czwartek, 7 stycznia 2021

Akt ósmy

 

Po mimo orzeźwiającego prysznica, wciąż czułam na swojej skórze zapach Daniela. Tak jakby jej faktura była na dobre przesiąknięta, niczym kurtka papierosowym dymem. Związałam włosy w kitkę i splunęłam do zlewu resztki pasty do zębów. Odkręciłam kran i nabierając wody do buzi, podniosłam spojrzenia na taflę lustra, ubrudzoną kilkoma smugami. Miałam sińce pod oczami, szarą zmęczoną skórę, oczy pozbawione blasku i smutny wyraz twarzy. Wytarłam dłonie w bawełniany ręcznik i przymknęłam powieki na dłuższą chwilę, wciąż odtwarzając w pamięci intensywne obrazy wczorajszej nocy. Weszłam do swojego pokoju i zamknęłam drzwi na klucz. Oparłam się o nie i głośno westchnęłam ciężko, doskonale zdając sobie sprawę, że to już koniec. Sięgnęłam po zeszyt w zielonej oprawie i popchnęłam złotą ramkę. Kartkuję, do czasu aż moje dłonie napotykając nierówną fakturę papieru. Przełykam głośno i nerwowo ślinę, a oczy panicznie przyglądając się temu miejscu z niedowierzaniem. Nie ma. Nie ma dalszego ciągu. Kartki zostały pośpiesznie i niedokładnie wyrwane, a na ich strzępach, pozostały jedynie pojedyncze litery z początku linijek .To niemożliwe, żeby były ich pozbawione od początku, chociaż nigdy nie odważyłam się przekartkować go do końca. Wezbrana złość pchnęła mnie do rzucenia pamiętnikiem o podłogę z bezradnym wrzaskiem. Osunęłam dłonie na biurko i wtuliłam w nie twarz, roniąc w przypływie bezsilności kilka łez. Niemoc nie trwała jednak zbyt długo, ponieważ w moich żyłach zaczęła płynąć nieposkromiona złość. Zbiegłam na dół po schodach, robiąc tyle hałasu, że siedzący w salonie rodzice od razu podnieśli na mnie swoje zaniepokojone spojrzenia.

- O, przypomniałaś sobie gdzie mieszkasz – rzuciła kąśliwie matka, rozłożona na kanapie z kieliszkiem wina w ręku.

- Coś się stało? -  tato siedzący w fotelu przy kominku, spojrzał na mnie znad gazety.

- Czy ktoś wchodził do mojego pokoju? – spytałam, a oni popatrzyli po sobie zdezorientowani - Kiedy mnie nie było?

- My, sprawdzić czy czasem cię nie ma – odpadł z oczywistością, ściągając z nosa okulary i nadgryzając nausznik.

- A ktoś poza wami?

- Nikt - ojciec prychnął i pokręcił głową na nonsens zadanego przeze mnie pytania – Dobrze się czujesz?

- Johann był raz, czy dwa – wybełkotała matka, a po tonie głosu wnioskowałam, że jej stan był więcej, niż wskazujący – Coś ci zostawić, zabrać, czy przynieść, coś takiego.

- Na pewno? Nie miałaś pijackich wizji? – rzucił kąśliwie tato.

- Coś do mnie mówisz?

Zacisnęłam dłoń na poręczy i w pierwszym odruchu chciałam zatelefonować do Daniela, ale wiedziałam, że nie mogę. Byłam niewyobrażalnie wściekła, że już nigdy nie dowiem się co chciała mi powiedzieć i po co to wszystko było. Musiałam zalogować się na konto Caren, a skoro jej laptop zniknął przy policyjnych procedurach, musiałam dokonać tego jedynie ze sprzętu Forfanga. Wyciągnęłam telefon i wysłałam do niego SMSa z prośbą o spotkanie. Zacisnęłam usta w wąską kreskę, ponieważ musiałam w końcu przed samą sobą przyznać, że Johann stał się głównym podejrzanym w sprawie pamiętnika Caren i wydawał się co raz bardziej zaplątany w sprawę jej samobójstwa. Wzdrygnęłam się na samą myśl, że mogło to się okazać prawdą. Tknęła mnie jednak wątpliwość, którą musiałam natychmiast rozwiać. Wysłałam Sonji zdjęcie auta wciąż mojego chłopaka.

Ja: Czy to auto widziałaś pod Veloartem? Tym, ktoś przyjeżdżał po Caren?

Sonja: Chyba, jest podobne na pewno, ale nie zapamiętałam dokładnie modelu.

Ja: Masz może kamery przed pracownią?

Sonja: Niestety nie.

Zaklęłam w myślach i przeczesałam nerwowo włosy.

Ja: A ten chłopak? Czy to mógł być on?

Załączyłam zdjęcie Forfanga w przeciwsłonecznych okularach i w bluzie z kapturem zarzuconym na głowę.

Sonja: Nie wiem, naprawdę, praktycznie go nie widziałam. Podobna postura, jak setki innych. Przepraszam, ale nie chcę mieć już z tym nic wspólnego.

Ja: Jasne, dzięki. Dobrej nocy.

Sonja: Wzajemnie.

Przystawiłam telefon do ust próbując sobie to wszystko jakoś logicznie poukładać, jednak abstrakcja tego wszystkiego co działo się przez kilka ostatnich dni, nie pozwalała na jakiekolwiek logiczne wnioski. Iphone zawibrował, a ja spojrzałam na ekran, na którym widniała wiadomość od skoczka.

Johann: Chyba powinniśmy. Będę za pięć minut.

 

 

Zarzuciłam różową bluzę na ramiona i wyszłam z domu. Stawiając krok poza progiem już dostrzegłam nieco oddalone od naszej posesji, zaparkowane niechlujnie auto szatyna. Stał oparty o jego maskę, a dłonie miał nonszalancko wsunięte do kieszeni spodni. Dłubał czubkiem buta w twardej ziemi i pojedynczych źdźbłach trawy. Podeszłam w jego kierunku ostrożnie i powoli stawiając kroki, wciąż układałam sobie w myślach jak zacząć rozmowę i co konkretnie powiedzieć, ale wypełniała ją jedynie pustka. Stanęłam w końcu naprzeciwko niego, a on poniósł na mnie swoje szare tęczówki i wymierzył we mnie nieopisanym wyrzutem, kłębiącym się w ich czeluściach.

- Już? – zapytał retorycznie i uśmiechnął się gorzko – Już się stęskniłaś? Wybzykał cię chociaż porządnie? Czy mam poprawić?

- Nie wiesz co się wydarzyło Johann – pokiwałam głową z pełnym pasji zaprzeczeniem i tonem niesprawiedliwie osądzonej.

- Owszem! Bo nic mi nie powiedziałaś, że jakiś paskudny typ każe rozprowadzać ci narkotyki – zarzucił z pretensją sączącą się z jego ust i wycelował we mnie swój wskazujący palec.

- Skąd ty to .. – nie próbowałam nawet ukryć zaskoczenia malującego się właśnie na mojej twarzy.

- Bo Caren robiła to samo – westchnął i przyłożył dłonie do ust, próbując ważyć uważnie słowa – Bo jej wtedy pomogłem z tego wyjść. A tak w ogóle Ingrid, to nie zostawiaj pijanej matki samej w domu, pod nieobecność ojca. Wiesz, że ten cały Markus, Magnus czy jak on się tam nazywa kręcił się koło waszego domu? Nie wiesz, bo wolałaś zabawiać się z Tande – pociągnął nosem i prychnął - I nawet się nie odezwałaś, kiedy do niego przyjechałem. Udawałaś, że cię tam nie ma i do domu na noc też nie wróciłaś.

- Pomagał mi.

- A ja nie mogłem? – prychnął oburzony, ściągając brwi i wskazując na siebie dłonią i odrywając się od maski samochodu.

- Nie odbierałeś telefonu – próbowałam się usprawiedliwić – Poza tym, ciągle coś przede mną ukrywałeś! – warknęłam w jego stronę i założyłam ręce na krzyż – Widziałam wiadomość, że od kogoś pożyczyłeś pieniądze, potem odkryłam, że wysyłałeś anonimowe maile Danielowi, a teraz mówisz mi, że wiedziałeś, że Caren bierze? – kręcę z niedowierzaniem głową i zamieram z rozwartymi ze zdziwienia wargami.

- Kurwa! – kopnął z całej siły w koło samochodu i obrócił się na pięcie – Pieniądze pożyczyłem, żeby – oblizał koniuszkiem języka usta – żeby pomóc Caren. Bo mnie o nie prosiła. Miałam im oddać sporą sumę – wysyczał przez zęby i potarł dłonią po twarzy – Nic ci nie mówiłem, bo sam chciałem się tym zająć, żebyś się nie musiała w to mieszać. To nie są żarty, Ingrid. I tak, pisałem do tego dupka te wiadomości, bo naprawdę myślałem, że jest ojcem dziecka. To, że badania to wykluczyły nie zwalniało go z kręgu moich podejrzeń, bo wiem, że z nią sypiał. Nie miej złudzeń, jeśli myślisz inaczej. Ten typ tak ma – dodał z wyraźnym błyskiem triumfu w oczach.

- Mogłeś mi powiedzieć – rzuciłam oschle, a wiatr potargał kosmykami moich włosów wystających mi z kucyka.

- To będzie teraz moja wina? – żachnął się z wyraźnym rozbawieniem – Bo chciałem cię chronić?

- Tak! Bo powinniśmy sobie ufać, mówić prawdę, a jeśli tego nie potrafimy, to…

- To co? Z resztą ty mi mówisz o zaufaniu? O prawdzie? Ty?! – podnosił swój kpiący głos do co raz wyższych decybeli, aż przez jego zęby wystrzeliła ślina – Wiem, że spałaś z Tande w noc, kiedy pokłóciliśmy się o wyjazd – oznajmił spokojniej i zaśmiał się histerycznie – Wiem, bo Caren was widziała. Złamałaś wtedy dwa serca, Ingrid. Moje i swojej siostry – mówił z prawdziwym bólem przepełniającym głos i szklącymi się oczami - Siostry, która cię za to szczerze nienawidziła. A ja Cię kochałem i nadal nie umiem przestać.

Jego słowa zastygły w rozgrzanym powietrzu i ciążyły w przestrzeni pomiędzy nami. Wykrzywiłam twarz w płaczliwy grymas i przymknęłam powieki, do których zaczęły napływać słone łzy. Moim ciałem wstrząsnął cichy szloch, następnie wzdrygnęły się ramiona i zaniosłam cichym płaczem. Po chwili poczułam jak Johann przyciąga mnie do siebie i obejmuje szczelnie swoimi ramionami, kołysząc w rytm tylko sobie znanej melodii.

 

 

Siedziałam na łóżku Johanna, kiedy ten szykował mi na dole kolację. Dał mi chwilę dla siebie, żebym mogła doprowadzić się do porządku i ochłonąć, a następnie ponownie spokojnie porozmawiać. Przetarłam swoją twarz mokrą od łez i niemal susem dopadłam do macbooka skoczka, usytuowanego ciągle w tym samym miejscu na biurku. Powtórzyłam poprzednio wykonane czynności, logując się na konto Caren, jednak w jej poczcie nie znalazłam niczego podejrzanego. W oczy rzuciła mi się jedna anulowana wizyta na zabieg u ginekologa, a następnie potwierdzenie konsultacji usg. Zamarłam z dłonią nad touchpadzie, kiedy uświadomiłam sobie, że Sonja miała rację. Caren nie chciała usunąć ciąży. Rozmyśliła się, dlaczego wiec finalnie pozbawiła życia siebie i swojego maluszka? Zacisnęłam dłoń w pięść, ponieważ ciągle kluczyłam w jednym miejscu. Najwidoczniej Johann zadbał nie tylko o wyczyszczenie swojej poczty, ale mając dostęp do skrzynki mojej siostry, pozbył się tam niewygodnych elementów. Byłam tego więcej, niż pewna. Dlatego w głowie zakiełkował mi jeden pomysł. Musiałam dostarczyć jego sprzęt do rąk mojego kolegi z roku. Był ekspertem w odzyskiwaniu rzeczy usuniętych z twardych dysków, dlatego zaczęłam pokładać w nim wielkie nadzieje. Musi mnie to jednak kosztować bardzo wiarygodnego i trudnego spektaklu. Zamknęłam laptopa i podążyłam do kuchni, w której skoczek lawirował po między blatem, a piekarnikiem. Nastawił go na odpowiednią ilość stopni, po czym wyprostował się i spojrzał mi w oczy. Oczy, w których kiedyś zatopiłam cały swój rozsądek, które przywoływały wszystkie miłe wspomnienia, w których widziałam swoją przyszłość. W jednej chwili dopadła mnie masa wątpliwości. Tłumaczenie Johanna było bardzo logiczne i wciąż prowadziło do ludzi, którzy mieli sporo za uszami. Nie mogłam wyzbyć się jednak przeczucia, że w jakimś sensie Forfang komuś pomaga. Zbyt dużo zbiegów okoliczności. Mimo to nie potrafiłam z taką łatwością przekreślić tylu lat spędzonych razem. Nie był dla mnie obcą osobą i pozostawał choćby sentyment.

- Co z nami, Ingrid? – z jego ponętnych ust padło pytanie przeszywające nie tylko powietrze, ale również moje serce. Wyjące głucho z tęsknoty.

 

 

 

Johann zaproponował, krótką, dwudniową wycieczkę do Bergen i rejs po fiordach z Kennethem i jego partnerką Marit. Ten sposób spędzenia razem czasu miał pozwolić nam nabrać dystansu i wyrwać się ze wszystkiego co w tym momencie było związane z Oslo. Nie rozmawialiśmy więcej ani o Caren ani o Danielu. Ten ostatni był tematem zapalnym, a skoro Forfang zapewniał mnie, że wszystko sobie przepracował, musiałam wykorzystać tą szansę. Był jedynie nieco niepocieszony informacją, którą przedstawiłam mu kilka godzin przed odjazdem. Choć skłamałam, mówiąc, że zalałam niechcący gorącą kawą jego laptopa, wyraźnie niepocieszony uwierzył w moją szczerą skruchę. Dodatkowo obiecałam mu, że zaniosłam go do bardzo zdolnego znajomego i na pewno wszystko naprawi. Nieco zmartwiony szatyn wizją możliwości utraty swoich plików czy zdjęć, przetrawił jednak temat i zaczął pakować swoją torbę.

Rejs po Sognefiord w akompaniamencie malowniczych krajobrazów i urokliwych kolorowych domków w zazwyczaj zimnym i deszczowym Bergen, był niezaprzeczalnie miłą odmianą wśród gehenny minionych dni. W innych okolicznościach, być może byłabym w stanie delektować się widokiem stromych zboczy gór i powłoką obłoków sunących po niebie. Na co dzień nie doceniałam zbytnio uroków norweskich krajobrazów, przyzwyczajona do nich od dziecka, nie wzbudzały we mnie takiej ekscytacji i zachwytu, jak przybyłych tutaj turystów.

Potarłam dłonie muśnięte porwistym wiatrem i założyłam je na krzyż, obserwując stojącego Gangnesa na dziobie motorowego jachtu. Podeszłam bliżej, nie spuszczając wzroku z jego sylwetki, tak nostalgicznej wpatrzonej przed siebie. Jedną rękę wsunął do kieszeni spodni, a w drugiej trzymał piwo. Spuścił głowę ze zrezygnowaniem, a wiatr potargał jego włosy. Przechylił butelkę, a strumień alkoholowej cieczy wylał do wody. Wyczuł moją obecność za jego plecami i obrócił głowę w moją stronę, a ja posłałam mu przepraszający uśmiech. Z zawstydzeniem podrapał się z tyłu głowy i wznosząc niemy toast przechylił butelkę do ust. Nie zdawałam sobie sprawy na ile intymna była chwila, której byłam właśnie świadkiem.

- To był taki hołd – wyjaśnił lapidarnie po chwili, czując, że musi się usprawiedliwić. Pociągnął nosem i rozejrzał się dookoła mrugając kilkukrotnie nazbyt gorliwie. Dopiero kątem oka zauważyłam, że stara się powstrzymać łzy – Wczoraj była rocznica.

- To był ktoś bliski? – zdołałam jedynie wydukać, nie chcąc wywierać zbędnego nacisku. Kenneth zadarł głowę do góry i przymknął mocno swojego powieki.

- Ty chyba o tym w ogóle nigdy nie słyszałaś – podrapał się po brodzie – Nie – pokiwał głową, utwierdzając się w tym przekonaniu – Wtedy nie przyjaźniliśmy się z Johannem, dopiero po tym – dodał półszeptem.

- O czym?

- To było osiem lat temu – westchnął chrapliwie, a ja widziałam w jego oczach, że samo wspomnienie kosztuje go zbyt dużo – Miałem gdzieś dwadzieścia dwa, może trzy lata, kiedy mój kolega urządzał jedną z bardziej luksusowych wakacyjnych imprez na jachcie. Był ogromny, potężny, wielopokładowy i cały nasz. Bawiło się na nim tyle osób, że ledwo można było wbić tam szpilkę, taka impreza poza kontrolą. Niby każdy kogoś znał, ale wiesz jak to jest. Ja zaprosiłem wtedy Daniela, a on wziął swoją młodszą siostrę – przełknął nerwowo ślinę.

- Tande?

Gangnes pokiwał twierdząco głową i upił duszkiem kilka łyków złotej cieczy. Przetarł dłonią po ustach i kontynuował swoją opowieść.

- Linn była dla mnie – zrobił pauzę, próbując znaleźć odpowiednie słowa – była dla mnie ważna. Mimo, że dzieliło nas kilka lat różnicy to zaczęliśmy się spotykać. Na początku potajemnie, ale … Bałem się trochę reakcji Daniela mimo, że był od niej tylko rok starszy, to był nad wyraz dojrzały i obsesyjnie odpowiedzialny za nią. Wśród tłumu ludzi łatwiej było nam tam o przypadkowe gesty, ale Tande nie odstępował jej na krok. Pilnował jej jak oczka w głowie, nie chciał zostawić nas samych, tylko dlatego, że według niego nikt się nie zaopiekuje nią, jak on. Ale – jęknął boleśnie – Ale wiesz jak to jest na takich imprezach. Ktoś dosypał nam coś do drinków, zupełnie nas poskładało, a kiedy zaczęliśmy dochodzić do siebie nigdzie nie mogliśmy znaleźć Linn – zaczerwienione oczy skoczka ponownie napełniły się łzami. Przyłożył pięść do ust, wyraźnie hamując wybuch płaczu – Do czasu, aż jej ciało nie wypłynęło kilka metrów od jachtu.

Kenneth zakrył twarz dłonią i odwrócił głowę wciskając ją pod pachę. Milczeliśmy, a nasze myśli zagłuszał jedynie szum wody spod silnika.

- Kiedy zrobili sekcje, okazało się, że została zgwałcona i uduszona, a potem ktoś ją wyrzucił, rozumiesz? Wyrzucił. I nikt nic nie widział. Kurwa, jak nikt mógł nic nie zauważyć?– bluzgnął bezsilnie, po czym napił się piwa – Wszyscy mamy jakieś tajemnice, są rzeczy których nigdy sobie nie wybaczysz, choćby nie wiem co. I ludzie, za którymi zawsze będziesz tęsknić. Tak jak ty za swoją siostrą.

Ostatnie zdanie wyrwało mnie z marazmu i potrząsnęłam otrzeźwiająco głową. Skinęłam lekko, na znak, że go rozumiem, chociaż nie miałam pojęcia, jak poradzić sobie ze wszystkimi emocjami, jakie kotłowały się teraz we mnie i w mojej głowie.

- Dobrze, że mam Marit – ciepło jego głosu, kiedy wymawiał jej imię, utwierdzało mnie tylko w przekonaniu, że była dla niego wszystkim – A ty Johanna.

- Tak – posłałam mu wymuszony uśmiech – Mamy szczęście – postarałam się, żeby ironia nie wdarła mi się na usta. Gangnes wyciągnął telefon z kieszeni na dźwięk powiadomienia. Odczytał wiadomość i parsknął kręcąc głową z pogardą.

- Szkoda tylko, że Tandemu nie bardzo dopisuje – mruknął bez przekonania – Jakżeby inaczej mógł spędzić rocznicę śmierci Linn, jak nie na jakiejś patologicznej imprezie – pokazał mi na telefonie relacje z jego profilu z wczorajszego wieczora. Z niesmakiem przyglądałam się chwiejącemu się na nogach Danielowi i uwieszonej na nim, dość trzeźwej blondynki. Przez nasze ramiona zerknęła Marit, wciskając swoją głowę niemal w ekran telefonu Kennetha.

- A ten dalej się nie ogarnął – przewróciła oczami – Zachowuje się dalej jak gówniarz.

- Marit – Gangnes strofował swoją dziewczynę, próbując usprawiedliwić przyjaciela – Wiesz dlaczego się tak zachowuje. Obwinia się o to co się stało, twierdząc, że nic dobrego go nie spotka, bo na to nie zasługuje. Boi się wziąć znów za kogoś odpowiedzialność, nie chce nikogo zawieść.

- Dlatego robi ze swojego życia co raz większy rynsztok? Myślałam, że już było z nim lepiej, ale najwidoczniej to równia pochyła – zmarszczyła nos, posyłając skoczkowi pretensjonalne spojrzenie – Tylko mi nie mów, że znów zamierzasz go niańczyć. On nie chce twojej pomocy, Kenneth.

- To nie jest takie proste – pokręcił głową szatyn.

- Co nie jest proste? – zagadnął nadchodzący Forfang.

- Życie – wtrąciłam z miernym półuśmiechem, chcąc uciąć ten temat. Po chwili rozmowa przybrała zupełnie inny obrót, a śmiechom i rozmowom nie było końca. Ja jednak pogrążyłam się w myślach, które szturmowały moją głowę.

- Wszystko w porządku? - Kenneth szturchnął mnie delikatnie łokciem, a ja spojrzałam na niego i posłałam mu uśmiech.

- Przepraszam, zamyśliłam się – naciągnęłam rękaw bluzy i podciągnęłam nogi pod brodę.

- Ingrid – szepnął niemal niezauważalnie dla pogrążonych w wymianie zdań Johanna i Marit – On cie potrzebuje.

Zdezorientowanie z mojej twarzy zniknęło, kiedy uświadomiłam sobie, że Gangnes nie miał na myśli Forfanga.

 

 

Wracając następnego dnia do Oslo, dziewczyna Lindvika naciskała telefoniczine na Forfanga, aby ten obowiązkowo pojawił się na imprezie urodzinowej niespodziance Mariusa. Po kategorycznych odmowach i słuchaniu mało przekonywujących wykrętów, Noora posunęła się do emocjonalnego szantażu, pod którym skoczek skapitulował. Rozłączył się i spojrzał na mnie niepewnie, doskonale zdając sobie sprawę, że aktualnie nie mam nastroju do tego typu zabaw. Poza tym miałam dzisiaj odebrać od Svena laptopa Forfanga. Byłaby to idealna okazja do przejrzenia zawartości, kiedy skoczek byłby na urodzinach kolegi z kadry. Nie mniej Johann postawił ultimatum, że wybierzemy się do domu Linvika we dwoje, nieco później i zawitamy tam jedynie na chwilę, wręczymy prezent, wzniesiemy toast i wrócimy do domu. Musiałam zatem poinformować smsem Svena, że po macbooka przyjdę jutro, a szatynowi oznajmiłam, że mój kolega ma dzień poślizgu. Zupełnie zignorował ten fakt, a ja doskonale zdałam sobie sprawę co zaczyna go trapić. Wtedy dotarło do mnie z czym sama będę musiała się dzisiaj zmierzyć, a może jednak uda nam się nie wpaść na Tandego.

 

Moje obawy rozwiały się już przy przekroczeniu progu. O ile Johann w nerwowym uścisku mocniej złapał za moją talię, o tyle ja z żalem ściskającym gardło sunęłam niemrawym wzrokiem za sylwetką blondyna, obejmującego dwie zgrabne i bardzo młode dziewczyny. Nie mógł nas nie zauważyć, jednak doskonale się kamuflował i zupełnie nie zwracał na nas uwagi. Posłałam w jego kierunku rozżalone spojrzenie, jednocześnie karcąc się w myślach. Nie miałam prawa niczego oczekiwać, tym bardziej po tym jak zostawiłam go nad ranem z pożegnalnymi słowami na ustach. I choć wtedy wydawało mi się to najlepszym rozwiązaniem, teraz pogubiłam się nie tylko w historii mojej siostry, ale także we własnych uczuciach. Czy chęć zemsty i dążenie do prawdy przesłoniło mi wszystko o co wołało moje serce? Czy głos rozsądku, którym się pokierowałam był słusznym wyborem?

Otwierając drzwi do łazienki, z której chciałam skorzystać, zobaczyłam, jak dwie dziewczyny pochylając się nad zlewem, wciągają z blatu białe kreski. W jednym momencie w mojej głowie zlały się obrazy z miejskiego klubu. Dziewczyna w czerwonej sukience, strużka krwi płynąca z jej nosa, milion głosów wołających o pomoc, dźwięk syren. Nie wiem dlaczego popycham jedną z nich na podłogę, a kiedy druga staje w jej obronie i wywiązuje się małe zamieszanie wybiegam z domu Lindvika drzwiami tarasowymi wprost na ogródek, robiąc przy tym małe zamieszanie. Próbuję się uspokoić, jednak po moim policzkach zaczynają już płynąć słone łzy. Przytkam dłoń do ust, po czym próbuję unormować i spłycić oddech.

- Odejdź – rozkazałam, przez szklące się oczy, które zniekształciły postać Daniela – Nie mam no to siły.

- To nie było normalne, wiesz? – podszedł do mnie ubrany w pogniecioną białą koszulą z źle zapiętym guzikiem.

- Po prostu przypomniała mi się tamta dziewczyna i … - zaniosłam się.

- Wiem – przeczesał dłonią swoje włosy, zarzucając grzywkę do góry. Wykonał krok bliżej i potarł pocieszająco moje ramiona. Jego dotyk w pierwszej kolejności parzył moją skórę, a następnie idealnie łagodził wewnętrzy ból. Jego zapach zagłuszał skowyt gdzieś w głębi płuc.

- Niedługo zapomnisz – popatrzył na mnie swoją smutną tonią niebieskich tęczówek – O wszystkim.

- A ty zapomniałeś? – moje zdanie zbiło go z pantałyku – O tamtym człowieku?

- Śni mi się co noc – prycha żałośnie i pociera dłońmi twarz – Tylko we śnie to ja dostaję kulkę. Budzę się wtedy zlany potem i nie mogę spać. A najgorsze jest to, że wtedy nie ma cię obok.

Alkohol płynący w jego żyłach sprawia, że stał się tak bezradnie szczery.

- Daniel, ja … - szepczę słabo, niespodziewanie dotykając dłonią jego policzka i wpatrując się w niego rozpaczliwie.

- Towarzyszy mi codziennie taka myśl, a co jeśli wtedy to ja bym się tam wykrwawił – jego wargi zadrżały – Nie zdążyłbym powiedzieć, że cię kocham, ale to i tak nie ma przecież żadnego znaczenia.

Opieram swoje czoło o jego, kiedy powoli nasze niespokojne oddechy splatały się w jeden.

- Ingrid? – gdzieś w oddali słychać wołanie Johanna – Ingrid, gdzie jesteś?

Ktoś odpowiada szatynowi, że wyszłam na zewnątrz, a Daniel zaśmiewa się cicho i drwiąco pod nosem.

- On wie lepiej, jak cię pocieszyć – ściągnął niepocieszony brwi, marszcząc przy tym czoło i zdjął ze swojego policzka moją dłoń. Włożył dłonie w kieszenie spodni i nie oglądając się za siebie, depcząc starannie przystrzyżony trawnik, opuścił posesję Lindvika, zanim Forfang przystanął obok mnie.









1 komentarz: