sobota, 2 stycznia 2021

Akt szósty

 

- Chcesz coś do picia? Kawa, herbata, czy kakao? – zagaił, rzucając mi pytające spojrzenie. Uniósł brwi, pospiesznie oczekując na moją odpowiedź, ale ku jego zaskoczeniu zacisnęłam mocno dłonie na jego przegubach i przełykając nerwowo ślinę. Blondyn spojrzał niezrozumiale na moje krępujące jego swobodne ruchy ręce i próbował z lekkim zaniepokojeniem odczytać z mojej twarzy jakiekolwiek emocje.

- Aktualnie mogę ufać tylko Tobie – wyjaśniłam swój nagły akt desperacji – Ale jeśli okażesz się zapchlonym kłamcą, przebrzydłą kreaturą, Judaszem, faryzeuszem i zdrajcą, to zniszczę cię jak pchłę – zacisnęłam dłonie jeszcze mocniej, przez co syknął z bólu, po czym dodałam nieco głośniej - przetnę ci pęcinę i przegryzę aortę!

- Mhm – mruknął przez zaciśnięte zęby – Nie brzmi zbyt zachęcająco, ale spokojnie. Kłamstwo ma za krótkie nogi, żeby było dla mnie atrakcyjne – rozciągnął wargi w szelmowskim uśmiechu, a ja westchnęłam ciężko i rozluźniłam automatycznie uścisk.

- Jesteś niereformowalnym idiotą, Tande – pokiwałam głową z wyraźną dezaprobatą, po czym kiedy zeszły ze mnie wszystko emocje, podeszłam bliżej playstation skoczka. Omiotłam wzrokiem sprzęt i nie zastanawiałam się już ani chwili dłużej na co mam ochotę.

- Zrób mi drinka – rzuciłam przez plecy – Może być martini.

Blondyn bez słowa sprzeciwu, obrócił się na pięcie i zniknął na chwilę w czeluściach kuchennego pomieszczenia. Odgłosy brzdęku szkła dochodziły do mnie mimo chodem, kiedy przygryzając wargę, chwyciłam za dwa pady i usiadłam na kanapie. Daniel niósł w jednej dłoni szklankę whyski z lodem, a w kieliszku mieszankę ginu i białego wytrawnego vermouthu.

- Nie znalazłem oliwek – postawił mój trunek na stoliku przede mną, a ze swojego upił podrządy łyk, niedługo potem przechylił szkło po raz kolejny i przystawił przedramię do ust, wyraźnie się krzywiąc – Będziemy grać w fifę? – skinął sugestywnie na ekran i zmarszczył czoło, opadając leniwie na kanapę obok mnie. Podciągnął się poprawiając pozycję i nieznacznie przysunął się w moją stronę.

- Gram Liverpoolem – oznajmiłam z triumfalnym uśmiechem na ustach, łapiąc za nóżkę od kieliszka. Uznałam, że oliwki mógł śmiało zastąpić limonką lub cytryną.

- Nie ma nawet takiej opcji – prychnął, patrząc na mnie z pożałowaniem i wyśmiał mój odważny wybór. Doskonale zdawałam sobie sprawę, że wielki kibic The Reds nie odda tak łatwo swojej ukochanej drużyny.

- Daj spokój, weź sobie jakiś Arsenal, czy coś.

- Sama sobie weź.

- To jakaś różnica?

- Kolosalna! – niemal się zapowietrzył - Nawet mnie nie obrażaj!

Uznałam, że lepiej nie narażać się już dłużej, ponieważ w tej kwestii blondyn nie jest w stanie ustąpić pola.

- Dobra – przewróciłam teatralnie oczami, odstawiając swój pusty kieliszek po martini – I tak skopie ci tyłek, więc biorąc teoretycznie gorszą drużynę będę miała podwójną satysfakcję!

Daniel pokręcił jedynie wymownie głową, kiedy ja zacierałam ręce na sam fakt rozpoczynającego się widowiska. Już na samym początku drużyna skoczka przejęła inicjatywę i chociaż próbowałam dzielnie się bronić szybko strzelił mi pierwszą bramkę. Widziałam kątem oka jak uśmiechnął się teatralnie i spojrzał wymownie w moją stronę, jednak nie zareagowałam w żaden sposób. W pełnym skupieniu chciałam od razu przeprowadzić kontratak i skorzystać na jego nieroztropnej radości. Niestety nie było mi dane sfinalizować żadnej akcji, a tuż przed końcem pierwszej połowy Tande wpakował mi drugą bramkę.

- Będzie pogrom – mruknął pod nosem zadowolony, a ja odburknęłam niewyraźną odpowiedź. Tuż po chwilowej przerwie mimo co raz silniejszego i mocniejszego uderzania w klawisze na padzie było już 3:0.

- Spalony był! – wskazałam z oburzeniem na ekran i poderwałam się gwałtownie – Spalony! – pstryknęłam palcami przed ekranem, jakby miało to cokolwiek zmienić – Gdzie jest jakiś Var?

- Jaki Var? Jaki spalony? Pokazałoby – popatrzył na mnie z wyraźnym politowaniem, tonem wyraźnie się naigrywającym, a ja cisnęłam sprzętem z impetem w oparcie sofy – Musisz się jeszcze wiele nauczyć, Ingrid – dodał z przekąsem i szerokim uśmiechem wymalowanym na twarzy, który miałam ochotę mu z niej zetrzeć.

- Wcale nie, po prostu oszukujesz – chwyciłam za rąbek poduszki i zdzieliłam skoczka jedynie dwa razy, gdyż za trzecim wyraźnie roześmiany przytrzymał skrawek jej materiału i przyciągnął ją wraz ze mną do siebie na niebezpiecznie bliską odległość.

- Jeszcze się odegrasz – puścił do mnie oko, a woń jego perfum i unoszącego się w naszych  oddechach alkoholu sprawiła, że przez chwilę zakręciło mi się w głowie. Na całe szczęście właśnie w tej chwili ktoś z impetem naciskał dzwonek do drzwi. Zniecierpliwiony kilkukrotnie powtarzał czynność, zanim zdezorientowany Tande zdołał w ogóle podnieść się z kanapy. Skoczek spojrzał w kamerę i zaklął siarczyście pod nosem, a ja instynktownie wyczuwając niepokój ściągnęłam brwi.

- To Johann – syknął w moim kierunku półszeptem, a ja zaalarmowana próbując nie robić niepotrzebnego hałasu po prostu sturlałam się pod mebel – Genialny pomysł – zironizował z pogardą, a po dłuższej chwili głośnych wydechów otworzył drzwi.

- Jest u ciebie prawda? – głos szatyna był na tyle ostry, że mógłby przeciąć zgęstniałe powietrze jakie wytworzyło się pomiędzy nim, a blondynem.

- Kto?

- Nie rżnij głupa. Wiem, że to ci wychodzi najlepiej, ale to nie jest czas ani miejsce. Rodzice się o nią martwią i ja też.

- Aaaa, Ingrid? – odparł mało inteligentnie po dłuższej chwili namysłu i drapania się z tyłu głowy – Pudło, a teraz spieprzaj, bo już mnie wkurwiasz.

Dłoń Forfanga wyraźnie nadała opór popychanych przez Daniela drzwi.

- Mogę wejść?

- Chcesz mi zrobić rewizje? – założył ręce na krzyż - Masz nakaz? – kpiarski ton osiadł na ustach blondyna, szczerze rozbawionego tą groteskową sytuacją.

- Jest ktoś u ciebie?

- Tak – pokiwał głową twierdząco – Dlatego będziesz tylko przeszkadzał, a i tak nie masz zaproszenia.

- Jasne – szatyn prychnął zawiedziony, a jego wzrok powędrował w bok. Przełknął głośno ślinę, a jego twarz posmutniała – Powiedz jej, żeby chociaż dała znać rodzicom – dodał na odchodne zatrwożonym tonem.

Daniel dostrzegł w jego oczach autentyczny smutek i zdezorientowany wciąż stał w progu przytrzymując drzwi. Z malującym się na twarzy niezrozumieniem, przyglądał się jak jego kolega z kadry odwrócił się na pięcie i wsiadł do auta. Popchnął powoli klamkę i zatrzasnął zamek, a następnie spojrzał w miejsce, w które z wygaszonym wzrokiem wpatrywał się przed chwilą Johann.

- Co się stało? – zaaferowana podbiegłam do blondyna, który mruknął coś niewyraźnie pod nosem.

- Zauważył – wskazał podbródkiem na moją torebkę zwisającą swobodnie z wieszaka – Chyba już go nie dogonisz – wyjrzał przez okno, rozglądając się na boki, ale nie zauważając już bmw skoczka. Wydawało mi się, że był bardziej zaaferowany ode mnie i z niepocieszeniem wypowiadał ostatnią kwestię.

- Nie miałam zamiaru – wzruszyłam bezwiednie ramionami, wyraźnie zrezygnowana. Zaskoczyłam tym samą siebie, albo w końcu przyznałam się przed sobą do czegoś co piętrzyło się w moich myślach przez ostatnie kilka dni, a starałam się skutecznie wyprzeć z podświadomości. Johann ukrywał coś przede mną nie tylko związanego ze sobą, ale także z Caren. Kłamał mi prosto w oczy, a może chciał mnie przed czymś chronić?

- Nie rozumiem – wydukał i pokręcił głową z niezrozumieniem – Powinnaś chyba teraz za nim pójść – cofnął głowę i ściągnął brwi na znak, że coś mu się nie zgadza - Ty go w ogóle jeszcze kochasz, Ingrid?

- Oczywiście, że tak! – popatrzyła na niego z nieukrywanym oburzeniem, które zabrzmiało zbyt wystudiowanie, jakbym chciała przekonać bardziej samą siebie – Ale nie chcę go teraz widzieć, nie kiedy wiem, że coś przede mną ukrywa.

- Wybacz, ale ty też przed nim coś ukrywasz.

- Powiedziałam mu nawet o pamiętniku Caren.

- Jakim pamiętniku? – spytał wyraźnie zaskoczony i spojrzał na mnie z pretensją.

- Widzisz? Wie więcej od ciebie, nic przed nim nie ukrywam, Tande. A mimo to on nie jest ze mną do końca szczery, czuję to.

- I w taki sposób chcesz go ukarać? Zazdrością? – prychnął, podpierając dłonie na biodrach – Na najbliższych zawodach da mi w twarz. Wiesz co? Mógłbym chociaż cierpieć sprawiedliwie za jakiegoś buziaka.

Znudzona już nieustającym podtekstem i monotematycznością puściłam tą uwagę mimo uszu. Tym bardziej, że z zatroskaniem wymalowanym na twarzy wcale nie było mi do śmiechu.

- Miałeś rację – westchnęłam cicho, a Daniel nagle spoważniał.

- Wiem, zawsze mam. Ale w czym dokładnie tym razem?

- To Johann wysyłał ci te anonimowe maile. Co prawda nie sprawdzałam zawartości, ale to konto logowało się na jego laptopie i wszystkie w ciągu kilku ostatnich dni były skierowane do ciebie.

Tande nie wydawał się być zbytnio zaskoczony, jednak moje stwierdzenie zbiło go nieco z pantałyku. Prychnął cicho pod nosem i sięgnął do kieszeni kurtki po malboro.

- Powiedz mi coś czego nie wiem – wymamrotał z papierosem w ustach i przybrał zgorzkniały ton głosu – Koniecznie chciał, żebym się przyznał, że to było moje dziecko, jakby istniał co najmniej na to jakiś biologiczny cień szansy.

- Maile przychodziły od dirtsanesral, prawda? – spytałam z oczywistością, gdyż coś mi wpadło do głowy.

- Z całym szacunkiem, Ingrid, ale tylko on mógł wpaść na taką nazwę – pokiwał głową z wyraźnym politowaniem, jednak było w tym goście trochę bezradności.

- Co masz na myśli?

Przytrzymał na mnie swój świdrujący wzrok i na dłuższą chwilę zamarł z wydychanym dymem na ustach.

- Nie wyłapałaś? – z zawiedzonym tonem strzepał popiół i zgasił niedopałek o rant popielniczki – Oblała Pani egzamin, pani dziennikarz.

- Brzmi dziwnie i coś mi to mówi, ale …

- Przeczytaj od końca, to dość przewidywalne i banalne, chociaż z pewnością miało mnie dodatkowo przestraszyć – parsknął, próbując wierzchem dłoni zdusić uwłaczający śmiech.

-  Astrid Larsen! Cholera! Faktycznie – potarłam ze zmęczeniem czoło i westchnęłam wyraźnie zmęczona – Nie wiem co go do tego skłoniło, nie rozumiem. W dodatku pożyczył od kogoś jakieś pieniądze – dodałam nieco załamanym głosem – Nie podoba mi się to i nie chcę tego drążyć, wystarczy mi, że zaczęłam grzebać w przeszłości Caren i powoli wychodzi mi to już bokiem.

Utyskując na wszystkie niemiłe konsekwencje związane z poznawaniem życia mojej siostry, które tak bardzo różniło się od tego jakie prowadziła zanim wyjechałam powoli wykolejało mnie z mojego toru. Wróciłam z powrotem na kanapę i opadłam na nią wyraźnie załamana.

- Nie znam się na tym, ale tak chyba jest w związkach? Wiesz na dobre i na złe. Taki długi stażem jak wasz, powinien coś na ten temat wiedzieć.

- Nie mędrkuj Tande, bo ci to nie wychodzi – stwierdziłam z przekąsem – A jak już to bądź jak muni.

- Jak kto? – ściągnął brwi, dopytując, zabawnie wykrzywiając przy tym twarz.

- Indyjscy asceci związani ślubem milczenia.

- Każdy asceta odpada – pokręcił przecząco głową, siadając obok mnie i opierając rękę wzdłuż zagłówka.

- Czemu?

- Nie zamierzam odmawiać sobie życiowych przyjemności, aby zostać zbawionym – stwierdził z oczywistością i pełnym przekonaniem.

- Fakt, bardziej pasujesz do greckich wyznawców epikureizmu – wycelowałam w niego swój wskazujący palec.

- To, że Epikura wysoko cenił Karol Marks skutecznie mnie odstrasza.

- Czytałeś go? – spytałam zupełnie zaskoczona, mrugając kilkukrotnie rzęsami - Marksa?

- Nie. Austriacka Szkoła Ekonomii przekonała mnie, że nie mam tam czego szukać.

- Nie wyglądasz na takiego – stwierdziłam z powątpiewaniem, przyglądając mu się z nieukrywanym zaciekawieniem.

- Jakiego? Biegłego w mowie i w piśmie? – zaśmiał się szczerze rozbawiony - Wyglądam na analfabetę? – uniósł do góry brwi.

- Na takiego, który interesuje się czymkolwiek, poza przesuwaniem palcem po ekranie w prawo na tinderze – niekontrolowana ironia wdarła mi się na usta - Rozmawiasz z tymi dziewczynami o greckich filozofach, albo mechanizmach gospodarki wolnorynkowej?

- Mhm, gdzieś pomiędzy drugim, a trzecim orgazmem – odgrzebał z zakamarków pamięci, licząc przy tym na palcach - Zawsze pytam o ulubiony obraz z Luwru i mówię, że moim jest Pokutująca Magdalena. Wiesz co odpowiadają? – oparł się łokciem w zagłówek, a głowę o ściśniętą pięść.

- Przykro im, że Georges de la Tour zmarł w czasach epidemii czarnej śmierci? – strzeliłam, jednak z wyraźnym powątpiewaniem w prawidłową odpowiedź.

- Nie – zaprzeczył ruchem głowy, patrząc na mnie pobłażliwie - Że w La Valle Village zapłaciły o 30% za futro z poprzedniej kolekcji.

Parsknęliśmy tubalnym śmiechem niemalże równocześnie, a kiedy otarłam łzę z kącika oczu spojrzałam prosto w pełne ciepłego blasku, radosne tęczówki Daniela, które przenikały mnie swoją intensywnością. W kącikach jego ust, dostrzegłam urocze dołeczki, kiedy uśmiechał się w pełni, prezentując rząd śnieżnobiałych zębów. Odchrząknęłam niemrawo i odwróciłam wzrok, rozglądając się po suficie.

- Ale mają za to inne atuty, niż stymulacja intelektualna – dodał wyraźnie pocieszony, uwalniając nas z tej krępującej chwili.

- Cieszę się, że jestem sapioseksualna.

- I dlatego potrzebujesz ciągle pozaintelektualnych bodźców? – spytał z nieukrywanym powątpiewaniem.

- Sapioseksualizm, polega na …

- Wiem na czym – niespokojnie poprawił się na kanapie, lecz po chwili pochylił się lekko w moim kierunku - Ale ciebie to przecież nudzi na dłuższą metę, czyż nie? Nie jesteś pieprzoną księżniczką, tylko realistką. Wiesz, że nie istnieje książę na białym koniu ani żaden niegrzeczny chłopiec, który będzie grzeczny tylko dla ciebie. Ale jesteś też jak każda inna, Ingrid. Spokojny, zrównoważony Johann, wierny, cierpliwy, romantyczny i nudny, co nie? Nie to co ja. To zawsze taka fajna odskocznia, prawda? To tak jak z autem. Czasem fajnie jest się przejechać dużym najnowszym, luksusowym modelem i docisnąć gaz do dechy, chociaż możesz czuć się niepewnie, bo jeszcze się go nie wyczuło, ale taka jazda próbna jest miłym urozmaiceniem, ale potem jak wracasz do swojego wysłużonego, małego autka, to czujesz sentyment, znasz go na pamięć, wiesz na ile sobie możesz pozwolić, wszędzie się nim zmieścisz, wiesz na co stać silnik, jest tańszy w utrzymaniu, nie musisz w niego aż tak inwestować, tamto to ryzyko, w tym znanym modelu nic cię nie zaskoczy, czasem coś się zepsuje, ale wiesz jak szybko to naprawić, bo potrafisz to przewidzieć.

- Nie pochlebiaj sobie, Tande – wycedziłam prze zaciśnięte nieco skonsternowana – Nie jesteś piedolonym bugatti, ferrari czy lamborghini i nie jesteś też niegrzecznym chłopcem. Kreujesz się na takiego, pewnie żeby nie cierpieć, bo tak naprawdę jesteś wrażliwym mięczakiem i masz dobre serce.

- Masz mnie – uśmiechnął się półgębkiem pod nosem, podnosząc na mnie swoje roziskrzone niebieskie tęczówki i wykonał nieśmiały ruch w moim kierunku. Cała budowana dzisiejszego wieczoru pewność siebie ulatuje z Daniela Andre Tandego, kiedy powoli czuję na swojej twarzy jego oddech. Nieumiejętnie próbuję zarzucić za ucho jego niesforną, opadająca na oczy blond grzywkę, którą z rozbawieniem przerzucam na różne strony.

- Przeszkadza ci? – szepnął, opierając swoją jedną dłoń tuż pod uginającym się obok mojego tułowia materiałem. Czuję powoli ciężar jego ciała, wdycham zapach jego ciała.

- Nie, lubię ją – wstrzymałam oddech, kiedy przelotnie spojrzał na moje wargi, a swoje zwilżył koniuszkiem języka. Jego biodra opadły pomiędzy moimi udami, na co moje ciało natychmiast zareagowało. Przymknęłam na chwilę swoje powieki próbując unormować szaleńczo bijące serca pod bawełnianym materiałem koszulki.

- Jasne, że lubisz – żachnął się ewidentnie rozbawiony, po czym podniósł się niespodziewanie z powrotem na swoje miejsce, dając mi co raz więcej wolnej przestrzeni -  Jutro czeka nas ciężki wieczór, musimy się wyspać – oznajmił wstając ociężale - Nie rób sobie nadziei na seks, mieliśmy już jazdę próbną, więc albo kupujesz, albo obchodzisz się smakiem – rzucił, poklepując mnie pokrzepiająco po ramieniu z wyraźnie buńczucznym uśmiechem – Dobranoc, Ingrid.

Sparaliżowana, obezwładniona i całkowicie zdezorientowana, otrząsam się z marazmu w jaki popadłam.

- Tande! – krzyczę wściekle, jednak z niewymuszonym uśmiechem na ustach, szczerze rozbawiona absurdem tej sytuacji, kiedy stawia krok na pierwszym stopniu schodów.

- Yhym? – obrócił się powoli w moją stronę, próbując zdusić śmiech przez zaciśniecie warg.

- Mnie nie zapytałeś.

- O co?

- O ulubiony obraz z Luwru.

- Bo wiem który to – odparł enigmatycznie, wsuwając dłonie do kieszeni dżinsów i ruszył flegmatycznym krokiem na górę. Nawet sposób poruszania się przyciągał silnym magnetyzmem, na tyle, że trudno było nie podążać wzrokiem za jego sylwetką dopóki nie zniknęła z pola widzenia.


Czy to jest przyjaźń czy kochanie?

A i podrzućcie coś fajnego do poczytania. Wypadłam z obiegu 🤭

 

 



 

5 komentarzy:

  1. Ogromnie wciągnęła mnie ta historia, a każdy kolejny rozdział tylko jeszcze bardziej pogłębia moją ciekawość.
    Odkrywanie krok po kroku prawdy o życiu i śmierci Caren, przynosi coraz więcej problemów Ingrid. Widać jednak, że żadne groźby, czy próby zastraszenia nie powstrzymają jej przed poznaniem odpowiedzi na nie dające jej spokoju pytania dotyczące siostry. Choć z każdym dniem na pewno czuje się tym wszystkim jeszcze mocniej przytłoczona. Caren zgotowała jej niemałe piekło tą zaplanowaną z premedytacją i najmniejszymi szczegółami grą. Te wszystkie tajemnice, niedomówienia, sekrety. Czy ona naprawdę, aż tak mocno nienawidziła swojej siostry? Nie dość tego, Ingrid została z tym wszystkim właściwie sama. Poza Danielem nie ma nikogo, kto chciałby jej pomóc. Wszyscy inni najchętniej zakopaliby głęboko temat Caren i jej samobójstwa.
    W dodatku już na pierwszy rzut oka widać, że nie tylko Caren miała tu swoje tajemnice. Jestem więcej niż pewna, że Johann również ukrywa coś ważnego. Nabieram również coraz większego przekonania, że ma to związek z samą Caren. To dlatego zamiast starać się pomóc Ingrid, dyskretnie próbuje ją odwieść od grzebania w przeszłości. Ich związek również pozostawia wiele do życzenia. Nawet sama Ingrid chyba powoli zaczyna dostrzegać, że coś się między nimi nieodwracalnie zmieniło, a uczucie, które ich przed laty połączyło zdecydowanie straciło na swojej mocy.
    Co do relacji Ingrid z Danielem, to już na pierwszy rzut oka widać, że mimo jego beztroskiego trybu życia niezwykle mocno zależy mu na dziewczynie. Zawsze jest gotów jej pomóc i cokolwiek by się nie stało on będzie po jej stronie. Jestem przekonana, że dla niej byłby gotów się ustabilizować i skończyć swoje jednonocne przygody. Na razie jednak Ingrid nawet nie dopuszcza do siebie takich myśli. Co nie zmienia faktu, że mimo zabawnych sprzeczek i nieustannego dogryzania sobie nawzajem, bardzo dobrze czują się w swoim towarzystwie. Dzięki czemu Ingrid, przynajmniej na moment może nabrać trochę wytchnienia.
    Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział. 😊

    OdpowiedzUsuń
  2. Uwielbiam te rozmowy Ingrid z Danielem :D mimo tego, że chłopak nie chce się przyznać wprost do tego, widać, że zależy mu na Ingrid a i ona chyba zaczyna coś więcej do niego czuć. A Johann. Moim zdaniem on tylko udaje a tak naprawdę dużo ukrywa. Czekam na kolejny rozdział!

    OdpowiedzUsuń
  3. Im dalej w opowiadanie tym dalej relacja pomiędzy Ingrid a Danielem ma taki SylwioPawłowy Vibe. To bardzo bardzo przyjemne ;) Scena z Fifką tym bardziej mnie skłania do tego. Eh Forfangeł coś knuje.

    OdpowiedzUsuń
  4. A. Wypada też wspomnieć że usłyszałam - odegrasz się jeszcze wyszeptane Korczowym głosem w głowie czytając 😅 dużo wena życzę 😉

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha Sylwia i Paweł vibe jest mocna inspiracją, bo to było piękne 🥰

      Usuń