Kilka
miesięcy temu
Johann
klęczał na kolanach z wyciągniętymi w moim kierunku dłońmi, w których
kurczliwie trzymał bukiet jasnoróżowych piwonii.
-
Jestem skończonym idiotą, chodzącą pomyłką, bezmózgim egoistą nie zasługującym
na wybaczenie – kajał się z głową pokornie spuszczoną w dół. Wypowiadał słowa z
samowolną odrazą. Mimowolnie moje kąciki ust uniosły się ku górze. Wyglądał jak
ukamienowany męczennik, a ton jego głosu zakrawał już o samobiczowanie.
-
Johann wstań – mruknęłam niewyraźnie, zakłopotana patrzeniem na niego z góry.
-
Nie – zaoponował, kręcąc przy tym zdecydowanie głową – Nie wstanę dopóki mi nie
wybaczysz, Ingrid – spojrzał na mnie nieśmiało swoimi przenikliwymi tęczówkami
– Nie śmiem nawet błagać cię o wybaczenie, ale to co przedwczoraj padło z moich
ust jest karygodne. Ale ja sobie nie wyobrażam życia bez Ciebie. Byłem zdenerwowany
i chyba obydwoje posunęliśmy się za daleko. Nie mniej wiem, że nie takiej
postawy ode mnie oczekiwałaś, a ja cię zawiodłem. Zachowałam się jak gówniarz.
Przepraszam.
-
Są piękne – chwyciłam bukiet i przystawiłam go do twarzy racząc się ich
zapachem, który ukoił mój gniew – Moje ulubione – zauważyłam, próbując uciąć
jego monolog, który jedynie przysparzał mnie o co raz głośniejsze wyrzuty
sumienia.
-
Jesteś dla mnie taka dobra, Ingrid – zwilżył koniuszkiem języka swoje wargi i
skarcił się w swoich myślach na swoje zachowanie – Nie zasługuję na Ciebie, ale
bardzo, bardzo cię kocham. To wiem na pewno.
Przełknęłam
głośno ślinę, zdradzając się nagłą nerwowością. Nagle zrobiło mi się gorąco, aż
poczułam pojedyncze krople potu spływające po skroni. Zaprzeczyłam ruchem głowy
z całą niezręcznością jaką kiedykolwiek było mi dane dysponować. Po minionych
wydarzeniach wzniosłe peany na moją cześć, były co najmniej nie na miejscu. To
ja nie zasługiwałam na takie przeprosiny od szatyna.
-
Wybaczysz mi? – spytał z nadzieją w głosie, a ja kiwnęłam potwierdzająco głową.
Chciałam być jak najbardziej oszczędna w gestach.
-
Ja też cię przepraszam, Johann – wyszeptałam, kiedy uradowany wstał pospiesznie
z paneli i wziął w swoje ramiona, szczelnie zamykając uścisk. Za zdradę –
dodałam już w myślach. Chociaż nią de fato nie była, to czułam się z tym
okropnie źle. Jedna kłótnia i rzucone w pośpiechu niewyjaśnione słowa, nie
powinny mnie usprawiedliwiać.
-
Możemy udawać, że te dwa ostatnie dni nie miały w ogóle miejsca? – ujął moje
dłonie w swoje i podniósł ich wierzch do swoich ust, całując delikatnie.
-
Możemy – przytaknęłam, a następnie poczułam jak jego wargi wpijają się w moje
zachłannie, co raz mocniej na nie napierając – Wstawię je tylko do wazonu –
oderwałam się od niego nieco rozbawiona i uniosłam bukiet dla usprawiedliwienia
przerwania pieszczoty. Zostawiłam poprawiającego mankiet koszuli Forfanga i
zeszłam po schodach na dół wprost do kuchni, szukając odpowiedniej wielkości
flakonu. Odetchnęłam głęboko i wyjęłam z kieszeni dżinsowych spodni swojego
białego iphona.
-
Ingrid? – odezwał się mile zaskoczony głos po drugiej stronie – Wiesz, że nie
ładnie wychodzić bez pożegnania?
-
Możemy się spotkać? – zbywając jego retoryczną uwagę, zniżyłam głos do
konspiracyjnego szeptu i rozejrzałam się nerwowo dookoła.
-
Już się stęskniłaś? – prychnął, próbując połechtać swoje wybujałe ego głosem
graniczącym niemal z pewnością.
-
Chcę porozmawiać.
-
O czym?
-
O tym co się między nami wydarzyło na imprezie – odezwałam się po chwili ciszy.
-
Aha – skwitował beznamiętnym tonem.
-
Chcę, żebyśmy o tym zapomnieli, Tande.
Cisza
i konsternacja po drugiej stronie nie trwała długo, tak jakby zupełnie
spodziewał się od początku w jakim kierunku podąża nasza rozmowa.
-
W porządku – odparł ze stoickim spokojem, chociaż miałam przygotowaną całą
kanonadę wyrzutów i kontrargumentów. Nieco zirytował mnie fakt, że blondyn zupełnie
zrezygnował już nawet ze swojej gry i tak zwyczajnie się poddał. Cała przewaga
jaką zbudowałam na symulacji tej rozmowy oparta była na przekonywaniu go, że
dla mnie to nie miało znaczenia, że byłam pijana, że kocham Johanna, że żałuję,
żeby nie robił sobie zbędnych nadziei, że to w ogóle nie powinno się wydarzyć.
Jednak Tande mimo swoich płomiennych zapewnień potraktował tamtą noc jak miał w
zwyczaju. Jako jednorazowy strzał i to bardzo mnie ubodło, że dałam się
potraktować jako jednorazowa przygoda.
-
Wróciłam do Johanna – rzuciłam bezwiednie zdanie do telefonu, licząc, że to
zmotywuje skoczka do jakiegokolwiek bardziej emocjonalnego ruchu, jednak
bezskutecznie.
-
Rozumiem – odparł lakonicznie – Możesz liczyć na moją dyskrecję, Ingrid.
Przełknęłam
głośno ślinę, zastanawiając się, czy to ostrzeżenie, werbalna groźba rychła
spełnieniu, a może przysięga.
-
Na pewno?
-
Ingrid - westchnął nieco poirytowany – Nie zależy mi na tobie na tyle, żeby
niszczyć twój związek, możesz być spokojna.
Rozłączył
się pośpiesznie nawet nie rzucając grzecznościowego pożegnania. Zraniony Daniel
Andre Tande wiedział, że musi dzisiaj zapomnieć o Ingrid Margot Larsen w morzu
alkoholu i przy pomocy pięknych kobiet.
-
Dupek – warknęłam do zgaszonego ekranu telefonu i cisnęłam aparatem na kuchenny
blat. Ingrid Margot Larsen czuła obezwładniające ją upokorzenie. Stała się
kolejną zdobyczą Daniela Andre Tandego i od jego kaprysu zależało, czy jej
ukochany Johann dowie się o sposobie w jaki spędziła noc, w której się
pokłócili.
Aktualnie
-
Idę pod prysznic, zaczekać na ciebie? – Johann podparł się na łokciach na
pościeli i spojrzał na mnie z lubieżnym uśmiechem. Moje nagie ciało, zaplątanie
w kołdrę, przesiąkniętą zapachem naszych ciał, przeciągle zmieniło pozycję.
Oparłam głowę o jego bark i sunęłam leniwie obuszkiem palca po jego ramieniu.
-
Zaczekam tutaj na ciebie, nie chce mi się jeszcze wychodzić z łóżka –
wyszeptałam pomiędzy soczystymi pocałunkami, które składał na moich ustach.
Jego wciąż rozgrzane i spocone ciało po namiętnym uniesieniu, przywarło z
powrotem do mojego. Upijałam się zapachem jego skóry i spijałam słodkość warg
napierających z co raz większym impetem. Nasze pożycie przeżywało istny
renesans po ostatniej rozczarowującej wpadce. Tym razem szatyn zabrał mnie w
prywatną, rozkoszną podróż do krainy ekstazy.
-
To idę – mruknął, odrywając się ode mnie i z magnetycznym spojrzeniem, kusząco
starł z warg resztki mojej śliny. Odprowadziłam go spojrzeniem do drzwi,
skupiając wzrok i podziwiając jego wysportowaną sylwetkę i jędrne pośladki.
Opadłam z rozkoszą z powrotem na poduszkę i z błogim uśmiechem chłonęłam pustą
przestrzeń po Forfangu. Skupiając nagle wzrok na biurku i stojącym na nim
zamkniętym laptopie z migającą diodą, zerwałam się nagle, owijając się jedynie
kołdrą i zasiadając za biurkiem. Wychyliłam się nieco w kierunku drzwi, aby
upewnić się, że słyszę odgłos włączonego prysznica. Przeczesałam rozczochrane
włosy i zagarnęłam je do tyłu, kiedy podniosłam ekran i nacisnęłam na klawisz.
Ku moim oczom ukazał się starannie wyczyszczony pulpit, niczym nie
przypominający standardowego zaśmieconego ekranu. Oparłam podbródek na
złączonych dłoniach i zaczęłam się zastanawiać, co tak naprawdę popchnęło mnie
do naruszenia czyjejś prywatności. Zwłaszcza do osoby, której powinnam ufać bezgranicznie.
Przygryzłam dolną wargę, tocząc nierówną batalię moralności i w końcu otworzyłam
pocztę szatyna. Przejrzałam pobieżnie główne maile i te, które trafiły do
spamu. Nie zauważyłam niczego niepokojącego, aż w końcu zdałam sobie sprawę, że
tak naprawdę nie mam powodu, aby przeszukiwać jego korespondencję. Nie wiem
nawet co miałabym tam znaleźć. Portal społecznościowy opatrzony był hasłem,
które nie było wygenerowane automatycznie. Historia przeglądarki wyglądała,
jakby co najmniej była używana jedynie do podstawowych rzeczy. Zamknęłam okno i
cicho westchnęłam, stukając nerwowo palcami o blat biurka. Wpatrywałam się
tempo w tapetę, w zdjęcie z naszych ostatnich wakacji na południu Francji. Sunęłam
na touchpadzie kursorem w kierunku plików, lecz liczba folderów nie
pozostawiała złudzeń. Nawet gdyby Johann miał cokolwiek do ukrycia, nie trzymał
tego w swoim macbooku. A przynajmniej nie na widoku. Kiedy nie słyszałam już
szumu wody z łazienki obok, coś mnie tchnęło. Otworzyłam kartę incognito i
weszłam na google. Tam w pustym polu zalogowania nacisnęłam dwa razy
przyciskiem, po czym ku mojemu zaskoczeniu wyświetliły się dwa konta i zapisane
automatycznie dane do logowania.
-
carenastridlarsen? – przeczytałam na głos, niedowierzając. Drugim nickiem była
dirtsanesral. Ściągnęłam z niezrozumieniem brwi, lecz dywagacje zostawiłam na
później. Słyszałam krzątanie się Johanna po łazience i wiedziałam, że za chwile
opuści pomieszczenie. Kliknęłam w dziwną nazwę, rezygnując ze sprawdzenia
profilu siostry, w pośpiechu tłumacząc sobie, że być może kiedyś Caren
korzystała z laptopa Johanna. Maili wysłanych z dziwnego konta było niewiele,
ale wszystkie były zaadresowane do Daniela Andre Tandego. Usłyszałam skrzypnięcie
nienaoliwionych drzwi od łazienki, przez co poderwałam się na krześle zbyt
gwałtownie. Zamknęłam pospiesznie okno i zatrzasnęłam laptopa, bezszelestnie
wstając od biurka, nim Johann stanął naprzeciw mnie w samych bokserkach, tak
ponętny i seksowny, że przez chwilę zapomniałam o treściach, które napotkałam. Zsunęłam
z siebie materiał pościeli, który opadł na panele, ukazując w pełnej krasie
moją nagą sylwetkę.
-
To teraz ja – uniosłam subtelnie ku górze wargi
i próbowałam wyminąć szatyna. Zagrodził mi drogę swoimi ramieniem i przysunął
swoją twarz bliżej mojej.
-
Nie każ mi zbyt długo na ciebie czekać – skubnął płatek mojego ucha i złapał
dłonią za mój pośladek, wpijając swoje palce w połacie skóry.
-
Po prysznicu muszę pilnie załatwić coś na mieście i nie chcę się spóźnić – wytłumaczyłam,
opierając dłoń na jego piersi i wyminęłam go w progu jedynie przez zaskoczenie
wymalowane na twarzy. Podążył za mną do łazienki, kiedy weszłam pod prysznic i
nacisnęłam na baterię. Przyglądał mi się przez dłuższą chwilę, po czym oparł
dłońmi o umywalkę.
-
Ingrid – zaczął niepewnie, kiedy sięgnęłam po swój ulubiony żel pod prysznic o
zapachu pistacji – Czy ty się z kimś
spotykasz?
Znieruchomiałam
na sam widok jego marsowej miny i zatroskanego spojrzenia wycelowanego we mnie
z całą paletą żalu.
-
Słucham? – żachnęłam się, powoli wcierając kosmetyk w skórę.
-
Widujesz się z Tande za moimi plecami? – nerwowo zacisnął dłonie na krawędziach
blatu – Co chwilę znikasz, nie ma cię w domu, a twoja mama powiedziała mi, że wczoraj
cię odwiózł – zaaferowany, próbował ukryć swoje rozrzewnienie, nerwowo unikając
mojego wzroku. Letnia woda obmywała w głuchej ciszy moje ciało z wytworzonej
piany, kiedy rozsunęłam szklane drzwi i owijając się bawełnianym ręcznikiem,
stanęłam naprzeciwko Johanna. Przeklęłam w duchu rozwiązły język mojej matki. Jeśli
podzieliła się swoimi wszystkimi wątpliwościami, nie miałam wyjścia, nie mogłam
dłużej nie mówić Forfangowi prawdy. Związałam usta w kreskę i zacisnęłam je
pokornie.
-
Tak – odparłam bez emocji, patrząc prosto w szare tęczówki, pełne sprzecznych
emocji – Tak samo jak z kolegą z planu Caren, operatorem, a dzisiaj jej znajomą
z warsztatów malarskich. Z każdym, kto miał z nią kontakt przez ostatnie
miesiące, każdym z kim się spotykała i chce mi coś opowiedzieć. Nie będę się z
tego tłumaczyć ani z tego, że Tande odwiózł mnie do domu. To chyba nie jest
przestępstwo?
Założyłam
mocniej skrawek bawełnianego ręcznika pod pachę, a z moich mokrych końcówek
włosów, spadały na kafelki dźwięcznie rozbryzgujące się krople wody.
-
Po prostu nie podoba mi się, że on wciąż pojawia się gdzieś w twoim zasięgu –
skwitował szczerze, cedząc złowrogo przez zaciśnięte zęby. Spuścił głowę ze
zrezygnowaniem, po czym popatrzył na mnie ze zrozumieniem – Wiem, że chcesz
zrozumieć dlaczego Caren to zrobiła – dotknął pocieszająco mojego ramienia –
Wiem, że nie dawałem ci w tym wsparcia, ale teraz możesz mi wszystko
powiedzieć, Ingrid. Zrobię wszystko co w mojej mocy, żeby ci pomóc. Bo cię
kocham – chwycił dwoma palcami za mój podbródek u uniósł go, abym spojrzała w
jego oczy. Uśmiechnęłam się nieśmiało i skinęłam głową. Szatyn pochylił się
nade mną i pocałował w mokre czoło. Zaplotłam dłonie na jego szyi, a on oparł
swoje na moich biodrach.
-
Caren zostawiła mi swój pamiętnik – wyjaśniłam, czekając na jego reakcję,
jednak pozostał niewzruszony – Właściwe, zostawiła mi instrukcje i wskazówki.
Twierdzi, że wszystko zrozumiem, jeśli przez chwilę poszukam prawdy sama i
zrozumiem z czym się mierzyła.
-
Chyba nie bardzo rozumiem – Johann zmarszczył czoło, na tyle, że uwydatniła się
bruzda na jego czole – Jaką prawdę?
-
Rodzice uwierzyli w te okropne plotki na jej temat, te o romansie z producentem
i tym aktorem – zagryzłam na chwilę wargę i nasączyłam ton nieukrywaną pretensją
– Ty też.
-
Przepraszam – odparł słabo i pokręcił głową z malującym się na twarzy wyrzutem
sumienia.
-
Okazało się, że to była nieprawda.
-
Nie? – wydawał się być szczerze zaskoczony, jednak widziałam, że tak jak mi
ulżyło mu na wieść o tym, że nie musimy wstydzić za rzeczy, których moja
siostra nie zrobiła.
-
Nie i dlatego jestem jej to winna. Strona po stronie, kartka po kartce –
zrobiłam pauzę, kiedy po raz kolejny skoczek uniósł brwi z niezrozumieniem –
Nie mogę niczego omijać, całej prawdy dowiem się dopiero na końcu i choć nie
raz korciło mnie by tam zajrzeć, teraz wiem, że nie mogę, muszę pójść tą drogą,
żeby zrozumieć, a wtedy dorwę tego sukinsyna – mocniej zacisnęłam dłonie na
jego karku.
-
Kogo?
-
Ojca jej dziecka. Tego prawdziwego.
Forfang
uśmiechnął się pokrzepiająco i przycisnął mnie do siebie, nie pozostawiając
jakiejkolwiek przestrzeni. Czułam jak spokojnie kołysał mnie w swoich
ramionach, a jego słodki oddech ogrzewał moje mokre pasma włosów. W mojej
głowie kotłowało się teraz milion sprzecznych myśli. Czułam wewnętrzną ulgę,
kiedy zdjęłam z siebie brzemię ukrywania gry jaką pośmiertnie prowadzi ze mną
Caren, jednak z drugiej strony wkradł się we mnie chłodny niepokój, jakieś
dziwne przeświadczenie, które próbowałam wtedy na tysiąc sposobów wyprzeć z
podświadomości. Jedynie dwie kwestie nie dawały mi spokoju, mimo iż miałam dla
nich bardzo sensowne wytłumaczenia. Dlaczego Johann wysyłał maile do Daniela i
od kogo pożyczył te cholerne pieniądze i czy w ogóle je oddał. Chociaż powinnam
poczuć ciepło, ciepło ciała Forfanga, ciepło jego zrozumienia i wsparcia, tego,
że ponownie mogę na nim bezwzględnie polegać, że jest tak bardzo mój. Wspaniałym,
ukochanym, idealnym chłopakiem. Tyko dlaczego czuję, że puste miejsce tęsknoty
jaka dręczy moją duszę, nie pasuje do kształtu rąk, które kurczliwie trzymają mnie
w ramionach?
Podnoszę
rękaw i spoglądam teatralnie na tarczę złotego zegarka, odnotowując że do zamknięcia
lokalu zostało już niewiele ponad cztery minuty. Nerwowo zastukałam obcasem
buta o powierzchnię asfaltu, aż w końcu przeszłam na drugą stronę ulicy i nacisnęłam
na klamkę pod neonowym napisem Veloart. Wraz z popchnięciem drzwi, rozległ się
dźwięk dzwonka, co wprowadziło mnie w niemałą konsternacje. Wyobrażałam sobie
to miejsce, jako ekstrawaganckie centrum nowoczesnej sztuki. Tym czasem
przypominało skansen, pomalowany jedynie na pastelową mięte. Co w zupełności
kontrastowało z wszechobecną żółcią, czerwienią i ciemnym granatem. Rudowłosa, ścięta do ramion dziewczyna właśnie
szykowała się do zamknięcia, kiedy podniosła głowę i zatrzymała na mnie swoje
spojrzenie. W sposobie jaki na mnie patrzyła, zdałam sobie sprawę, że oczekiwała
mojej wizyty.
-
Jestem siostrą Caren – wydobyłam z siebie pospiesznie i wyjaśniająco, jakby to
zdanie miało być przepustką do kolejnych informacji. A może o to właśnie jej
chodziło? Może to zupełnie przemyślany zabieg? Abym co chwilę miała na uwadze
to, że jestem jej siostrą. Tylko czemu to miało służyć? Współczułam jej tych
plotek i niesłusznych oskarżeń, ale poniekąd to był jej wybór. Mierzyła się z jego
konsekwencją, ale nigdy bym jej za to nie potępiła. Mogła mi o wszystkim
powiedzieć. Dlaczego tego nie zrobiła?
-
Poznałam – skinęła głową i dopiero teraz zauważyłam na jej promiennej twarzy
piękne, wyblakłe nieco piegi – Oddam ci obrazy Caren i te, których nie
skończyła – powiedziała ze smutkiem w głosie. Wskazała ruchem ręki, abym
podążała za nią, prowadząc mnie, do kolejnego pomieszczenia za uchylonym drzwiami.
-
Często tu przychodziła? – spytałam, próbując wyminąć slalomem rozłożone
sztalugi i niechlujnie porozrzucane kubły z farbami.
-
Malować? Na początku tak – Sonja ściągnęła z siebie biały, ubrudzony wyblakłymi
kolorami fartuch i odwiesiła go na wieszak usytuowany w kącie – Jednak z czasem
wpadała jedynie do mnie na kawę, trochę się pożalić, utyskiwać na życie.
-
Co ci mówiła? – zagadnęłam, nieśmiało zakładając kosmyk włosów za ucho. Spuściłam
lekko głowę nie tylko, aby nie poślizgnąć się na rozścielonej na podłodze
folii, ale również wstydziłam się faktu, że mojej siostrze bliższa była obca
osoba.
-
Że wszystko jest nie tak jak być powinno – westchnęła cicho i zapaliła światło
w pomieszczeniu, wyglądającym na magazyn. Słabe światło jarzynowej żarówki
rozświetliło mrok.
-
Dlaczego przestała malować?
-
Znalazła sobie lepsze zajęcie – stwierdziła z przekąsem dziewczyna niższa ode
mnie co najmniej o głowę – Lepsze doznania gwarantowały jej inne rzeczy, płótno
już nie mogło pomieścić jej bólu i poczucia niesprawiedliwości.
-
Narkotyki? – moje pytanie zawisło w powietrzy, a po minie rudowłosej
stwierdziłam, że było jedynie retoryczne – Skąd? Od kogo brała, wiesz coś o
tym?
-
Od Andersa – stwierdziła z oczywistością, przyglądając mi się z nieukrywanym
niedowierzaniem, jakbym zupełnie o niczym nie miała pojęcia – Producent tego
serialu, w którym pogrywała rozprowadza poprzez swoje pachołki towar w
środowisku celebryckim. Caren zbliżyła się do Andersa, bo kiedyś podrzucił jej cudowny
woreczek. Wtedy zapragnęła również rozprowadzać towar – parsknęła z wyrzutem –
Próbowałam jej przemówić do rozsądku, wyperswadować ten idiotyczny pomysł, ale
ona się uparła. Chciała z premedytacją popaść w kłopoty, rozumiesz? Chciała,
żeby przez to zauważył ją chłopak, który ją odtrącał. Dla jakiegoś nic
niewartego faceta, w głowie mi się to nie mieści. Wtedy wiedziałam, że jest z
nią co raz gorzej.
Sonja
zerwała zamaszystym ruchem dłoni prześcieradła zasłaniające płótna należące do
Caren. Na jednym z nich rozpoznałam Tandego. Przedstawiało jego naprężone i
muskularne ciało w artystycznej pozie. Z pewnością inspirowała się jednym ze
swoich zdjęć.
-
To chyba miał być dla niego prezent, ale widocznie nie zasłużył – sarkazm
wygiął jej wargi z nienaturalnym grymasie. Nie mogłam nie przyznać jej racji. Z
jego relacji powiedział jej kategorycznie, żeby nie robiła sobie złudnych
nadziei. Następny obraz był niedokończony, jednak w zupełności rozpoznałam na
nim moją karykaturalną postać. Pokraczne krzywe nogi, zachwiane proporcje,
wyuzdane ubrania, nienaturalny biust, pokraczna twarz i domalowane w ewidentnej
złości wąsy. Zamarłam z cichym jęknięciem na ustach.
-
Chciałabym Ci powiedzieć, że to nie ty, ale …
-
Za co ona mnie tak nienawidziła – westchnęłam bezradnie, powoli przeczesując dłonią
włosy i z żalem wpatrując się w malunek przede mną.
-
Malując go – odchrząknęła nieśmiało dziewczyna – Powiedziała mi, że są rzeczy,
których nie wybacza się siostrze – spojrzała na mnie z ukosa ciekawa mojej reakcji.
-
Nie powiedziała Ci o co jej dokładnie chodziło? – spytałam z nadzieją w głosie,
jednak Sonja pokręciła przecząco głową. Zatrwożona powstrzymywałam napływające
do oczu łzy.
-
Ingrid – zaczęła nieśmiało – Caren na chwilę przed tym – zrobiła pauzę próbując
nazwać jej samobójczy czyn, bardziej subtelnie – co zrobiła, była czysta,
rzuciła te prochy. Kiedy się dowiedziała o dziecku była załamana i myślałam, że
usunie ciążę, ale pewnego dnia stwierdziła, że urodzi. Widziałam, że była
zdeterminowana, tak nie wygląda osoba, która chce się zabić. Przyjeżdżał po nią
w tamtym czasie taki chłopak…
-
Blondyn?
-
Brunet, średniego wzrostu, szczupły, ale zawsze nosił okulary i bluzę z
kapturem.
-
Myślisz, że to mógł być ojciec dziecka?
-
Caren mi tego nie powiedziała wprost, ale dało się to wyraźnie odczuć.
-
Dziękuję – uśmiechnęłam się blado. Nagle dźwięk dzwonka sygnalizujący, że ktoś
wszedł do pracowni poderwał Sonję na równe nogi. Wzdrygnięta dziewczyna,
zmarszczyła czoło ze zdziwieniem, jednocześnie karcąc się za niezamknięcie
drzwi.
-
Kogo niesie o tej porze – mruknęła wychodząc do głównego pomieszczenia, a ja
wprost za nią – Panowie, jest już zamknięte! – krzyknęła donośnym głosem, kiedy
ukazały się nam dwie postawne sylwetki rozglądających się dookoła mężczyzn.
-
Przepraszamy, żadni z nas koneserzy sztuki, nie zajmiemy dużo czasu – odrzekł jeden
z nich, ostrzyżony niemal na łyso. Sięgnął za pasek spodni i wyjął pistolet,
który wymierzył gdzieś pomiędzy nas.
-
Czego chcecie? Pieniędzy? – krzyknęła spanikowana rudowłosa, która zaczęła się
cała trząść, ewidentnie przestraszona widokiem palnej broni. Głośno przełknęłam
ślinę, jednak próbowałam zachować względny spokój. Omiotłam wzrokiem
pomieszczenie, szukając jakiejkolwiek deski ratunku.
-
Tak jakby – odezwał się drugi napastnik, który potarł palcem po jednej ze sztalug
i strzepał ze zdegustowaniem odrobinę kurzu – Ale nie od ciebie.
-
Ode mnie? – wyrwało mi się na głos, a kiedy lufa wymierzonego pistoletu
przesunęła się w moją stronę, poczułam jak zalewa mnie obezwładniająca fala
gorąca.
-
Bystra dziewczyna – trzymający broń uśmiechnął się półgębkiem do swojego
towarzysza.
-
Ja nie jestem wam nic winna.
-
Ale twoja siostra była – cmoknął niepocieszony – Brała towar i zwijała dla
siebie o wiele za dużo, zrobiliśmy inwentaryzacje i jej rachunek się akurat nie
zgadza. Z tymże po jej śmierci wszystko miało być anulowane, ale skoro
zaczynasz wtykać nos w nie swoje sprawy oddasz wszystko, a właściwie
odpracujesz.
-
Dobrze, zapłacę.
-
Odpracujesz.
-
Nie – zaprzeczyłam z pełnym pasji przekonaniem – Nie będę tego robić –
warknęłam i szybko pożałowałam swojego butnego zachowania, kiedy świszcząca
kula przeleciała tuż nad moją głową. Zamknęłam oczy, a do moich zmysłów docierał
jedynie piskliwy krzyk Sonji.
-
Poroznosisz tygodniową działkę, albo odstrzelę was na miejscu. Po pieniądze
sami się zgłosimy. Tu masz paczkę, a w środku również listę ludzi i miejsc. Jak
usłyszę jakieś słowo sprzeciwu to za chwilę na klęczkach będziesz robiła mu
loda.
Głuchą
ciszę przeszywały tylko nasze nerwowe oddechy.
-
No cóż Olaf, musisz się obejść smakiem, Ingrid chyba zrozumiała.
Wzdrygnęłam
się na sam dźwięk mojego imienia w jego ustach. Obydwoje pożegnali się jak
gdyby nigdy nic i opuścili pracownię. Dopadłam do grubej prostokątnej paczki,
zawiniętej taśmą samoprzylepną i upchnęłam ją w swojej niewielkich rozmiarów
torebce.
Opadłam
na kolana i wykrzyczałam z całych sił w potężnej furii imię mojej siostry,
przeklinając je na wszystkie znane mi sposoby.
-
Idź już stąd – rzuciła w moim kierunku, wciąż roztrzęsiona Sonja – Wynocha! –
wrzasnęła, a ja zebrałam się do wyjścia. Nie obawiałam się, że tuż za rogiem
spotkam dwóch wyrosłych mężczyzn. Ostrzeżenie od Magnusa były zbyt czytelnym
sygnałem, żebym nie mogła sądzić, że jestem blisko bardzo niewygodnej prawdy.
Nie sądziłam jedynie, że moja własna siostra była w stanie narazić mnie na
takie niebezpieczeństwo. Usiadłam na ławce nieczynnego już przystanku, próbując
uspokoić oddech i unormować swój przyspieszony puls. Wyciągnęłam telefon i
zadzwoniłam pod ostatnio wybierany numer, jednak odpowiadała mi automatycznie
wygenerowana wiadomość, że abonent jest czasowo niedostępny. Natychmiast wybrałam
następny kontakt na liście, lecz w tym wypadku odebrał już po trzech sygnałach.
-
Tak?
Nie
potrafiłam wydobyć z siebie żadnego słowa, gdyż głos uwiązł mi z nadmiaru
emocji z gardle. Pociągnęłam nosem i zaczęłam nerwowo oddychać, czułam jak
mojego nogi był zbyt słabe bym mogła wstać.
-
Halo, Ingrid?
-
Daniel – wyszeptałam kruchym, drżącym szeptem – Proszę przyjedź.
-
Co się stało? Gdzie jesteś? – poruszony ton jego głosu po drugiej stronie
sprawił, że przez moment się uspokoiłam. Rozejrzałam się dokoła i podałam nazwę
ulicy.
-
Nigdzie się nie ruszaj, słyszysz? Będę za pięć minut!
Wciąż
trzymałam kurczowo w dłoni swojego iphona, chociaż po drugiej stronie już dwno
rozbrzmiał dźwięk zakończonego połączenia. Powoli opuściłam dłoń wypatrując w
oddali nadjeżdżającego dobrze znanego mi auta. Choć droga tutaj powinna
optymalnie zająć mu ponad dziesięć minut, już po sześciu zatrzymał się z
piskiem opon swoim czarnym autem tuż przed przystankiem. Nie chciałam wiedzieć
ile po drodze złamał przepisów. Wysiadł pospiesznie z auta i podbiegł do mnie z
zatroskanym wyrazem na pociągłej twarzy.
-
Co się stało? – kucnął przede mną i zatrzymał obie dłonie na wysokości moich
bioder. Jednak w tym geście nie krył się żaden podtekst. Próbował spojrzeć w
moje oczy, co chwilę odgarniając mi ze spuszczonej głowy rozczochrane włosy.
Starł kciukiem samotnie spływające łzę po prawym policzku, a ja spojrzałam w
jego ciepłe i błyszczące niebiańskie tęczówki i poczułam, że jestem bezpieczna.
-
Masz papierosa? – zapytałam niepewnie, chociaż wiedziałam jaka będzie odpowiedź.
Sięgnął szybkim ruchem do kieszeni swojej szarej bluzy i wyciągnął jednego z
paczki. Podtrzymał zapalniczkę, kiedy objęłam ustami trunek. Zaciągnęłam się głęboko
i trochę nieporadnie, po czym wypuściłam dym z głębokim wydechem.
-
Dilerzy od Caren mnie znaleźli i nie była to miła rozmowa – parsknęłam,
wyjaśniając zwięźle mój stan – Mam spłacić jej dług.
-
Ile?
-
W towarze – wskazałam palcami, pomiędzy którymi żarzyła się fajka, na swoją
torebkę.
-
Kurwa! – zaklął siarczyście i podniósł się z rękoma sunącymi po głowie – Chodź –
złapał mnie za łokieć i pociągnął mnie ku górze, zmuszając do wstania. Potarł z
troską moje zmarznięte ramiona i rozpiął swoją bluzę, zarzucają mi ją na barki.
Zaprowadził wprost do samochodu, usadawiając na miejscu pasażera, a torebkę
rzucił niechlujnie do tyłu, za moje plecy. Zasiadł za kierownica i w ciszy
ruszyliśmy z powrotem w stronę, z której nadjechał.
-
To ostrzeżenie od Magnusa.
-
Skurwysyn – zacisnął mocniej palce na kierownicy, wbijając paznokcie, po czym
uderzył w nią ze zdwojoną siłą.
-
Zrobię to i da mi spokój.
-
Jesteś naiwna jeśli tak myślisz – blondyn pokręcił z niedowierzaniem głową i roześmiał
się pogardliwie.
-
Może, ale nie chcę dokładać Caren pośmiertnej łatki ćpunki i dilerki.
-
To nie są żarty, Ingrid. Wpadniesz w jakieś kłopoty.
-
Już wpadłam – zauważyłam rezolutnie – Pójdę do tych klubów, dam to co mam dać i
tyle. Pokiwał głową z powątpiewaniem na znak, że się nie zgadza.
-
Pójdę tam z Tobą, pomogę Ci.
-
Dam sobie radę sama.
-
Nie dasz i właśnie dlatego tam z tobą pójdę. Z resztą myślałaś, że mi o
wszystkim powiesz i będę sobie spokojnie egzystował z tą wiedzą? – zakpił z
pretensjonalnym tonem. Nawet nie odpowiedziałam, bo mój telefon zaczął wibrować
w dłoni. Odrzuciłam połączenie przychodzące od Johanna, nie chcąc z nim nawet
teraz rozmawiać. Wiedziałam, że Tande zerka na mój wyświetlacz, kiedy po raz
kolejny zrzuciłam Forfanga, a następnie zignorowałam jego wiadomość.
-
Odwiozę Cię do domu, a torebka zostaje tutaj – zaordynował, zmieniając gwałtownie
pas bez kierunkowskazu.
-
Nie chcę jechać do domu – odwróciłam opartą bezwładnie o zagłówek głowę w jego
stronę.
-
To do Johanna? – westchnął, próbując zamaskować napięcie na twarzy. Jednak w
odpowiedzi pokręciłam przecząco głową.
-
Nie rób sobie nadziei, do ciebie też nie – zreflektowałam się uszczypliwością,
kiedy uniósł pytająco do góry brew. Skoczek roześmiał się szczerze.
-
Pewnie nie wyprałeś pościeli po jakiejś lampucerze – mój zgryźliwy ton głosu
zaskoczył nawet mnie.
-
Nie możesz być o mnie zazdrosna, Ingrid – Daniel pokręcił głową z powagą – Nie jestem
twoim chłopakiem – dodał z nutą wyraźnego rozczarowania, uśmiechając się ukradkiem.
-
I nigdy nie będziesz! – dodałam natychmiast zbyt ekscentrycznie, co jedynie
połechtało jego ego – Ale to jak się prowadzisz jest co najmniej… - zawiesiłam
głos, szukając odpowiedniego słowa.
-
Nikogo nie krzywdzę – wzruszył bezwiednie ramionami – Żyję życiem mężczyzny bez
zobowiazań.
-
I co? Bawi Cię takie życie? – spytałam z ciekawością, którą natychmiast
wychwycił.
-
Zostań ze mną to przestanę – odparł z oczywistością i zatrzymał na dłużej swój
wzrok na moim profilu, uważnie mi się przyglądając.
-
Co ty pleciesz Tande – westchnęłam zmęczona z wyraźną bezsilnością.
-
Na swój pokręcony sposób próbuję ci powiedzieć, że …
-
Nie rób sobie żartów! To nie jest śmieszne! Nie wiem czy zauważyłeś, ale
wieziemy sobie o wiele za dużo koksu, który trzeba jutro opchnąć, moja siostra
nie żyje i w dodatku mnie nienawidziła, a mój chłopak – urwałam – Przepraszam.
Blondyn
położył pokrzepiająco dłoń na moim kolanie
i spojrzał na mnie z troską wymalowaną na twarzy. Czułam jak jego spojrzenie
otula mnie ramionami wsparcia. W tym momencie rozbrzmiał charakterystyczny dzwonek
telefonu Tandego.
-
To Johann – zakomunikował mi nieco zdezorientowany. Przez chwilę szukał w moich
oczach ratunku lub odpowiedzi, jednak brak reakcji z mojej strony spowodował,
że odebrał, przełączając na głośnik. Skonsternowana poczułam jedynie jak Daniel zdjął nieco nogę
z gazu z pewnością, żeby bardziej skupić się na rozmowie.
-
Tego się nie spodziewałem – oznajmił zdziwiony z prawie niewyczuwalną nutą
nerwowości w głosie.
-
Jest z Tobą Ingrid?
-
Czemu miałaby ze mną być?
-
To nie jest odpowiedź na moje pytanie, Tande.
-
Adekwatne. Głupie pytanie, głupia odpowiedź. Nie ma jej – odparł z aktorską
oczywistością, bez najmniejszego zająknięcia, przerzucając na mnie swój wzrok –
Coś się stało?
-
Nie odbiera, nie odpisuje, martwię się o nią. Miała dzisiaj coś załatwić na
mieście, a ja mam złe przeczucia. Gdybyś jakimś cudem…
-
Jakby jakimś cudem, dam znać.
-
Dzięki, na razie.
Zakończył
połączenie, a w aucie zapanowała niezręczna cisza.
-
Powiesz mu?
-
Że byłam z Tobą?
-
O Larsie, Magnusie i narkotykach.
-
Johann ma teraz własne problemy – skłamałam.
-
Jesteś teraz w niebezpieczeństwie, powinien mieć to na względzie.
-
Zmieniłam zdanie – wtrąciłam ożywionym głosem zmieniając temat – Zabierz mnie do
siebie.
- Mówisz poważnie?
-
Mhm, będziesz miał mnie na oku, a jutro załatwimy sprawę i w końcu każde z nas
pójdzie w swoją stronę! – zamrugałam wesoło rzęsami.
-
Okej – odparł w końcu nieco zaskoczony – Muszę tylko odwołać spotkanie z
Cecilią.
-
Umówiłeś się z tą .. nią, serio? – zapowietrzyłam się oburzona - I w między
czasie serwujesz mi aluzje? Jesteś obleśny Tande! – wygięłam usta w grymas
niezadowolenia i uderzyłam skoczka w ramię.
-
I tak mnie lubisz – skwitował z oczywistością i ukradnie zafundował mi kuksańca
pod żebra.
-
Nienawidzę cię – wysyczałam przez zaciśnięte zęby.
-
Lubisz.