wtorek, 10 listopada 2020

Akt pierwszy

 

 Patrzyła na mnie swoimi niebieskimi oczami już tylko z kolorowego zdjęcia na marmurowej cmentarnej płycie, pokrytej jej ulubionymi kwiatami fioletowymi hortensjami. Zacisnęłam mocniej dłoń na przedramieniu, stojącego obok mnie w milczeniu Johanna i połykałam gorzkie łzy, spływające po moich policzkach. Pociągnęłam cicho nosem i odwróciłam głowę w bok, próbując spokojnie odetchnąć, rześkim, ostrym powietrzem. Tabletki uspokajające chyba przestawały działać, ponieważ poczułam przeraźliwe zimno, które wzdrygnęło moim ciałem i niemiłosiernie piekący ból w klatce piersiowej. Wiadomość o śmierci Caren spadła na mnie niczym grom z jasnego nieba. Szczegóły o popełnionym samobójstwie wezbrały we mnie wielki żal i niezrozumienie. Byłam na nią niewyobrażalnie wściekła, bo podjęła tą tragiczną decyzję, nie zdradzając się ani słowem ani czynem, do końca nie dała po sobie poznać, że coś ją przerasta, że sobie z czymś nie radzi. Nie rozumiałam tego pośpiechu rodziców z pochówkiem, tym bardziej, że mój nagły powrót z Szwecji zajął trochę dłużej, niż byłam w stanie to oszacować. Uroczystość ponoć była skromna i bardzo szybko się skończyła, a moja siostra zasługiwała na to, żeby pożegnały ją tłumy, żeby płakało po niej co najmniej pół miasta, a zwłaszcza zasługiwała na to, żeby zdążyła ją pożegnać siostra.

- Nie rozumiem – wyszeptałam z trudem, zniekształconym od emocji głosem – Nie rozumiem co się stało, Johann. Dlaczego nie poprosiła o pomoc? Dlaczego nic mi nie powiedziała do cholery?

- Nie wiem – odparł szczerze po dłuższej chwili milczenia.

Przenikliwe zimno w moim sercu ogrzewały jedynie jej wspomnienia, wszystkie były dobre i do wszystkich tęskniłam, aż po krańce nerwów. Targał mną nieopisany żal, że nie będę kolekcjonować nowych, a te które nosze w sobie z czasem wyblakną, zaczną się zacierać, aż w końcu stracę ich ostrość. A ja chciałam pamiętać wszystko tak intensywnie, jakby to było wczoraj.

Ściągnęłam ciemne okulary zasłaniające pół mojej szarej i zmęczonej twarzy oraz sińce pod oczami z niewyspania. Mój błędny, zamglony od podwójnej dawki proszków wzrok zarejestrował postać stojącą przy cmentarnej bramie. Daniel Andre Tande ubrany w ciemne dżinsy i czarny długi płaszcz w pośpiechu wypalał papierosa i rozglądał się delikatnie na boki.

- Co on tutaj robi? – z oburzeniem przyglądałam się jak blondyn podąża w naszym kierunku, spokojnym wyważonym krokiem i zakłada na dłonie skórzane rękawiczki.

- Nie wierzę – szatyn parsknął i pokręcił głową zdegustowany obecnością swojego kolegi z kadry, który przystanął tuż obok.

- Nie miałem jeszcze okazji złożyć Ci kondolencji - z jego ponętnych, dużych ust wydobył się obłok chłodnego powietrza – Nie widziałem Cię na pogrzebie – odchrząknął znacząco – Przyjmij moje najszczersze wyrazy współczucia, Ingrid.

Jego kruchy, troskliwy szept dotknął mnie w sam środek serca, skruszył fasadę ostatnich pozorów, wzburzył tamę rozsierdzających mnie sprzecznych uczuć. Skinęłam głową w geście podziękowania, próbując powstrzymać kolejną porcję łez napływających do oczu. Mrugnęłam kilkukrotnie, próbując wysuszyć piekącą spojówkę.

- Miałeś jeszcze czelność tutaj przychodzić? – warknął Johann, robiąc wyrywny krok w kierunku blondyna, który uniósł do góry brwi ze zdziwienia – Po tym wszystkim – dodał cedząc przez zaciśnięte zęby i urywając, gryząc się w język. Spojrzał na mnie niepewnie, bojąc się, że powiedział o kilka słów za dużo.

- Po czym? – wtrąciłam zaniepokojona, przerzucając wzrok z szatyna na blondyna.

- Nie powiedzieliście jej jeszcze? – Daniel uśmiechnął się krzywo – Jasne, dawkujecie emocje.

- O co chodzi Johann? – co raz bardziej zdezorientowana podniosłam lekko zniecierpliwiony głos. Obaj mierzyli się nieprzejednanymi spojrzeniami.

- Powiesz jej, czy ja mam to zrobić? – spytał Daniel.

- Zamknij się! – wrzasnął młodszy skoczek – Co ty tu jeszcze w ogóle robisz? Masz tupet!

- Tande? – wiedziałam, że blondyn jest bardziej skory do wyjawienia mi czegoś, niż własny chłopak.

- Twoja siostra była w ciąży.

Słowa ostre jak noże, cięły głęboko jak szkło, raniąc jak brzytwa. Obraz się zamazywał, przytłumione dźwięki rozmywały się w przestrzeni. Nogi się pode mną ugięły i poczułam jedynie jak obydwoje zaprzestali bezsensownej kłótni i zamilkli, aby skutecznie przytrzymać moje bezwładne ciało. Kiedy poczułam się lepiej, a obraz przed oczami stał się ostry i stabilny, Johann objął mnie ramieniem wyrywając z uścisku Daniela.

- Twoi rodzice chcieli ci powiedzieć po powrocie do domu – wyjaśnił pospiesznie szatyn w przepraszającym tonie.

Poczucie winy uderzyło we mnie jeszcze bardziej. Mogłam zostać tutaj, być przy niej, miałaby we mnie wsparcie i może nie doszłoby do tej tragedii.

- Zrobiłeś jej dziecko i przez Ciebie się zabiła, ty sukinsynu! – Johann wymierzył w tors skoczka oskarżycielsko wskazujący palec.

- To … dziecko Daniela? – wychrypiałam zaskoczona, podświadomie szukając jakiegoś gestu zaprzeczenia w ich twarzach. Usta blondyna zadrżały w półuśmiechu. Z pewnością zarejestrował fakt, że po raz drugi w życiu wypowiedziałam jego imię. Gdyby nie ponure okoliczności nie oszczędziłby sobie pełnego, buńczucznego uśmiechu na samo wspomnienie zdarzeń, kiedy wypowiedziałam je po raz pierwszy.

- Rzecz w tym, że odebrałem wyniki i potwierdziły to co mówiłem Ci Forfang, od momentu Twoich niedorzecznych oskarżeń, to nie jest moje dziecko, nawet nie mogło być, bo nigdy nie spałem z Caren – spojrzał na mnie przelotnie, ukradkiem, sprawdzając moją reakcje na jego słowa, a ja uciekłam wzrokiem w bok.

- Jasne – prychnął szatyn – Więc nie było twoje, zdradziła cię, wkurzyłeś się, bo nie chciała usunąć i przez ciebie targnęła się na swoje życie!

- Brzmisz jak wariat. Przestań dorabiać sobie teorie w swojej głowie.

- Wiem, że masz coś z tym wspólnego, po prostu czuję to – gestykulował, jakby jakiś zapach unosił się w powietrzu, lecz Tande pokiwał tylko głową z politowaniem. Mnie również nie opuszczało podobne przeczucie, przecież Caren była nieodwołalnie i beznadziejnie zakochana w tym dupku.

- Może skupcie się na ojcu dziecka, jego trzeba sprawdzić.

- Chcesz odsunąć od siebie podejrzenia? – spytał z niedowierzaniem Forfang - Sprytnie, ale policja zabezpieczyła wszystkie twoje zdjęcia na aparacie Caren, takich zdjęć nie robi się byle komu.

- Policja?

- Niepokoi Cię to? Larssenowie chcą znać każdy szczegół, wszystko co do tego doprowadziło.

- Jest dużo rzeczy, których dowiedzą się o Caren, a pewnie woleliby nigdy ich nie odkryć – grymas niezadowolenia przemknął po jego twarzy, a usta związał w kreskę - Niech się lepiej zastanowią.

- O czym ty do cholery mówisz, Tande? – wtrąciłam, poruszona prawdziwością jego smutnego tonu głosu. Czułam pod skórą, że jest coś czego nie mówi, że jest coś o czym wie więcej.

- Daj spokój kochanie, on chce się tylko wybielić – Johann skarcił mnie wzrokiem i potarł moje przedramię troskliwie swoją dłonią. Przycisnął mnie mocniej do swojego ciała, tak, że mój policzek wtopił się w jego szary płaszcz.

- Jeśli mógłbym w czymś pomóc, wiesz gdzie mnie szukać – rzucił na odchodne Tande w moim kierunku, sugestywnie spoglądając mi przeciągle w oczy. Jego źrenice się zwęziły, a tęczówki stały się wyblakłe, kiedy przerzucił wzrok na Johanna. Zrobił krok do tyłu i wsuwając dłonie do kieszeni płaszcza, obrócił się na pięcie, a ja wpatrywałam się jedynie w jego oddalającą się sylwetkę.

- Co za dupek – wymamrotał pod nosem szatyn - Chodźmy do domu, rodzice czekają.

Potrząsnął mną delikatnie wyrywając z marazmu myśli, krążących wokoło jednego nękającego mnie przeczucia.

 

 

Ojciec sączył whisky, nieobecnym wzrokiem wpatrując się w ekran telewizora. Próbował się pozbierać, nie pokazując dookoła swojego cierpienia. Jutro wracał do pracy i to pewnie wir obowiązków jaki na siebie narzuci będzie przygłuszać ból i pozwoli mu przetrwać, aby pod przykryciem nocy wybudzał się złym snem i cicho łkał w poduszkę. Mama wszędzie napotykała rzeczy i ubrania należące do Caren i zanosiła się wtedy płaczem, lamentowała i nie mogąc pogodzić się z gnębiącą ją winą przerzucała odpowiedzialność na ojca.

Nie byli zbytnio poruszeni moim powrotem i wbrew zapewnieniom Johanna wcale nie zamierzali mi powiedzieć o ciąży Caren ani tym bardziej o powodzie, dla którego pochowanie własnego dziecka była dla nich wstydliwym sekretem, który należało zakopać głębiej.

Zamknęłam się w swoim pokoju, wciąż nie będąc gotową na konfrontacje z pokojem, który zamieszkiwała moja siostra. Nie byłam gotowa na pakowanie jej rzeczy razem z mamą. Nie byłam gotowa na sen, być może czekała mnie kolejna bezsenna egzystencja. Jednak to co znalazłam w swojej pościeli zupełnie miało zmieć moje życie w najbliższych dniach. Żółta karteczka samoprzylepna, a na niej pismo Caren.

 

Na górnej półce, obok encyklopedii. Załóż moje buty i przeżyj to co ja, a zrozumiesz to co teraz wydaje ci się niepojęte.

 

PS. Mam ostatnią prośbę. Nie kartkuj, nie czytaj go od tyłu. Rób wszystko tak, jak zapisałam.

 

Caren.

 

Pogładziłam kciukiem papier, który kilka dni temu trzymała w dłoniach jako jedną z ostatnich rzeczy. Rzuciłam okiem na regał, na którym miałam szukać jej pamiętnika. Podeszłam bliżej z drżącą dłonią sięgając po niego, oprawionego z złote ramki. Chropowata powierzchnia okładki w kolorze zgniłej zieleni nie zachęcała do jego otwarcia, ale dla mnie to były ostatnie chwile z własna siostrą. Chwile, które miały okazać się bardziej gorzkie, niż słodkie. Otworzyłam pierwszą stronę z majestatyczną powagą, próbując nie zagiąć i nie ubrudzić żadnej z białych kartek. Dłonie drżały mi niemiłosiernie, oddech był płytki, a serce waliło mi jak oszalałe. Poczułam krople potu na czole i przełknęłam głośno ślinę. Notatka na pierwszej stronie była krótka, brzmiała bardziej jak instrukcja.

 

Dowiedz się co mówią o mnie znajomi z planu, zweryfikuj plotki, a kiedy odkryjesz prawdę wróć tutaj i czytaj dalej 😉

 

Kusiło mnie aby nie baczyć na te głupie reguły i przerzucić następną kartkę, przeczytać obszerną treść, która przebijała się pod światłem i oszczędzić sobie przykrych wycieczek na plan filmowy. Nigdy nie darzyłam zbytnią sympatią jej znajomych z pracy, zawsze uważałam, że aktorzy są na swój sposób dziwni, niemiej zawsze jej kibicowałam. Caren była inna, miała prawdziwy talent i pasje, miała większe aspiracje, niż ten godny pożałowania serial internetowy dla młodzieży, ale od czegoś trzeba było zacząć. Caren była ambitna, chciała zacząć od przysłowiowego zera i samodzielnie wspinać się po szczeblach, nie iść na skróty. Skoro chciała, żebym choć po części zrozumiała w jakim miejscu życia się znalazła, jestem jej to winna. Sięgnęłam po swojego białego iphona leżącego gdzieś niechlujnie w pościeli. Wybrałam jeden z kontaktów i przyłożyłam telefon do ucha. Było kilka minut po pierwszej i po trzecim sygnale dotarło do mnie, że to nie jest odpowiednia pora. Kiedy miałam się rozłączyć usłyszałam po drugiej stronie zaspany, męski głos.

- Chcę porozmawiać o Caren, przyjadę do ciebie jutro po południu.


Witam w kriminale, dramacie. Wszystko jest fikcją.





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz