Patrzyła na mnie swoimi niebieskimi oczami już
tylko z kolorowego zdjęcia na marmurowej cmentarnej płycie, pokrytej jej
ulubionymi kwiatami fioletowymi hortensjami. Zacisnęłam mocniej dłoń na
przedramieniu, stojącego obok mnie w milczeniu Johanna i połykałam gorzkie łzy,
spływające po moich policzkach. Pociągnęłam cicho nosem i odwróciłam głowę w
bok, próbując spokojnie odetchnąć, rześkim, ostrym powietrzem. Tabletki uspokajające
chyba przestawały działać, ponieważ poczułam przeraźliwe zimno, które
wzdrygnęło moim ciałem i niemiłosiernie piekący ból w klatce piersiowej. Wiadomość
o śmierci Caren spadła na mnie niczym grom z jasnego nieba. Szczegóły o
popełnionym samobójstwie wezbrały we mnie wielki żal i niezrozumienie. Byłam na
nią niewyobrażalnie wściekła, bo podjęła tą tragiczną decyzję, nie zdradzając
się ani słowem ani czynem, do końca nie dała po sobie poznać, że coś ją
przerasta, że sobie z czymś nie radzi. Nie rozumiałam tego pośpiechu rodziców z
pochówkiem, tym bardziej, że mój nagły powrót z Szwecji zajął trochę dłużej,
niż byłam w stanie to oszacować. Uroczystość ponoć była skromna i bardzo szybko
się skończyła, a moja siostra zasługiwała na to, żeby pożegnały ją tłumy, żeby
płakało po niej co najmniej pół miasta, a zwłaszcza zasługiwała na to, żeby
zdążyła ją pożegnać siostra.
-
Nie rozumiem – wyszeptałam z trudem, zniekształconym od emocji głosem – Nie rozumiem
co się stało, Johann. Dlaczego nie poprosiła o pomoc? Dlaczego nic mi nie
powiedziała do cholery?
-
Nie wiem – odparł szczerze po dłuższej chwili milczenia.
Przenikliwe
zimno w moim sercu ogrzewały jedynie jej wspomnienia, wszystkie były dobre i do
wszystkich tęskniłam, aż po krańce nerwów. Targał mną nieopisany żal, że nie
będę kolekcjonować nowych, a te które nosze w sobie z czasem wyblakną, zaczną
się zacierać, aż w końcu stracę ich ostrość. A ja chciałam pamiętać wszystko
tak intensywnie, jakby to było wczoraj.
Ściągnęłam
ciemne okulary zasłaniające pół mojej szarej i zmęczonej twarzy oraz sińce pod
oczami z niewyspania. Mój błędny, zamglony od podwójnej dawki proszków wzrok zarejestrował
postać stojącą przy cmentarnej bramie. Daniel Andre Tande ubrany w ciemne dżinsy
i czarny długi płaszcz w pośpiechu wypalał papierosa i rozglądał się delikatnie
na boki.
-
Co on tutaj robi? – z oburzeniem przyglądałam się jak blondyn podąża w naszym
kierunku, spokojnym wyważonym krokiem i zakłada na dłonie skórzane rękawiczki.
-
Nie wierzę – szatyn parsknął i pokręcił głową zdegustowany obecnością swojego
kolegi z kadry, który przystanął tuż obok.
-
Nie miałem jeszcze okazji złożyć Ci kondolencji - z jego ponętnych, dużych ust
wydobył się obłok chłodnego powietrza – Nie widziałem Cię na pogrzebie –
odchrząknął znacząco – Przyjmij moje najszczersze wyrazy współczucia, Ingrid.
Jego
kruchy, troskliwy szept dotknął mnie w sam środek serca, skruszył fasadę ostatnich
pozorów, wzburzył tamę rozsierdzających mnie sprzecznych uczuć. Skinęłam głową
w geście podziękowania, próbując powstrzymać kolejną porcję łez napływających
do oczu. Mrugnęłam kilkukrotnie, próbując wysuszyć piekącą spojówkę.
-
Miałeś jeszcze czelność tutaj przychodzić? – warknął Johann, robiąc wyrywny
krok w kierunku blondyna, który uniósł do góry brwi ze zdziwienia – Po tym
wszystkim – dodał cedząc przez zaciśnięte zęby i urywając, gryząc się w język. Spojrzał
na mnie niepewnie, bojąc się, że powiedział o kilka słów za dużo.
-
Po czym? – wtrąciłam zaniepokojona, przerzucając wzrok z szatyna na blondyna.
-
Nie powiedzieliście jej jeszcze? – Daniel uśmiechnął się krzywo – Jasne,
dawkujecie emocje.
-
O co chodzi Johann? – co raz bardziej zdezorientowana podniosłam lekko
zniecierpliwiony głos. Obaj mierzyli się nieprzejednanymi spojrzeniami.
-
Powiesz jej, czy ja mam to zrobić? – spytał Daniel.
-
Zamknij się! – wrzasnął młodszy skoczek – Co ty tu jeszcze w ogóle robisz? Masz
tupet!
-
Tande? – wiedziałam, że blondyn jest bardziej skory do wyjawienia mi czegoś,
niż własny chłopak.
-
Twoja siostra była w ciąży.
Słowa
ostre jak noże, cięły głęboko jak szkło, raniąc jak brzytwa. Obraz się
zamazywał, przytłumione dźwięki rozmywały się w przestrzeni. Nogi się pode mną
ugięły i poczułam jedynie jak obydwoje zaprzestali bezsensownej kłótni i zamilkli,
aby skutecznie przytrzymać moje bezwładne ciało. Kiedy poczułam się lepiej, a
obraz przed oczami stał się ostry i stabilny, Johann objął mnie ramieniem
wyrywając z uścisku Daniela.
-
Twoi rodzice chcieli ci powiedzieć po powrocie do domu – wyjaśnił pospiesznie
szatyn w przepraszającym tonie.
Poczucie
winy uderzyło we mnie jeszcze bardziej. Mogłam zostać tutaj, być przy niej,
miałaby we mnie wsparcie i może nie doszłoby do tej tragedii.
-
Zrobiłeś jej dziecko i przez Ciebie się zabiła, ty sukinsynu! – Johann wymierzył
w tors skoczka oskarżycielsko wskazujący palec.
-
To … dziecko Daniela? – wychrypiałam zaskoczona, podświadomie szukając jakiegoś
gestu zaprzeczenia w ich twarzach. Usta blondyna zadrżały w półuśmiechu. Z
pewnością zarejestrował fakt, że po raz drugi w życiu wypowiedziałam jego imię.
Gdyby nie ponure okoliczności nie oszczędziłby sobie pełnego, buńczucznego
uśmiechu na samo wspomnienie zdarzeń, kiedy wypowiedziałam je po raz pierwszy.
-
Rzecz w tym, że odebrałem wyniki i potwierdziły to co mówiłem Ci Forfang, od
momentu Twoich niedorzecznych oskarżeń, to nie jest moje dziecko, nawet nie
mogło być, bo nigdy nie spałem z Caren – spojrzał na mnie przelotnie,
ukradkiem, sprawdzając moją reakcje na jego słowa, a ja uciekłam wzrokiem w
bok.
-
Jasne – prychnął szatyn – Więc nie było twoje, zdradziła cię, wkurzyłeś się, bo
nie chciała usunąć i przez ciebie targnęła się na swoje życie!
-
Brzmisz jak wariat. Przestań dorabiać sobie teorie w swojej głowie.
-
Wiem, że masz coś z tym wspólnego, po prostu czuję to – gestykulował, jakby
jakiś zapach unosił się w powietrzu, lecz Tande pokiwał tylko głową z
politowaniem. Mnie również nie opuszczało podobne przeczucie, przecież Caren
była nieodwołalnie i beznadziejnie zakochana w tym dupku.
-
Może skupcie się na ojcu dziecka, jego trzeba sprawdzić.
-
Chcesz odsunąć od siebie podejrzenia? – spytał z niedowierzaniem Forfang - Sprytnie,
ale policja zabezpieczyła wszystkie twoje zdjęcia na aparacie Caren, takich
zdjęć nie robi się byle komu.
-
Policja?
-
Niepokoi Cię to? Larssenowie chcą znać każdy szczegół, wszystko co do tego
doprowadziło.
-
Jest dużo rzeczy, których dowiedzą się o Caren, a pewnie woleliby nigdy ich nie
odkryć – grymas niezadowolenia przemknął po jego twarzy, a usta związał w
kreskę - Niech się lepiej zastanowią.
-
O czym ty do cholery mówisz, Tande? – wtrąciłam, poruszona prawdziwością jego smutnego
tonu głosu. Czułam pod skórą, że jest coś czego nie mówi, że jest coś o czym
wie więcej.
-
Daj spokój kochanie, on chce się tylko wybielić – Johann skarcił mnie wzrokiem
i potarł moje przedramię troskliwie swoją dłonią. Przycisnął mnie mocniej do
swojego ciała, tak, że mój policzek wtopił się w jego szary płaszcz.
-
Jeśli mógłbym w czymś pomóc, wiesz gdzie mnie szukać – rzucił na odchodne Tande
w moim kierunku, sugestywnie spoglądając mi przeciągle w oczy. Jego źrenice się
zwęziły, a tęczówki stały się wyblakłe, kiedy przerzucił wzrok na Johanna.
Zrobił krok do tyłu i wsuwając dłonie do kieszeni płaszcza, obrócił się na
pięcie, a ja wpatrywałam się jedynie w jego oddalającą się sylwetkę.
-
Co za dupek – wymamrotał pod nosem szatyn - Chodźmy do domu, rodzice czekają.
Potrząsnął
mną delikatnie wyrywając z marazmu myśli, krążących wokoło jednego nękającego
mnie przeczucia.
Ojciec
sączył whisky, nieobecnym wzrokiem wpatrując się w ekran telewizora. Próbował
się pozbierać, nie pokazując dookoła swojego cierpienia. Jutro wracał do pracy
i to pewnie wir obowiązków jaki na siebie narzuci będzie przygłuszać ból i
pozwoli mu przetrwać, aby pod przykryciem nocy wybudzał się złym snem i cicho
łkał w poduszkę. Mama wszędzie napotykała rzeczy i ubrania należące do Caren i
zanosiła się wtedy płaczem, lamentowała i nie mogąc pogodzić się z gnębiącą ją
winą przerzucała odpowiedzialność na ojca.
Nie
byli zbytnio poruszeni moim powrotem i wbrew zapewnieniom Johanna wcale nie
zamierzali mi powiedzieć o ciąży Caren ani tym bardziej o powodzie, dla którego
pochowanie własnego dziecka była dla nich wstydliwym sekretem, który należało
zakopać głębiej.
Zamknęłam
się w swoim pokoju, wciąż nie będąc gotową na konfrontacje z pokojem, który
zamieszkiwała moja siostra. Nie byłam gotowa na pakowanie jej rzeczy razem z
mamą. Nie byłam gotowa na sen, być może czekała mnie kolejna bezsenna egzystencja.
Jednak to co znalazłam w swojej pościeli zupełnie miało zmieć moje życie w
najbliższych dniach. Żółta karteczka samoprzylepna, a na niej pismo Caren.
Na
górnej półce, obok encyklopedii. Załóż moje buty i przeżyj to co ja, a
zrozumiesz to co teraz wydaje ci się niepojęte.
PS.
Mam ostatnią prośbę. Nie kartkuj, nie czytaj go od tyłu. Rób wszystko tak, jak
zapisałam.
Caren.
Pogładziłam
kciukiem papier, który kilka dni temu trzymała w dłoniach jako jedną z
ostatnich rzeczy. Rzuciłam okiem na regał, na którym miałam szukać jej
pamiętnika. Podeszłam bliżej z drżącą dłonią sięgając po niego, oprawionego z
złote ramki. Chropowata powierzchnia okładki w kolorze zgniłej zieleni nie
zachęcała do jego otwarcia, ale dla mnie to były ostatnie chwile z własna
siostrą. Chwile, które miały okazać się bardziej gorzkie, niż słodkie.
Otworzyłam pierwszą stronę z majestatyczną powagą, próbując nie zagiąć i nie ubrudzić
żadnej z białych kartek. Dłonie drżały mi niemiłosiernie, oddech był płytki, a
serce waliło mi jak oszalałe. Poczułam krople potu na czole i przełknęłam głośno
ślinę. Notatka na pierwszej stronie była krótka, brzmiała bardziej jak
instrukcja.
Dowiedz
się co mówią o mnie znajomi z planu, zweryfikuj plotki, a kiedy odkryjesz
prawdę wróć tutaj i czytaj dalej 😉
Kusiło mnie aby nie baczyć na te głupie reguły i przerzucić następną kartkę, przeczytać obszerną treść, która przebijała się pod światłem i oszczędzić sobie przykrych wycieczek na plan filmowy. Nigdy nie darzyłam zbytnią sympatią jej znajomych z pracy, zawsze uważałam, że aktorzy są na swój sposób dziwni, niemiej zawsze jej kibicowałam. Caren była inna, miała prawdziwy talent i pasje, miała większe aspiracje, niż ten godny pożałowania serial internetowy dla młodzieży, ale od czegoś trzeba było zacząć. Caren była ambitna, chciała zacząć od przysłowiowego zera i samodzielnie wspinać się po szczeblach, nie iść na skróty. Skoro chciała, żebym choć po części zrozumiała w jakim miejscu życia się znalazła, jestem jej to winna. Sięgnęłam po swojego białego iphona leżącego gdzieś niechlujnie w pościeli. Wybrałam jeden z kontaktów i przyłożyłam telefon do ucha. Było kilka minut po pierwszej i po trzecim sygnale dotarło do mnie, że to nie jest odpowiednia pora. Kiedy miałam się rozłączyć usłyszałam po drugiej stronie zaspany, męski głos.
- Chcę porozmawiać o Caren, przyjadę do ciebie jutro po południu.
Witam w kriminale, dramacie. Wszystko jest fikcją.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz