wtorek, 29 grudnia 2020

Akt piąty

 

Kilka miesięcy temu

 

Johann klęczał na kolanach z wyciągniętymi w moim kierunku dłońmi, w których kurczliwie trzymał bukiet jasnoróżowych piwonii.

- Jestem skończonym idiotą, chodzącą pomyłką, bezmózgim egoistą nie zasługującym na wybaczenie – kajał się z głową pokornie spuszczoną w dół. Wypowiadał słowa z samowolną odrazą. Mimowolnie moje kąciki ust uniosły się ku górze. Wyglądał jak ukamienowany męczennik, a ton jego głosu zakrawał już o samobiczowanie.

- Johann wstań – mruknęłam niewyraźnie, zakłopotana patrzeniem na niego z góry.

- Nie – zaoponował, kręcąc przy tym zdecydowanie głową – Nie wstanę dopóki mi nie wybaczysz, Ingrid – spojrzał na mnie nieśmiało swoimi przenikliwymi tęczówkami – Nie śmiem nawet błagać cię o wybaczenie, ale to co przedwczoraj padło z moich ust jest karygodne. Ale ja sobie nie wyobrażam życia bez Ciebie. Byłem zdenerwowany i chyba obydwoje posunęliśmy się za daleko. Nie mniej wiem, że nie takiej postawy ode mnie oczekiwałaś, a ja cię zawiodłem. Zachowałam się jak gówniarz. Przepraszam.

- Są piękne – chwyciłam bukiet i przystawiłam go do twarzy racząc się ich zapachem, który ukoił mój gniew – Moje ulubione – zauważyłam, próbując uciąć jego monolog, który jedynie przysparzał mnie o co raz głośniejsze wyrzuty sumienia.

- Jesteś dla mnie taka dobra, Ingrid – zwilżył koniuszkiem języka swoje wargi i skarcił się w swoich myślach na swoje zachowanie – Nie zasługuję na Ciebie, ale bardzo, bardzo cię kocham. To wiem na pewno.

Przełknęłam głośno ślinę, zdradzając się nagłą nerwowością. Nagle zrobiło mi się gorąco, aż poczułam pojedyncze krople potu spływające po skroni. Zaprzeczyłam ruchem głowy z całą niezręcznością jaką kiedykolwiek było mi dane dysponować. Po minionych wydarzeniach wzniosłe peany na moją cześć, były co najmniej nie na miejscu. To ja nie zasługiwałam na takie przeprosiny od szatyna.

- Wybaczysz mi? – spytał z nadzieją w głosie, a ja kiwnęłam potwierdzająco głową. Chciałam być jak najbardziej oszczędna w gestach.

- Ja też cię przepraszam, Johann – wyszeptałam, kiedy uradowany wstał pospiesznie z paneli i wziął w swoje ramiona, szczelnie zamykając uścisk. Za zdradę – dodałam już w myślach. Chociaż nią de fato nie była, to czułam się z tym okropnie źle. Jedna kłótnia i rzucone w pośpiechu niewyjaśnione słowa, nie powinny mnie usprawiedliwiać.

- Możemy udawać, że te dwa ostatnie dni nie miały w ogóle miejsca? – ujął moje dłonie w swoje i podniósł ich wierzch do swoich ust, całując delikatnie.

- Możemy – przytaknęłam, a następnie poczułam jak jego wargi wpijają się w moje zachłannie, co raz mocniej na nie napierając – Wstawię je tylko do wazonu – oderwałam się od niego nieco rozbawiona i uniosłam bukiet dla usprawiedliwienia przerwania pieszczoty. Zostawiłam poprawiającego mankiet koszuli Forfanga i zeszłam po schodach na dół wprost do kuchni, szukając odpowiedniej wielkości flakonu. Odetchnęłam głęboko i wyjęłam z kieszeni dżinsowych spodni swojego białego iphona.

- Ingrid? – odezwał się mile zaskoczony głos po drugiej stronie – Wiesz, że nie ładnie wychodzić bez pożegnania?

- Możemy się spotkać? – zbywając jego retoryczną uwagę, zniżyłam głos do konspiracyjnego szeptu i rozejrzałam się nerwowo dookoła.

- Już się stęskniłaś? – prychnął, próbując połechtać swoje wybujałe ego głosem graniczącym niemal z pewnością.

- Chcę porozmawiać.

- O czym?

- O tym co się między nami wydarzyło na imprezie – odezwałam się po chwili ciszy.

- Aha – skwitował beznamiętnym tonem.

- Chcę, żebyśmy o tym zapomnieli, Tande.

Cisza i konsternacja po drugiej stronie nie trwała długo, tak jakby zupełnie spodziewał się od początku w jakim kierunku podąża nasza rozmowa.

- W porządku – odparł ze stoickim spokojem, chociaż miałam przygotowaną całą kanonadę wyrzutów i kontrargumentów. Nieco zirytował mnie fakt, że blondyn zupełnie zrezygnował już nawet ze swojej gry i tak zwyczajnie się poddał. Cała przewaga jaką zbudowałam na symulacji tej rozmowy oparta była na przekonywaniu go, że dla mnie to nie miało znaczenia, że byłam pijana, że kocham Johanna, że żałuję, żeby nie robił sobie zbędnych nadziei, że to w ogóle nie powinno się wydarzyć. Jednak Tande mimo swoich płomiennych zapewnień potraktował tamtą noc jak miał w zwyczaju. Jako jednorazowy strzał i to bardzo mnie ubodło, że dałam się potraktować jako jednorazowa przygoda.

- Wróciłam do Johanna – rzuciłam bezwiednie zdanie do telefonu, licząc, że to zmotywuje skoczka do jakiegokolwiek bardziej emocjonalnego ruchu, jednak bezskutecznie.

- Rozumiem – odparł lakonicznie – Możesz liczyć na moją dyskrecję, Ingrid.

Przełknęłam głośno ślinę, zastanawiając się, czy to ostrzeżenie, werbalna groźba rychła spełnieniu, a może przysięga.

- Na pewno?

- Ingrid - westchnął nieco poirytowany – Nie zależy mi na tobie na tyle, żeby niszczyć twój związek, możesz być spokojna.

Rozłączył się pośpiesznie nawet nie rzucając grzecznościowego pożegnania. Zraniony Daniel Andre Tande wiedział, że musi dzisiaj zapomnieć o Ingrid Margot Larsen w morzu alkoholu i przy pomocy pięknych kobiet.

- Dupek – warknęłam do zgaszonego ekranu telefonu i cisnęłam aparatem na kuchenny blat. Ingrid Margot Larsen czuła obezwładniające ją upokorzenie. Stała się kolejną zdobyczą Daniela Andre Tandego i od jego kaprysu zależało, czy jej ukochany Johann dowie się o sposobie w jaki spędziła noc, w której się pokłócili.

 

Aktualnie

 

- Idę pod prysznic, zaczekać na ciebie? – Johann podparł się na łokciach na pościeli i spojrzał na mnie z lubieżnym uśmiechem. Moje nagie ciało, zaplątanie w kołdrę, przesiąkniętą zapachem naszych ciał, przeciągle zmieniło pozycję. Oparłam głowę o jego bark i sunęłam leniwie obuszkiem palca po jego ramieniu.

- Zaczekam tutaj na ciebie, nie chce mi się jeszcze wychodzić z łóżka – wyszeptałam pomiędzy soczystymi pocałunkami, które składał na moich ustach. Jego wciąż rozgrzane i spocone ciało po namiętnym uniesieniu, przywarło z powrotem do mojego. Upijałam się zapachem jego skóry i spijałam słodkość warg napierających z co raz większym impetem. Nasze pożycie przeżywało istny renesans po ostatniej rozczarowującej wpadce. Tym razem szatyn zabrał mnie w prywatną, rozkoszną podróż do krainy ekstazy.

- To idę – mruknął, odrywając się ode mnie i z magnetycznym spojrzeniem, kusząco starł z warg resztki mojej śliny. Odprowadziłam go spojrzeniem do drzwi, skupiając wzrok i podziwiając jego wysportowaną sylwetkę i jędrne pośladki. Opadłam z rozkoszą z powrotem na poduszkę i z błogim uśmiechem chłonęłam pustą przestrzeń po Forfangu. Skupiając nagle wzrok na biurku i stojącym na nim zamkniętym laptopie z migającą diodą, zerwałam się nagle, owijając się jedynie kołdrą i zasiadając za biurkiem. Wychyliłam się nieco w kierunku drzwi, aby upewnić się, że słyszę odgłos włączonego prysznica. Przeczesałam rozczochrane włosy i zagarnęłam je do tyłu, kiedy podniosłam ekran i nacisnęłam na klawisz. Ku moim oczom ukazał się starannie wyczyszczony pulpit, niczym nie przypominający standardowego zaśmieconego ekranu. Oparłam podbródek na złączonych dłoniach i zaczęłam się zastanawiać, co tak naprawdę popchnęło mnie do naruszenia czyjejś prywatności. Zwłaszcza do osoby, której powinnam ufać bezgranicznie. Przygryzłam dolną wargę, tocząc nierówną batalię moralności i w końcu otworzyłam pocztę szatyna. Przejrzałam pobieżnie główne maile i te, które trafiły do spamu. Nie zauważyłam niczego niepokojącego, aż w końcu zdałam sobie sprawę, że tak naprawdę nie mam powodu, aby przeszukiwać jego korespondencję. Nie wiem nawet co miałabym tam znaleźć. Portal społecznościowy opatrzony był hasłem, które nie było wygenerowane automatycznie. Historia przeglądarki wyglądała, jakby co najmniej była używana jedynie do podstawowych rzeczy. Zamknęłam okno i cicho westchnęłam, stukając nerwowo palcami o blat biurka. Wpatrywałam się tempo w tapetę, w zdjęcie z naszych ostatnich wakacji na południu Francji. Sunęłam na touchpadzie kursorem w kierunku plików, lecz liczba folderów nie pozostawiała złudzeń. Nawet gdyby Johann miał cokolwiek do ukrycia, nie trzymał tego w swoim macbooku. A przynajmniej nie na widoku. Kiedy nie słyszałam już szumu wody z łazienki obok, coś mnie tchnęło. Otworzyłam kartę incognito i weszłam na google. Tam w pustym polu zalogowania nacisnęłam dwa razy przyciskiem, po czym ku mojemu zaskoczeniu wyświetliły się dwa konta i zapisane automatycznie dane do logowania.

- carenastridlarsen? – przeczytałam na głos, niedowierzając. Drugim nickiem była dirtsanesral. Ściągnęłam z niezrozumieniem brwi, lecz dywagacje zostawiłam na później. Słyszałam krzątanie się Johanna po łazience i wiedziałam, że za chwile opuści pomieszczenie. Kliknęłam w dziwną nazwę, rezygnując ze sprawdzenia profilu siostry, w pośpiechu tłumacząc sobie, że być może kiedyś Caren korzystała z laptopa Johanna. Maili wysłanych z dziwnego konta było niewiele, ale wszystkie były zaadresowane do Daniela Andre Tandego. Usłyszałam skrzypnięcie nienaoliwionych drzwi od łazienki, przez co poderwałam się na krześle zbyt gwałtownie. Zamknęłam pospiesznie okno i zatrzasnęłam laptopa, bezszelestnie wstając od biurka, nim Johann stanął naprzeciw mnie w samych bokserkach, tak ponętny i seksowny, że przez chwilę zapomniałam o treściach, które napotkałam. Zsunęłam z siebie materiał pościeli, który opadł na panele, ukazując w pełnej krasie moją nagą sylwetkę.

- To teraz ja – uniosłam subtelnie ku górze wargi  i próbowałam wyminąć szatyna. Zagrodził mi drogę swoimi ramieniem i przysunął swoją twarz bliżej mojej.

- Nie każ mi zbyt długo na ciebie czekać – skubnął płatek mojego ucha i złapał dłonią za mój pośladek, wpijając swoje palce w połacie skóry.

- Po prysznicu muszę pilnie załatwić coś na mieście i nie chcę się spóźnić – wytłumaczyłam, opierając dłoń na jego piersi i wyminęłam go w progu jedynie przez zaskoczenie wymalowane na twarzy. Podążył za mną do łazienki, kiedy weszłam pod prysznic i nacisnęłam na baterię. Przyglądał mi się przez dłuższą chwilę, po czym oparł dłońmi o umywalkę.

- Ingrid – zaczął niepewnie, kiedy sięgnęłam po swój ulubiony żel pod prysznic o zapachu pistacji  – Czy ty się z kimś spotykasz?

Znieruchomiałam na sam widok jego marsowej miny i zatroskanego spojrzenia wycelowanego we mnie z całą paletą żalu.

- Słucham? – żachnęłam się, powoli wcierając kosmetyk w skórę.

- Widujesz się z Tande za moimi plecami? – nerwowo zacisnął dłonie na krawędziach blatu – Co chwilę znikasz, nie ma cię w domu, a twoja mama powiedziała mi, że wczoraj cię odwiózł – zaaferowany, próbował ukryć swoje rozrzewnienie, nerwowo unikając mojego wzroku. Letnia woda obmywała w głuchej ciszy moje ciało z wytworzonej piany, kiedy rozsunęłam szklane drzwi i owijając się bawełnianym ręcznikiem, stanęłam naprzeciwko Johanna. Przeklęłam w duchu rozwiązły język mojej matki. Jeśli podzieliła się swoimi wszystkimi wątpliwościami, nie miałam wyjścia, nie mogłam dłużej nie mówić Forfangowi prawdy. Związałam usta w kreskę i zacisnęłam je pokornie.

- Tak – odparłam bez emocji, patrząc prosto w szare tęczówki, pełne sprzecznych emocji – Tak samo jak z kolegą z planu Caren, operatorem, a dzisiaj jej znajomą z warsztatów malarskich. Z każdym, kto miał z nią kontakt przez ostatnie miesiące, każdym z kim się spotykała i chce mi coś opowiedzieć. Nie będę się z tego tłumaczyć ani z tego, że Tande odwiózł mnie do domu. To chyba nie jest przestępstwo?

Założyłam mocniej skrawek bawełnianego ręcznika pod pachę, a z moich mokrych końcówek włosów, spadały na kafelki dźwięcznie rozbryzgujące się krople wody.

- Po prostu nie podoba mi się, że on wciąż pojawia się gdzieś w twoim zasięgu – skwitował szczerze, cedząc złowrogo przez zaciśnięte zęby. Spuścił głowę ze zrezygnowaniem, po czym popatrzył na mnie ze zrozumieniem – Wiem, że chcesz zrozumieć dlaczego Caren to zrobiła – dotknął pocieszająco mojego ramienia – Wiem, że nie dawałem ci w tym wsparcia, ale teraz możesz mi wszystko powiedzieć, Ingrid. Zrobię wszystko co w mojej mocy, żeby ci pomóc. Bo cię kocham – chwycił dwoma palcami za mój podbródek u uniósł go, abym spojrzała w jego oczy. Uśmiechnęłam się nieśmiało i skinęłam głową. Szatyn pochylił się nade mną i pocałował w mokre czoło. Zaplotłam dłonie na jego szyi, a on oparł swoje na moich biodrach.

- Caren zostawiła mi swój pamiętnik – wyjaśniłam, czekając na jego reakcję, jednak pozostał niewzruszony – Właściwe, zostawiła mi instrukcje i wskazówki. Twierdzi, że wszystko zrozumiem, jeśli przez chwilę poszukam prawdy sama i zrozumiem z czym się mierzyła.

- Chyba nie bardzo rozumiem – Johann zmarszczył czoło, na tyle, że uwydatniła się bruzda na jego czole – Jaką prawdę?

- Rodzice uwierzyli w te okropne plotki na jej temat, te o romansie z producentem i tym aktorem – zagryzłam na chwilę wargę i nasączyłam ton nieukrywaną pretensją – Ty też.

- Przepraszam – odparł słabo i pokręcił głową z malującym się na twarzy wyrzutem sumienia.

- Okazało się, że to była nieprawda.

- Nie? – wydawał się być szczerze zaskoczony, jednak widziałam, że tak jak mi ulżyło mu na wieść o tym, że nie musimy wstydzić za rzeczy, których moja siostra nie zrobiła.

- Nie i dlatego jestem jej to winna. Strona po stronie, kartka po kartce – zrobiłam pauzę, kiedy po raz kolejny skoczek uniósł brwi z niezrozumieniem – Nie mogę niczego omijać, całej prawdy dowiem się dopiero na końcu i choć nie raz korciło mnie by tam zajrzeć, teraz wiem, że nie mogę, muszę pójść tą drogą, żeby zrozumieć, a wtedy dorwę tego sukinsyna – mocniej zacisnęłam dłonie na jego karku.

- Kogo?

- Ojca jej dziecka. Tego prawdziwego.

Forfang uśmiechnął się pokrzepiająco i przycisnął mnie do siebie, nie pozostawiając jakiejkolwiek przestrzeni. Czułam jak spokojnie kołysał mnie w swoich ramionach, a jego słodki oddech ogrzewał moje mokre pasma włosów. W mojej głowie kotłowało się teraz milion sprzecznych myśli. Czułam wewnętrzną ulgę, kiedy zdjęłam z siebie brzemię ukrywania gry jaką pośmiertnie prowadzi ze mną Caren, jednak z drugiej strony wkradł się we mnie chłodny niepokój, jakieś dziwne przeświadczenie, które próbowałam wtedy na tysiąc sposobów wyprzeć z podświadomości. Jedynie dwie kwestie nie dawały mi spokoju, mimo iż miałam dla nich bardzo sensowne wytłumaczenia. Dlaczego Johann wysyłał maile do Daniela i od kogo pożyczył te cholerne pieniądze i czy w ogóle je oddał. Chociaż powinnam poczuć ciepło, ciepło ciała Forfanga, ciepło jego zrozumienia i wsparcia, tego, że ponownie mogę na nim bezwzględnie polegać, że jest tak bardzo mój. Wspaniałym, ukochanym, idealnym chłopakiem. Tyko dlaczego czuję, że puste miejsce tęsknoty jaka dręczy moją duszę, nie pasuje do kształtu rąk, które kurczliwie trzymają mnie w ramionach?

 

 

Podnoszę rękaw i spoglądam teatralnie na tarczę złotego zegarka, odnotowując że do zamknięcia lokalu zostało już niewiele ponad cztery minuty. Nerwowo zastukałam obcasem buta o powierzchnię asfaltu, aż w końcu przeszłam na drugą stronę ulicy i nacisnęłam na klamkę pod neonowym napisem Veloart. Wraz z popchnięciem drzwi, rozległ się dźwięk dzwonka, co wprowadziło mnie w niemałą konsternacje. Wyobrażałam sobie to miejsce, jako ekstrawaganckie centrum nowoczesnej sztuki. Tym czasem przypominało skansen, pomalowany jedynie na pastelową mięte. Co w zupełności kontrastowało z wszechobecną żółcią, czerwienią i ciemnym granatem.  Rudowłosa, ścięta do ramion dziewczyna właśnie szykowała się do zamknięcia, kiedy podniosła głowę i zatrzymała na mnie swoje spojrzenie. W sposobie jaki na mnie patrzyła, zdałam sobie sprawę, że oczekiwała mojej wizyty.

- Jestem siostrą Caren – wydobyłam z siebie pospiesznie i wyjaśniająco, jakby to zdanie miało być przepustką do kolejnych informacji. A może o to właśnie jej chodziło? Może to zupełnie przemyślany zabieg? Abym co chwilę miała na uwadze to, że jestem jej siostrą. Tylko czemu to miało służyć? Współczułam jej tych plotek i niesłusznych oskarżeń, ale poniekąd to był jej wybór. Mierzyła się z jego konsekwencją, ale nigdy bym jej za to nie potępiła. Mogła mi o wszystkim powiedzieć. Dlaczego tego nie zrobiła?

- Poznałam – skinęła głową i dopiero teraz zauważyłam na jej promiennej twarzy piękne, wyblakłe nieco piegi – Oddam ci obrazy Caren i te, których nie skończyła – powiedziała ze smutkiem w głosie. Wskazała ruchem ręki, abym podążała za nią, prowadząc mnie, do kolejnego pomieszczenia za uchylonym drzwiami.

- Często tu przychodziła? – spytałam, próbując wyminąć slalomem rozłożone sztalugi i niechlujnie porozrzucane kubły z farbami.

- Malować? Na początku tak – Sonja ściągnęła z siebie biały, ubrudzony wyblakłymi kolorami fartuch i odwiesiła go na wieszak usytuowany w kącie – Jednak z czasem wpadała jedynie do mnie na kawę, trochę się pożalić, utyskiwać na życie.

- Co ci mówiła? – zagadnęłam, nieśmiało zakładając kosmyk włosów za ucho. Spuściłam lekko głowę nie tylko, aby nie poślizgnąć się na rozścielonej na podłodze folii, ale również wstydziłam się faktu, że mojej siostrze bliższa była obca osoba.

- Że wszystko jest nie tak jak być powinno – westchnęła cicho i zapaliła światło w pomieszczeniu, wyglądającym na magazyn. Słabe światło jarzynowej żarówki rozświetliło mrok.

- Dlaczego przestała malować?

- Znalazła sobie lepsze zajęcie – stwierdziła z przekąsem dziewczyna niższa ode mnie co najmniej o głowę – Lepsze doznania gwarantowały jej inne rzeczy, płótno już nie mogło pomieścić jej bólu i poczucia niesprawiedliwości.

- Narkotyki? – moje pytanie zawisło w powietrzy, a po minie rudowłosej stwierdziłam, że było jedynie retoryczne – Skąd? Od kogo brała, wiesz coś o tym?

- Od Andersa – stwierdziła z oczywistością, przyglądając mi się z nieukrywanym niedowierzaniem, jakbym zupełnie o niczym nie miała pojęcia – Producent tego serialu, w którym pogrywała rozprowadza poprzez swoje pachołki towar w środowisku celebryckim. Caren zbliżyła się do Andersa, bo kiedyś podrzucił jej cudowny woreczek. Wtedy zapragnęła również rozprowadzać towar – parsknęła z wyrzutem – Próbowałam jej przemówić do rozsądku, wyperswadować ten idiotyczny pomysł, ale ona się uparła. Chciała z premedytacją popaść w kłopoty, rozumiesz? Chciała, żeby przez to zauważył ją chłopak, który ją odtrącał. Dla jakiegoś nic niewartego faceta, w głowie mi się to nie mieści. Wtedy wiedziałam, że jest z nią co raz gorzej.

Sonja zerwała zamaszystym ruchem dłoni prześcieradła zasłaniające płótna należące do Caren. Na jednym z nich rozpoznałam Tandego. Przedstawiało jego naprężone i muskularne ciało w artystycznej pozie. Z pewnością inspirowała się jednym ze swoich zdjęć.

- To chyba miał być dla niego prezent, ale widocznie nie zasłużył – sarkazm wygiął jej wargi z nienaturalnym grymasie. Nie mogłam nie przyznać jej racji. Z jego relacji powiedział jej kategorycznie, żeby nie robiła sobie złudnych nadziei. Następny obraz był niedokończony, jednak w zupełności rozpoznałam na nim moją karykaturalną postać. Pokraczne krzywe nogi, zachwiane proporcje, wyuzdane ubrania, nienaturalny biust, pokraczna twarz i domalowane w ewidentnej złości wąsy. Zamarłam z cichym jęknięciem na ustach.

- Chciałabym Ci powiedzieć, że to nie ty, ale …

- Za co ona mnie tak nienawidziła – westchnęłam bezradnie, powoli przeczesując dłonią włosy i z żalem wpatrując się w malunek przede mną.

- Malując go – odchrząknęła nieśmiało dziewczyna – Powiedziała mi, że są rzeczy, których nie wybacza się siostrze – spojrzała na mnie z ukosa ciekawa mojej reakcji.

- Nie powiedziała Ci o co jej dokładnie chodziło? – spytałam z nadzieją w głosie, jednak Sonja pokręciła przecząco głową. Zatrwożona powstrzymywałam napływające do oczu łzy.

- Ingrid – zaczęła nieśmiało – Caren na chwilę przed tym – zrobiła pauzę próbując nazwać jej samobójczy czyn, bardziej subtelnie – co zrobiła, była czysta, rzuciła te prochy. Kiedy się dowiedziała o dziecku była załamana i myślałam, że usunie ciążę, ale pewnego dnia stwierdziła, że urodzi. Widziałam, że była zdeterminowana, tak nie wygląda osoba, która chce się zabić. Przyjeżdżał po nią w tamtym czasie taki chłopak…

- Blondyn?

- Brunet, średniego wzrostu, szczupły, ale zawsze nosił okulary i bluzę z kapturem.

- Myślisz, że to mógł być ojciec dziecka?

- Caren mi tego nie powiedziała wprost, ale dało się to wyraźnie odczuć.

- Dziękuję – uśmiechnęłam się blado. Nagle dźwięk dzwonka sygnalizujący, że ktoś wszedł do pracowni poderwał Sonję na równe nogi. Wzdrygnięta dziewczyna, zmarszczyła czoło ze zdziwieniem, jednocześnie karcąc się za niezamknięcie drzwi.

- Kogo niesie o tej porze – mruknęła wychodząc do głównego pomieszczenia, a ja wprost za nią – Panowie, jest już zamknięte! – krzyknęła donośnym głosem, kiedy ukazały się nam dwie postawne sylwetki rozglądających się dookoła mężczyzn.

- Przepraszamy, żadni z nas koneserzy sztuki, nie zajmiemy dużo czasu – odrzekł jeden z nich, ostrzyżony niemal na łyso. Sięgnął za pasek spodni i wyjął pistolet, który wymierzył gdzieś pomiędzy nas.

- Czego chcecie? Pieniędzy? – krzyknęła spanikowana rudowłosa, która zaczęła się cała trząść, ewidentnie przestraszona widokiem palnej broni. Głośno przełknęłam ślinę, jednak próbowałam zachować względny spokój. Omiotłam wzrokiem pomieszczenie, szukając jakiejkolwiek deski ratunku.

- Tak jakby – odezwał się drugi napastnik, który potarł palcem po jednej ze sztalug i strzepał ze zdegustowaniem odrobinę kurzu – Ale nie od ciebie.

- Ode mnie? – wyrwało mi się na głos, a kiedy lufa wymierzonego pistoletu przesunęła się w moją stronę, poczułam jak zalewa mnie obezwładniająca fala gorąca.

- Bystra dziewczyna – trzymający broń uśmiechnął się półgębkiem do swojego towarzysza.

- Ja nie jestem wam nic winna.

- Ale twoja siostra była – cmoknął niepocieszony – Brała towar i zwijała dla siebie o wiele za dużo, zrobiliśmy inwentaryzacje i jej rachunek się akurat nie zgadza. Z tymże po jej śmierci wszystko miało być anulowane, ale skoro zaczynasz wtykać nos w nie swoje sprawy oddasz wszystko, a właściwie odpracujesz.

- Dobrze, zapłacę.

- Odpracujesz.

- Nie – zaprzeczyłam z pełnym pasji przekonaniem – Nie będę tego robić – warknęłam i szybko pożałowałam swojego butnego zachowania, kiedy świszcząca kula przeleciała tuż nad moją głową. Zamknęłam oczy, a do moich zmysłów docierał jedynie piskliwy krzyk Sonji.

- Poroznosisz tygodniową działkę, albo odstrzelę was na miejscu. Po pieniądze sami się zgłosimy. Tu masz paczkę, a w środku również listę ludzi i miejsc. Jak usłyszę jakieś słowo sprzeciwu to za chwilę na klęczkach będziesz robiła mu loda.

Głuchą ciszę przeszywały tylko nasze nerwowe oddechy.

- No cóż Olaf, musisz się obejść smakiem, Ingrid chyba zrozumiała.

Wzdrygnęłam się na sam dźwięk mojego imienia w jego ustach. Obydwoje pożegnali się jak gdyby nigdy nic i opuścili pracownię. Dopadłam do grubej prostokątnej paczki, zawiniętej taśmą samoprzylepną i upchnęłam ją w swojej niewielkich rozmiarów torebce.

Opadłam na kolana i wykrzyczałam z całych sił w potężnej furii imię mojej siostry, przeklinając je na wszystkie znane mi sposoby.

- Idź już stąd – rzuciła w moim kierunku, wciąż roztrzęsiona Sonja – Wynocha! – wrzasnęła, a ja zebrałam się do wyjścia. Nie obawiałam się, że tuż za rogiem spotkam dwóch wyrosłych mężczyzn. Ostrzeżenie od Magnusa były zbyt czytelnym sygnałem, żebym nie mogła sądzić, że jestem blisko bardzo niewygodnej prawdy. Nie sądziłam jedynie, że moja własna siostra była w stanie narazić mnie na takie niebezpieczeństwo. Usiadłam na ławce nieczynnego już przystanku, próbując uspokoić oddech i unormować swój przyspieszony puls. Wyciągnęłam telefon i zadzwoniłam pod ostatnio wybierany numer, jednak odpowiadała mi automatycznie wygenerowana wiadomość, że abonent jest czasowo niedostępny. Natychmiast wybrałam następny kontakt na liście, lecz w tym wypadku odebrał już po trzech sygnałach.

- Tak?

Nie potrafiłam wydobyć z siebie żadnego słowa, gdyż głos uwiązł mi z nadmiaru emocji z gardle. Pociągnęłam nosem i zaczęłam nerwowo oddychać, czułam jak mojego nogi był zbyt słabe bym mogła wstać.

- Halo, Ingrid?

- Daniel – wyszeptałam kruchym, drżącym szeptem – Proszę przyjedź.

- Co się stało? Gdzie jesteś? – poruszony ton jego głosu po drugiej stronie sprawił, że przez moment się uspokoiłam. Rozejrzałam się dokoła i podałam nazwę ulicy.

- Nigdzie się nie ruszaj, słyszysz? Będę za pięć minut!

Wciąż trzymałam kurczowo w dłoni swojego iphona, chociaż po drugiej stronie już dwno rozbrzmiał dźwięk zakończonego połączenia. Powoli opuściłam dłoń wypatrując w oddali nadjeżdżającego dobrze znanego mi auta. Choć droga tutaj powinna optymalnie zająć mu ponad dziesięć minut, już po sześciu zatrzymał się z piskiem opon swoim czarnym autem tuż przed przystankiem. Nie chciałam wiedzieć ile po drodze złamał przepisów. Wysiadł pospiesznie z auta i podbiegł do mnie z zatroskanym wyrazem na pociągłej twarzy.

- Co się stało? – kucnął przede mną i zatrzymał obie dłonie na wysokości moich bioder. Jednak w tym geście nie krył się żaden podtekst. Próbował spojrzeć w moje oczy, co chwilę odgarniając mi ze spuszczonej głowy rozczochrane włosy. Starł kciukiem samotnie spływające łzę po prawym policzku, a ja spojrzałam w jego ciepłe i błyszczące niebiańskie tęczówki i poczułam, że jestem bezpieczna.

- Masz papierosa? – zapytałam niepewnie, chociaż wiedziałam jaka będzie odpowiedź. Sięgnął szybkim ruchem do kieszeni swojej szarej bluzy i wyciągnął jednego z paczki. Podtrzymał zapalniczkę, kiedy objęłam ustami trunek. Zaciągnęłam się głęboko i trochę nieporadnie, po czym wypuściłam dym z głębokim wydechem.

- Dilerzy od Caren mnie znaleźli i nie była to miła rozmowa – parsknęłam, wyjaśniając zwięźle mój stan – Mam spłacić jej dług.

- Ile?

- W towarze – wskazałam palcami, pomiędzy którymi żarzyła się fajka, na swoją torebkę.

- Kurwa! – zaklął siarczyście i podniósł się z rękoma sunącymi po głowie – Chodź – złapał mnie za łokieć i pociągnął mnie ku górze, zmuszając do wstania. Potarł z troską moje zmarznięte ramiona i rozpiął swoją bluzę, zarzucają mi ją na barki. Zaprowadził wprost do samochodu, usadawiając na miejscu pasażera, a torebkę rzucił niechlujnie do tyłu, za moje plecy. Zasiadł za kierownica i w ciszy ruszyliśmy z powrotem w stronę, z której nadjechał.

- To ostrzeżenie od Magnusa.

- Skurwysyn – zacisnął mocniej palce na kierownicy, wbijając paznokcie, po czym uderzył w nią ze zdwojoną siłą.

- Zrobię to i da mi spokój.

- Jesteś naiwna jeśli tak myślisz – blondyn pokręcił z niedowierzaniem głową i roześmiał się pogardliwie.

- Może, ale nie chcę dokładać Caren pośmiertnej łatki ćpunki i dilerki.

- To nie są żarty, Ingrid. Wpadniesz w jakieś kłopoty.

- Już wpadłam – zauważyłam rezolutnie – Pójdę do tych klubów, dam to co mam dać i tyle. Pokiwał głową z powątpiewaniem na znak, że się nie zgadza.

- Pójdę tam z Tobą, pomogę Ci.

- Dam sobie radę sama.

- Nie dasz i właśnie dlatego tam z tobą pójdę. Z resztą myślałaś, że mi o wszystkim powiesz i będę sobie spokojnie egzystował z tą wiedzą? – zakpił z pretensjonalnym tonem. Nawet nie odpowiedziałam, bo mój telefon zaczął wibrować w dłoni. Odrzuciłam połączenie przychodzące od Johanna, nie chcąc z nim nawet teraz rozmawiać. Wiedziałam, że Tande zerka na mój wyświetlacz, kiedy po raz kolejny zrzuciłam Forfanga, a następnie zignorowałam jego wiadomość.

- Odwiozę Cię do domu, a torebka zostaje tutaj – zaordynował, zmieniając gwałtownie pas bez kierunkowskazu.

- Nie chcę jechać do domu – odwróciłam opartą bezwładnie o zagłówek głowę w jego stronę.

- To do Johanna? – westchnął, próbując zamaskować napięcie na twarzy. Jednak w odpowiedzi pokręciłam przecząco głową.

- Nie rób sobie nadziei, do ciebie też nie – zreflektowałam się uszczypliwością, kiedy uniósł pytająco do góry brew. Skoczek roześmiał się szczerze.

- Pewnie nie wyprałeś pościeli po jakiejś lampucerze – mój zgryźliwy ton głosu zaskoczył nawet mnie.

- Nie możesz być o mnie zazdrosna, Ingrid – Daniel pokręcił głową z powagą – Nie jestem twoim chłopakiem – dodał z nutą wyraźnego rozczarowania, uśmiechając się ukradkiem.

- I nigdy nie będziesz! – dodałam natychmiast zbyt ekscentrycznie, co jedynie połechtało jego ego – Ale to jak się prowadzisz jest co najmniej… - zawiesiłam głos, szukając odpowiedniego słowa.

- Nikogo nie krzywdzę – wzruszył bezwiednie ramionami – Żyję życiem mężczyzny bez zobowiazań.

- I co? Bawi Cię takie życie? – spytałam z ciekawością, którą natychmiast wychwycił.

- Zostań ze mną to przestanę – odparł z oczywistością i zatrzymał na dłużej swój wzrok na moim profilu, uważnie mi się przyglądając.

- Co ty pleciesz Tande – westchnęłam zmęczona z wyraźną bezsilnością.

- Na swój pokręcony sposób próbuję ci powiedzieć, że …

- Nie rób sobie żartów! To nie jest śmieszne! Nie wiem czy zauważyłeś, ale wieziemy sobie o wiele za dużo koksu, który trzeba jutro opchnąć, moja siostra nie żyje i w dodatku mnie nienawidziła, a mój chłopak – urwałam – Przepraszam.

Blondyn położył  pokrzepiająco dłoń na moim kolanie i spojrzał na mnie z troską wymalowaną na twarzy. Czułam jak jego spojrzenie otula mnie ramionami wsparcia. W tym momencie rozbrzmiał charakterystyczny dzwonek telefonu Tandego.

- To Johann – zakomunikował mi nieco zdezorientowany. Przez chwilę szukał w moich oczach ratunku lub odpowiedzi, jednak brak reakcji z mojej strony spowodował, że odebrał, przełączając na głośnik. Skonsternowana  poczułam jedynie jak Daniel zdjął nieco nogę z gazu z pewnością, żeby bardziej skupić się na rozmowie.

- Tego się nie spodziewałem – oznajmił zdziwiony z prawie niewyczuwalną nutą nerwowości w głosie.

- Jest z Tobą Ingrid?

- Czemu miałaby ze mną być?

- To nie jest odpowiedź na moje pytanie, Tande.

- Adekwatne. Głupie pytanie, głupia odpowiedź. Nie ma jej – odparł z aktorską oczywistością, bez najmniejszego zająknięcia, przerzucając na mnie swój wzrok – Coś się stało?

- Nie odbiera, nie odpisuje, martwię się o nią. Miała dzisiaj coś załatwić na mieście, a ja mam złe przeczucia. Gdybyś jakimś cudem…

- Jakby jakimś cudem, dam znać.

- Dzięki, na razie.

Zakończył połączenie, a w aucie zapanowała niezręczna cisza.

- Powiesz mu?

- Że byłam z Tobą?

- O Larsie, Magnusie i narkotykach.

- Johann ma teraz własne problemy – skłamałam.

- Jesteś teraz w niebezpieczeństwie, powinien mieć to na względzie.

- Zmieniłam zdanie – wtrąciłam ożywionym głosem zmieniając temat – Zabierz mnie do siebie.

-  Mówisz poważnie?

- Mhm, będziesz miał mnie na oku, a jutro załatwimy sprawę i w końcu każde z nas pójdzie w swoją stronę! – zamrugałam wesoło rzęsami.

- Okej – odparł w końcu nieco zaskoczony – Muszę tylko odwołać spotkanie z Cecilią.

- Umówiłeś się z tą .. nią, serio? – zapowietrzyłam się oburzona - I w między czasie serwujesz mi aluzje? Jesteś obleśny Tande! – wygięłam usta w grymas niezadowolenia i uderzyłam skoczka w ramię.

- I tak mnie lubisz – skwitował z oczywistością i ukradnie zafundował mi kuksańca pod żebra.

- Nienawidzę cię – wysyczałam przez zaciśnięte zęby.

- Lubisz.

 






4 komentarze:

  1. Tak sobie myślę czytając, że Forfang to niestety toksyczny charakter. Zwłaszcza to w jaki sposób prosił Ingrid o wybaczenie mnie popchnęło do tej konkluzji. Nie fajnie jest tak manipulować innymi... Mogłam się spodziewać, że prochy są w to też zamieszane. Aż nabrałam ochoty, żeby obejrzeć sobie jeszcze raz tamte fragmenty jak Sylwia i Paweł dopiero się dogadywali. Dzięki ❤️ podejrzewam, że następna część pojawi się dopiero w nowym roku więc życzę ci dużo dużo dużo zdrowia i jeszcze więcej weny ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To mój ulubiony sezon i jedyny 😂

      Usuń
    2. No ja akurat OMSNM mam na bieżąco praktycznie w całości ;) ale mój ulubiony chyba też. odjazd motorem w stronę zachodzącego słońca piękny. Radecki jak wchodzą do mieszkania już się całując niby przypadkiem niosący sobie Sylwię na jednym ręku. Piękne rzeczy 😍szalona Iwonka która im pomogła też :D

      Usuń
  2. Niestety też uważam, że Johann jest toksycznym człowiekiem, manipuluje Ingrid i ma coś wspólnego z całą historia związana z jej siostrą. Dziwne dla mnie jest to, że dziewczyna bardziej ufa Danielowi niż swojemu chłopakowi. A to jak Daniel i Ingrid dogryzają sobie jest urocze :P Czekam na dalszy rozwój akcji bo na maxa wkręciłam się w tą historię!

    OdpowiedzUsuń