w szczelinę i przepchnął aktora po drugiej stronie, dzięki czemu weszliśmy do środka bez zaproszenia.

- Czego chcecie i kim jesteście? – spytał zaaferowany.

- Spokojnie – zmarszczyłam brwi, zdziwiona taką reakcją – Chcemy tylko porozmawiać. Jestem siostrą Caren – wyciągnęłam dłoń na przywitanie – Ingrid.

Jednak chłopak nie odwzajemnił gestu.

- Kultury to cię mama nie nauczyła – bąknął uszczypliwie Tande.

- Czekaj – skupił swoją uwagę na skoczku, przyglądając mu się nader niecierpliwie, aż w końcu pstryknął palcami – Wiem! Ty jesteś tym kolesiem ze zdjęć Larsen.

- Dobrze, uprzejmości mamy za sobą, wiemy o wszystkim!

- O czym?

- Dlaczego nie przychodzisz na plan.

- To gówno wiecie, bo nie mam teraz zdjęć.

- Masz lewe zwolnienie lekarskie – zablefowałam, przybierając agresywny ton.

- Dobra, wypad, bo dzwonię na policję – widocznie podirytowany potwierdził moje przypuszczenia.

- Nigdzie nie zadzwonisz, dopóki nie odpowiesz na kilka pytań – oznajmił spokojnie blondyn, stając naprzeciw niższego od siebie Andersa.

Chłopak przepycha się chwilę z Danielem, aż w końcu pada skrępowany na podłogę i dociśnięty, kiedy zaczyna się wyrywać. Podchodzę bliżej niego.

- Radzę ci się uspokoić, bo ona ma ciężką nogę i bardzo wysoki obcas – zasugerował delikatnie do jego ucha, po czym podniósł na mnie swoje niebieskie tęczówki i z buńczucznym uśmiechem na ustach, mrugnął do mnie zawadiacko.

- Czego chcecie? – jęknął błagalnie spacyfikowany Anders.

- Co takiego powiedziała ci Caren? W co się wpakowała? Co ma z tym wspólnego Magnus i Jorgensen?

- Kurwa – zaklął siarczyście – Wy o niczym nie macie pojęcia. Puszczaj mnie, nic nie powiem!

- Zaraz ci tak przemodeluje twarz, że ci najlepszy charakteryzator nie pomoże – Tande pochylił się nad nim i warknął mu do ucha, jednocześnie wykrzywił mu ręce na tyle mocno, że ten jęknął błagalnie.

- Dobra, powiem.

- Caren była w ciąży z Larsem? – spytałam z podniesionym głosem, zakładając ręce i pochylając się nad nim, żeby lepiej go usłyszeć.

- Co? Nie – zaśmiał się nerwowo – Lars jest … woli mężczyzn. Caren nakryła go z Magnusem w jednoznacznej sytuacji. Miała na nich haka i go skrupulatnie wykorzystywała. Cwana suka – syknął, kiedy Daniel nim szarpnął – Magnus się ukrywa, ma rodzinę i nie chce, żeby to wyszło na jaw. Załatwił jej rolę w telewizji, a w naszym serialu nagle była główną postacią. Z kolei Lars obdarowywał ją drogimi prezentami, kupując jej milczenie, gdyż wysoko ceni sobie prywatność, a dodatkowo przyćmił plotki w kuluarach o jego orientacji. Ustawiła się spryciula.

- Oni jej nie szantażowali? – spytałam z niedowierzaniem.

- Co? To oni mieli więcej do stracenia. Ona miała ich w garści, nagrała ich. Chciała iść wyżej, nie ważne jakim kosztem. Ale potem odbiło się jej to czkawką. Ludzie zaczęli plotkować i żona Magnusa dowiedziała się, że niby Caren sypia z jej mężem. Dla szafa to było do przełknięcia, pokaja się, przeprosi, usprawiedliwi, żonie łatwiej znieść informacje o kochance, niż kochanku. Za Caren pojawił się za to nieprzyjemny smród. Oddała im materiał i powoli zaczęła się od nich odcinać. Miała zacząć w telewizji, radzić sobie już na własną rękę. Tutaj już nikt jej nie lubił.

- Dlaczego ci o tym powiedziała?

- Nie wiem, nagrywaliśmy razem najwięcej, wszyscy się od niej odwrócili, a ja nie.

Przymknęłam bezsilnie powieki i spuściłam głowę.

- Nie wyglądasz na jej przyjaciela – zauważył rezolutnie Tande.

- Puścicie mnie już?

Skinęłam głową do Daniela, a ten nieufnie poluzował uścisk, pomógł wstać Andersowi, a ten otrzepał koszulkę z wyimaginowanego kurzu.

- Jeszcze jedno – przypomniałam sobie – Oni wiedzą, że ty wiesz? – w odpowiedzi pokiwał przecząco głową.

- Caren mówiła, że przez to, że ci powiedziała wpakowała się w jeszcze większe bagno, wiesz o co chodziło?

- Nie mam pojęcia – westchnął wyraźnie zmęczony – A teraz jakbyście mogli zamknąć za sobą drzwi, mimo wszystko byłby wdzięczny.

- Jasne – mruknęłam obracając się na pięcie i opuszczając mieszkanie. Lecz przez to nie słyszałam, jak Anders chwyta za telefon i dzwoni do Magnusa.

 

Tande wyminął mnie na samym dole i chwycił pewnie za klamkę, przestępując krok przez próg.

- Taki byłeś biegły z kindersztuby – zarzuciłam z ironią, udając obruszenie – Kobiety się chyba przepuszcza.

- Ojojoj – cmoknął z troską, popchnął drzwi do końca i przytrzymał je – Kiedy drzwi otwierają się do środka owszem, kobiety idą pierwsze, ale kiedy otwierają się na zewnątrz, mężczyzna pierwszy przekracza próg, żeby mógł je kobiecie przytrzymać. Nie wiedziałaś o tym?

- Prawdziwy gentelman, kto by pomyślał – uniosłam kpiarsko do góry prawą brew. Wsiadłam do auta, kiedy Daniel dopalał papierosa, w końcu pstryknął niedopałkiem na asfalt i zasiadł po stronie kierowcy odpalając auto.

- Niczego konkretnego się nie dowiedzieliśmy – burknęłam po dłuższej chwili ciszy, zapatrzona w mijane przez nas widoki.

- Możemy jeszcze …

- Nasza misja została zakończona, Tande. Żadne możemy i każde inne słowo, które zawiera MY!

- Okej.

- Zawieziesz mnie do domu?

- Jasne – odparł z oczywistością i łącząc telefon z autem, włączył jakąś swoją playlistę ze Spotify. W głośnikach rozbrzmiał utwór Ali Gatie – What if I told You that I love You. Na niebie zaciągnęły się ciemne chmury, za którymi już dawno schowało się słońce. Z ciemnych ołowianych altostratusów zaczął padać deszcz. Pojedyncze krople spadające na szybę, bębniąc o szkło zagłuszały muzykę. Wtedy blondyn wyraźnie podgłośnił utwór, jakby czytając mi w myślach. Czułam na sobie jego dłuższe przeciągłe spojrzenie i wsłuchałam się bardziej w słowa piosenki.

When you told me that you want me

Did you really want me?

Or was this all a joke to you? To you, to you

- Trochę zaburzył ci się obraz siostry? – tym razem jego wzrok skupiony był całkowicie na tym co działo się na jezdni.

- Nie – odparłam szczerze, zaskakując tym samą siebie – Rodziców.

Milczał czekając, aż rozwinę myśl. Spojrzał w lusterko wsteczne i ewidentnie przyspieszył.

- Bo uwierzyli w plotki i pochowali ją w pospiechu, nie chcąc rozgłosu i skandalu?

Nazwał rzeczy po imieniu, nie mogłam mu mieć tego za złe.

- Coś w tym stylu – westchnęłam cicho, kiedy zatrzymał się przed moim domem.

- Nie chcę ich usprawiedliwiać, ale … - zaczął, opierając dłoń na kierownicy i przekręcając się tułowiem w moją stronę.

- To tego nie rób, błagam! – nacisnęłam na klamkę i opuściłam samochód blondyna, nie mając zamiaru słuchać jego racji i przekonań.

- Ingrid wyrzuć to z siebie, porozmawiaj z kimś, nie zachowuj się jak rozkapryszone dziecko!

- Yhym, na pewno nie będę rozmawiać o tym z tobą, Tande – parsknęłam i trzasnęłam drzwiami. Skierowałam się na posesję, słysząc jak skoczek wysiada z auta, a po krokach, że dobiega do mnie.

- Mamy kilka nie rozwiązanych rzeczy. Ojciec dziecka, narkotyki i wciąż nie godny zaufania Anders. Może warto pójść tym śladem! Chcesz teraz zrezygnować, na starcie – złapał za mój łokieć, a krople deszczu zaczęły  powoli mieszać się z moimi łzami.

- A wiesz gdzie szukać dilera? – odparłam bezsilnie.

- Jeszcze nie, ale moglibyśmy razem …

- Daj spokój – pokręciłam głową – Chcesz być bliżej mnie i szukasz sobie pretekstu? To nie jest zabawa.

- Chce ci pomóc, Ingrid. Skoro twój idealny chłopak się na ciebie wypiął.

- Nie wypiął – zaprzeczyłam takim tonem, jakbym chciała przekonać samą siebie.

- To czemu przyszłaś wczoraj w nocy do mnie? – Daniel uniósł do góry obie brwi z wyraźnym powątpiewaniem, lecz podkreślając ostatnie słowo – Czemu dzisiaj byliśmy u jakiegoś dziwnego gościa? Razem

- Boże – jęknęłam – Razem, wspólnie, we dwoje… Podniecają cię te słowa?

- Co tu się dzieje? Co to za krzyki? – frotowe drzwi od domu zaskrzypiały, a w nich ukazała się moja mama, otulona kaszmirowym ponczem w stonowanym brązie.

- Pani Larsen – blondyn skinął głową na przywitanie. Przetarł mokre włosy i zaczesał ja na jeden bok.

- To ty! Masz czelność tutaj przychodzić? Po tym wszystkim z Caren?

- Przestań! – syknęłam w jej stronę, strofując ten autorytarny ton – On nigdy nie uwierzył, że Caren puszcza się z producentem i aktorem jednocześnie. A wy wystraszyliście się samych plotek. Myślisz, że nie słyszałam tych kłótni z ojcem? Tego przerzucania się ciężarem, kto ją tak wychował? I tego, jaki wstyd wam zostawiła? Ale to nie była prawda, mamo. Nie masz żadnego moralnego prawa kogokolwiek obwiniać i upominać, a już na pewno nie jego – wskazała za siebie palcem.

- Pani Larsen…

- Lepiej już idź – obróciłam się przez plecy w jego stronę – Przepraszam i dzięki za dzisiaj – uśmiechnęłam się blado. Pożegnał się niespodziewanie całując mnie przelotnie w policzek. Wsiadł do auta i odjechał, a ja odprowadziłam go wzrokiem i wypuściłam ze świstem powietrze, wstrzymywany uprzednio oddech w płucach niosący w sobie jeszcze nuty zapachu jego obecności.

- Na Johanna już tak nie patrzysz.

- Nie wiesz co mówisz.

- To nie jest dobry chłopak, Ingrid.

- Może, ale z pewnością, lepszy od was.

- Kochanie, Caren była dla nas …

- Nie chcę tego słuchać!

 

Udałam się na górę, wprost do mojego pokoju, który zamknęłam szczelnie za klucz. Wyciągnęłam zielony notes Caren i przerzuciłam kartkę, zatytułowaną „Prawda”

 

Jeśli zrobiłaś tak jak cię prosiłam, to wiesz, że to był dla was wszystkich test. Z pewnością nie wszyscy go zdali. Rodzice nie. Jeśli nie uwierzyłaś tym parszywym plotkom, dopisz sobie plusik. Może w ogólnym rozrachunku okaże się, że nie jesteś wcale taką złą siostrą? Kiedy zobaczyłam Magnusa z Larsem, automatycznie zaczęłam to nagrywać. Miałam niezłą karte przetargową, nie sądzisz? Większość postąpiłaby tak samo. Przynajmniej w tym świecie, w świecie wyścigu szczurów. Większa ilość scen po prostu mi się należała, zasłużyłam sobie. Niestety sytuacja powoli zaczęła mnie przerastać, albo to ja straciłam czujność nad swoimi rosnącym ego. Zaczęłam tych ludzi szantażować bardziej i w końcu karma musiała do mnie wrócić. Tego się nauczyła, że zawsze to co robisz, dobrego czy złego, prędzej czy później do ciebie wraca. I wiesz co? Myślałam, że nie do wszystkich, że ciebie to nie dotyczy, że nie wszyscy mają tyle szczęścia, co ty. Teraz pisząc te słowa jestem pewna, że do ciebie też wróci, już wraca, ale jeszcze o tym nie wiesz. Zdziwiona? Wciąż nie wiesz kto był ojcem dziecka? Spokojnie niedługo się dowiesz. Pójdź do Veloart, czasami chodziłam tam malować. Może Sonja jeszcze pamięta w jakie gówno wpakował mnie Anders, Magnus i Lars. Ale na pewno też opowie ci o kilku ostatnich szczegółach, które naprowadzą cię na właściwy trop. Wróć tutaj jeśli uporasz się z moją ostatnią zmorą. Zrozumiałaś już, że byłam pod pręgierzem spojrzeń bliskich mi ludzi. Myśleli o mnie w ten sposób, jakby zupełnie mnie nie znali. Ale to ciebie zawsze stawiali za wzór. Tylko, że z naszej dwójki ty bardziej zasłużyłaś sobie na bycie kurwą, Ingrid. To wielka niesprawiedliwość! Ja tylko kochałam kogoś, kto mnie nie kochał. Ale ty nie wiesz jakie to uczucie, co? Johann był od zawsze tobie przeznaczony. Chłopak z sąsiedztwa z porządnej, zaprzyjaźnionej rodziny. Zakochani w sobie od najmłodszych lat. Dlaczego to takie niesprawiedliwe? Teraz dowiesz się jakie to uczucie być na emocjonalnym dnie. Po rozmowie z Sonją będziesz gotowa na poznanie prawdy. Będzie gorzka, siostrzyczko.

 







  Mimo, że te czas dawno minął, dokończę wszystko o cu zaczęłam, choćby dla samej siebie. Miło widzieć, że ktoś tu jest! To może sprawdzimy obecność? Halohalo!