Po
mimo orzeźwiającego prysznica, wciąż czułam na swojej skórze zapach Daniela.
Tak jakby jej faktura była na dobre przesiąknięta, niczym kurtka papierosowym
dymem. Związałam włosy w kitkę i splunęłam do zlewu resztki pasty do zębów.
Odkręciłam kran i nabierając wody do buzi, podniosłam spojrzenia na taflę
lustra, ubrudzoną kilkoma smugami. Miałam sińce pod oczami, szarą zmęczoną skórę,
oczy pozbawione blasku i smutny wyraz twarzy. Wytarłam dłonie w bawełniany
ręcznik i przymknęłam powieki na dłuższą chwilę, wciąż odtwarzając w pamięci
intensywne obrazy wczorajszej nocy. Weszłam do swojego pokoju i zamknęłam drzwi
na klucz. Oparłam się o nie i głośno westchnęłam ciężko, doskonale zdając sobie
sprawę, że to już koniec. Sięgnęłam po zeszyt w zielonej oprawie i popchnęłam złotą
ramkę. Kartkuję, do czasu aż moje dłonie napotykając nierówną fakturę papieru.
Przełykam głośno i nerwowo ślinę, a oczy panicznie przyglądając się temu miejscu
z niedowierzaniem. Nie ma. Nie ma dalszego ciągu. Kartki zostały pośpiesznie i
niedokładnie wyrwane, a na ich strzępach, pozostały jedynie pojedyncze litery z
początku linijek .To niemożliwe, żeby były ich pozbawione od początku, chociaż
nigdy nie odważyłam się przekartkować go do końca. Wezbrana złość pchnęła mnie
do rzucenia pamiętnikiem o podłogę z bezradnym wrzaskiem. Osunęłam dłonie na
biurko i wtuliłam w nie twarz, roniąc w przypływie bezsilności kilka łez.
Niemoc nie trwała jednak zbyt długo, ponieważ w moich żyłach zaczęła płynąć
nieposkromiona złość. Zbiegłam na dół po schodach, robiąc tyle hałasu, że
siedzący w salonie rodzice od razu podnieśli na mnie swoje zaniepokojone
spojrzenia.
-
O, przypomniałaś sobie gdzie mieszkasz – rzuciła kąśliwie matka, rozłożona na
kanapie z kieliszkiem wina w ręku.
-
Coś się stało? - tato siedzący w fotelu
przy kominku, spojrzał na mnie znad gazety.
-
Czy ktoś wchodził do mojego pokoju? – spytałam, a oni popatrzyli po sobie
zdezorientowani - Kiedy mnie nie było?
-
My, sprawdzić czy czasem cię nie ma – odpadł z oczywistością, ściągając z nosa
okulary i nadgryzając nausznik.
-
A ktoś poza wami?
-
Nikt - ojciec prychnął i pokręcił głową na nonsens zadanego przeze mnie pytania
– Dobrze się czujesz?
-
Johann był raz, czy dwa – wybełkotała matka, a po tonie głosu wnioskowałam, że
jej stan był więcej, niż wskazujący – Coś ci zostawić, zabrać, czy przynieść,
coś takiego.
-
Na pewno? Nie miałaś pijackich wizji? – rzucił kąśliwie tato.
-
Coś do mnie mówisz?
Zacisnęłam
dłoń na poręczy i w pierwszym odruchu chciałam zatelefonować do Daniela, ale
wiedziałam, że nie mogę. Byłam niewyobrażalnie wściekła, że już nigdy nie dowiem
się co chciała mi powiedzieć i po co to wszystko było. Musiałam zalogować się
na konto Caren, a skoro jej laptop zniknął przy policyjnych procedurach,
musiałam dokonać tego jedynie ze sprzętu Forfanga. Wyciągnęłam telefon i
wysłałam do niego SMSa z prośbą o spotkanie. Zacisnęłam usta w wąską kreskę,
ponieważ musiałam w końcu przed samą sobą przyznać, że Johann stał się głównym
podejrzanym w sprawie pamiętnika Caren i wydawał się co raz bardziej zaplątany
w sprawę jej samobójstwa. Wzdrygnęłam się na samą myśl, że mogło to się okazać
prawdą. Tknęła mnie jednak wątpliwość, którą musiałam natychmiast rozwiać.
Wysłałam Sonji zdjęcie auta wciąż mojego chłopaka.
Ja:
Czy to auto widziałaś pod Veloartem? Tym, ktoś przyjeżdżał po Caren?
Sonja:
Chyba, jest podobne na pewno, ale nie zapamiętałam dokładnie modelu.
Ja:
Masz może kamery przed pracownią?
Sonja:
Niestety nie.
Zaklęłam
w myślach i przeczesałam nerwowo włosy.
Ja:
A ten chłopak? Czy to mógł być on?
Załączyłam
zdjęcie Forfanga w przeciwsłonecznych okularach i w bluzie z kapturem
zarzuconym na głowę.
Sonja:
Nie wiem, naprawdę, praktycznie go nie widziałam. Podobna postura, jak setki
innych. Przepraszam, ale nie chcę mieć już z tym nic wspólnego.
Ja:
Jasne, dzięki. Dobrej nocy.
Sonja:
Wzajemnie.
Przystawiłam
telefon do ust próbując sobie to wszystko jakoś logicznie poukładać, jednak
abstrakcja tego wszystkiego co działo się przez kilka ostatnich dni, nie
pozwalała na jakiekolwiek logiczne wnioski. Iphone zawibrował, a ja spojrzałam
na ekran, na którym widniała wiadomość od skoczka.
Johann:
Chyba powinniśmy. Będę za pięć minut.
Zarzuciłam
różową bluzę na ramiona i wyszłam z domu. Stawiając krok poza progiem już
dostrzegłam nieco oddalone od naszej posesji, zaparkowane niechlujnie auto
szatyna. Stał oparty o jego maskę, a dłonie miał nonszalancko wsunięte do
kieszeni spodni. Dłubał czubkiem buta w twardej ziemi i pojedynczych źdźbłach
trawy. Podeszłam w jego kierunku ostrożnie i powoli stawiając kroki, wciąż
układałam sobie w myślach jak zacząć rozmowę i co konkretnie powiedzieć, ale
wypełniała ją jedynie pustka. Stanęłam w końcu naprzeciwko niego, a on poniósł
na mnie swoje szare tęczówki i wymierzył we mnie nieopisanym wyrzutem,
kłębiącym się w ich czeluściach.
-
Już? – zapytał retorycznie i uśmiechnął się gorzko – Już się stęskniłaś?
Wybzykał cię chociaż porządnie? Czy mam poprawić?
-
Nie wiesz co się wydarzyło Johann – pokiwałam głową z pełnym pasji
zaprzeczeniem i tonem niesprawiedliwie osądzonej.
-
Owszem! Bo nic mi nie powiedziałaś, że jakiś paskudny typ każe rozprowadzać ci
narkotyki – zarzucił z pretensją sączącą się z jego ust i wycelował we mnie
swój wskazujący palec.
-
Skąd ty to .. – nie próbowałam nawet ukryć zaskoczenia malującego się właśnie
na mojej twarzy.
-
Bo Caren robiła to samo – westchnął i przyłożył dłonie do ust, próbując ważyć
uważnie słowa – Bo jej wtedy pomogłem z tego wyjść. A tak w ogóle Ingrid, to
nie zostawiaj pijanej matki samej w domu, pod nieobecność ojca. Wiesz, że ten
cały Markus, Magnus czy jak on się tam nazywa kręcił się koło waszego domu? Nie
wiesz, bo wolałaś zabawiać się z Tande – pociągnął nosem i prychnął - I nawet
się nie odezwałaś, kiedy do niego przyjechałem. Udawałaś, że cię tam nie ma i
do domu na noc też nie wróciłaś.
-
Pomagał mi.
-
A ja nie mogłem? – prychnął oburzony, ściągając brwi i wskazując na siebie
dłonią i odrywając się od maski samochodu.
-
Nie odbierałeś telefonu – próbowałam się usprawiedliwić – Poza tym, ciągle coś
przede mną ukrywałeś! – warknęłam w jego stronę i założyłam ręce na krzyż –
Widziałam wiadomość, że od kogoś pożyczyłeś pieniądze, potem odkryłam, że wysyłałeś
anonimowe maile Danielowi, a teraz mówisz mi, że wiedziałeś, że Caren bierze? –
kręcę z niedowierzaniem głową i zamieram z rozwartymi ze zdziwienia wargami.
-
Kurwa! – kopnął z całej siły w koło samochodu i obrócił się na pięcie –
Pieniądze pożyczyłem, żeby – oblizał koniuszkiem języka usta – żeby pomóc
Caren. Bo mnie o nie prosiła. Miałam im oddać sporą sumę – wysyczał przez zęby
i potarł dłonią po twarzy – Nic ci nie mówiłem, bo sam chciałem się tym zająć,
żebyś się nie musiała w to mieszać. To nie są żarty, Ingrid. I tak, pisałem do tego
dupka te wiadomości, bo naprawdę myślałem, że jest ojcem dziecka. To, że
badania to wykluczyły nie zwalniało go z kręgu moich podejrzeń, bo wiem, że z
nią sypiał. Nie miej złudzeń, jeśli myślisz inaczej. Ten typ tak ma – dodał z
wyraźnym błyskiem triumfu w oczach.
-
Mogłeś mi powiedzieć – rzuciłam oschle, a wiatr potargał kosmykami moich włosów
wystających mi z kucyka.
-
To będzie teraz moja wina? – żachnął się z wyraźnym rozbawieniem – Bo chciałem
cię chronić?
-
Tak! Bo powinniśmy sobie ufać, mówić prawdę, a jeśli tego nie potrafimy, to…
-
To co? Z resztą ty mi mówisz o zaufaniu? O prawdzie? Ty?! – podnosił swój
kpiący głos do co raz wyższych decybeli, aż przez jego zęby wystrzeliła ślina –
Wiem, że spałaś z Tande w noc, kiedy pokłóciliśmy się o wyjazd – oznajmił
spokojniej i zaśmiał się histerycznie – Wiem, bo Caren was widziała. Złamałaś
wtedy dwa serca, Ingrid. Moje i swojej siostry – mówił z prawdziwym bólem
przepełniającym głos i szklącymi się oczami - Siostry, która cię za to szczerze
nienawidziła. A ja Cię kochałem i nadal nie umiem przestać.
Jego
słowa zastygły w rozgrzanym powietrzu i ciążyły w przestrzeni pomiędzy nami.
Wykrzywiłam twarz w płaczliwy grymas i przymknęłam powieki, do których zaczęły
napływać słone łzy. Moim ciałem wstrząsnął cichy szloch, następnie wzdrygnęły
się ramiona i zaniosłam cichym płaczem. Po chwili poczułam jak Johann przyciąga
mnie do siebie i obejmuje szczelnie swoimi ramionami, kołysząc w rytm tylko
sobie znanej melodii.
Siedziałam
na łóżku Johanna, kiedy ten szykował mi na dole kolację. Dał mi chwilę dla
siebie, żebym mogła doprowadzić się do porządku i ochłonąć, a następnie
ponownie spokojnie porozmawiać. Przetarłam swoją twarz mokrą od łez i niemal
susem dopadłam do macbooka skoczka, usytuowanego ciągle w tym samym miejscu na
biurku. Powtórzyłam poprzednio wykonane czynności, logując się na konto Caren,
jednak w jej poczcie nie znalazłam niczego podejrzanego. W oczy rzuciła mi się
jedna anulowana wizyta na zabieg u ginekologa, a następnie potwierdzenie
konsultacji usg. Zamarłam z dłonią nad touchpadzie, kiedy uświadomiłam sobie,
że Sonja miała rację. Caren nie chciała usunąć ciąży. Rozmyśliła się, dlaczego
wiec finalnie pozbawiła życia siebie i swojego maluszka? Zacisnęłam dłoń w
pięść, ponieważ ciągle kluczyłam w jednym miejscu. Najwidoczniej Johann zadbał
nie tylko o wyczyszczenie swojej poczty, ale mając dostęp do skrzynki mojej
siostry, pozbył się tam niewygodnych elementów. Byłam tego więcej, niż pewna.
Dlatego w głowie zakiełkował mi jeden pomysł. Musiałam dostarczyć jego sprzęt
do rąk mojego kolegi z roku. Był ekspertem w odzyskiwaniu rzeczy usuniętych z
twardych dysków, dlatego zaczęłam pokładać w nim wielkie nadzieje. Musi mnie to
jednak kosztować bardzo wiarygodnego i trudnego spektaklu. Zamknęłam laptopa i
podążyłam do kuchni, w której skoczek lawirował po między blatem, a
piekarnikiem. Nastawił go na odpowiednią ilość stopni, po czym wyprostował się
i spojrzał mi w oczy. Oczy, w których kiedyś zatopiłam cały swój rozsądek,
które przywoływały wszystkie miłe wspomnienia, w których widziałam swoją
przyszłość. W jednej chwili dopadła mnie masa wątpliwości. Tłumaczenie Johanna
było bardzo logiczne i wciąż prowadziło do ludzi, którzy mieli sporo za uszami.
Nie mogłam wyzbyć się jednak przeczucia, że w jakimś sensie Forfang komuś
pomaga. Zbyt dużo zbiegów okoliczności. Mimo to nie potrafiłam z taką łatwością
przekreślić tylu lat spędzonych razem. Nie był dla mnie obcą osobą i pozostawał
choćby sentyment.
-
Co z nami, Ingrid? – z jego ponętnych ust padło pytanie przeszywające nie tylko
powietrze, ale również moje serce. Wyjące głucho z tęsknoty.
Johann
zaproponował, krótką, dwudniową wycieczkę do Bergen i rejs po fiordach z Kennethem
i jego partnerką Marit. Ten sposób spędzenia razem czasu miał pozwolić nam
nabrać dystansu i wyrwać się ze wszystkiego co w tym momencie było związane z
Oslo. Nie rozmawialiśmy więcej ani o Caren ani o Danielu. Ten ostatni był
tematem zapalnym, a skoro Forfang zapewniał mnie, że wszystko sobie
przepracował, musiałam wykorzystać tą szansę. Był jedynie nieco niepocieszony
informacją, którą przedstawiłam mu kilka godzin przed odjazdem. Choć skłamałam,
mówiąc, że zalałam niechcący gorącą kawą jego laptopa, wyraźnie niepocieszony uwierzył
w moją szczerą skruchę. Dodatkowo obiecałam mu, że zaniosłam go do bardzo
zdolnego znajomego i na pewno wszystko naprawi. Nieco zmartwiony szatyn wizją możliwości
utraty swoich plików czy zdjęć, przetrawił jednak temat i zaczął pakować swoją
torbę.
Rejs
po Sognefiord w akompaniamencie malowniczych krajobrazów i urokliwych kolorowych
domków w zazwyczaj zimnym i deszczowym Bergen, był niezaprzeczalnie miłą
odmianą wśród gehenny minionych dni. W innych okolicznościach, być może byłabym
w stanie delektować się widokiem stromych zboczy gór i powłoką obłoków sunących
po niebie. Na co dzień nie doceniałam zbytnio uroków norweskich krajobrazów, przyzwyczajona
do nich od dziecka, nie wzbudzały we mnie takiej ekscytacji i zachwytu, jak
przybyłych tutaj turystów.
Potarłam
dłonie muśnięte porwistym wiatrem i założyłam je na krzyż, obserwując stojącego
Gangnesa na dziobie motorowego jachtu. Podeszłam bliżej, nie spuszczając wzroku
z jego sylwetki, tak nostalgicznej wpatrzonej przed siebie. Jedną rękę wsunął
do kieszeni spodni, a w drugiej trzymał piwo. Spuścił głowę ze zrezygnowaniem, a
wiatr potargał jego włosy. Przechylił butelkę, a strumień alkoholowej cieczy
wylał do wody. Wyczuł moją obecność za jego plecami i obrócił głowę w moją
stronę, a ja posłałam mu przepraszający uśmiech. Z zawstydzeniem podrapał się z
tyłu głowy i wznosząc niemy toast przechylił butelkę do ust. Nie zdawałam sobie
sprawy na ile intymna była chwila, której byłam właśnie świadkiem.
-
To był taki hołd – wyjaśnił lapidarnie po chwili, czując, że musi się
usprawiedliwić. Pociągnął nosem i rozejrzał się dookoła mrugając kilkukrotnie nazbyt
gorliwie. Dopiero kątem oka zauważyłam, że stara się powstrzymać łzy – Wczoraj była
rocznica.
-
To był ktoś bliski? – zdołałam jedynie wydukać, nie chcąc wywierać zbędnego
nacisku. Kenneth zadarł głowę do góry i przymknął mocno swojego powieki.
-
Ty chyba o tym w ogóle nigdy nie słyszałaś – podrapał się po brodzie – Nie –
pokiwał głową, utwierdzając się w tym przekonaniu – Wtedy nie przyjaźniliśmy
się z Johannem, dopiero po tym – dodał półszeptem.
-
O czym?
-
To było osiem lat temu – westchnął chrapliwie, a ja widziałam w jego oczach, że
samo wspomnienie kosztuje go zbyt dużo – Miałem gdzieś dwadzieścia dwa, może
trzy lata, kiedy mój kolega urządzał jedną z bardziej luksusowych wakacyjnych
imprez na jachcie. Był ogromny, potężny, wielopokładowy i cały nasz. Bawiło się
na nim tyle osób, że ledwo można było wbić tam szpilkę, taka impreza poza
kontrolą. Niby każdy kogoś znał, ale wiesz jak to jest. Ja zaprosiłem wtedy
Daniela, a on wziął swoją młodszą siostrę – przełknął nerwowo ślinę.
-
Tande?
Gangnes
pokiwał twierdząco głową i upił duszkiem kilka łyków złotej cieczy. Przetarł
dłonią po ustach i kontynuował swoją opowieść.
-
Linn była dla mnie – zrobił pauzę, próbując znaleźć odpowiednie słowa – była dla
mnie ważna. Mimo, że dzieliło nas kilka lat różnicy to zaczęliśmy się spotykać.
Na początku potajemnie, ale … Bałem się trochę reakcji Daniela mimo, że był od
niej tylko rok starszy, to był nad wyraz dojrzały i obsesyjnie odpowiedzialny za
nią. Wśród tłumu ludzi łatwiej było nam tam o przypadkowe gesty, ale Tande nie
odstępował jej na krok. Pilnował jej jak oczka w głowie, nie chciał zostawić
nas samych, tylko dlatego, że według niego nikt się nie zaopiekuje nią, jak on.
Ale – jęknął boleśnie – Ale wiesz jak to jest na takich imprezach. Ktoś dosypał
nam coś do drinków, zupełnie nas poskładało, a kiedy zaczęliśmy dochodzić do
siebie nigdzie nie mogliśmy znaleźć Linn – zaczerwienione oczy skoczka ponownie
napełniły się łzami. Przyłożył pięść do ust, wyraźnie hamując wybuch płaczu –
Do czasu, aż jej ciało nie wypłynęło kilka metrów od jachtu.
Kenneth
zakrył twarz dłonią i odwrócił głowę wciskając ją pod pachę. Milczeliśmy, a
nasze myśli zagłuszał jedynie szum wody spod silnika.
-
Kiedy zrobili sekcje, okazało się, że została zgwałcona i uduszona, a potem
ktoś ją wyrzucił, rozumiesz? Wyrzucił. I nikt nic nie widział. Kurwa, jak nikt mógł
nic nie zauważyć?– bluzgnął bezsilnie, po czym napił się piwa – Wszyscy mamy
jakieś tajemnice, są rzeczy których nigdy sobie nie wybaczysz, choćby nie wiem
co. I ludzie, za którymi zawsze będziesz tęsknić. Tak jak ty za swoją siostrą.
Ostatnie
zdanie wyrwało mnie z marazmu i potrząsnęłam otrzeźwiająco głową. Skinęłam
lekko, na znak, że go rozumiem, chociaż nie miałam pojęcia, jak poradzić sobie
ze wszystkimi emocjami, jakie kotłowały się teraz we mnie i w mojej głowie.
-
Dobrze, że mam Marit – ciepło jego głosu, kiedy wymawiał jej imię, utwierdzało
mnie tylko w przekonaniu, że była dla niego wszystkim – A ty Johanna.
-
Tak – posłałam mu wymuszony uśmiech – Mamy szczęście – postarałam się, żeby ironia
nie wdarła mi się na usta. Gangnes wyciągnął telefon z kieszeni na dźwięk
powiadomienia. Odczytał wiadomość i parsknął kręcąc głową z pogardą.
-
Szkoda tylko, że Tandemu nie bardzo dopisuje – mruknął bez przekonania – Jakżeby
inaczej mógł spędzić rocznicę śmierci Linn, jak nie na jakiejś patologicznej
imprezie – pokazał mi na telefonie relacje z jego profilu z wczorajszego wieczora.
Z niesmakiem przyglądałam się chwiejącemu się na nogach Danielowi i uwieszonej
na nim, dość trzeźwej blondynki. Przez nasze ramiona zerknęła Marit, wciskając
swoją głowę niemal w ekran telefonu Kennetha.
-
A ten dalej się nie ogarnął – przewróciła oczami – Zachowuje się dalej jak
gówniarz.
-
Marit – Gangnes strofował swoją dziewczynę, próbując usprawiedliwić przyjaciela
– Wiesz dlaczego się tak zachowuje. Obwinia się o to co się stało, twierdząc, że
nic dobrego go nie spotka, bo na to nie zasługuje. Boi się wziąć znów za kogoś
odpowiedzialność, nie chce nikogo zawieść.
-
Dlatego robi ze swojego życia co raz większy rynsztok? Myślałam, że już było z
nim lepiej, ale najwidoczniej to równia pochyła – zmarszczyła nos, posyłając
skoczkowi pretensjonalne spojrzenie – Tylko mi nie mów, że znów zamierzasz go niańczyć.
On nie chce twojej pomocy, Kenneth.
-
To nie jest takie proste – pokręcił głową szatyn.
-
Co nie jest proste? – zagadnął nadchodzący Forfang.
-
Życie – wtrąciłam z miernym półuśmiechem, chcąc uciąć ten temat. Po chwili
rozmowa przybrała zupełnie inny obrót, a śmiechom i rozmowom nie było końca. Ja
jednak pogrążyłam się w myślach, które szturmowały moją głowę.
-
Wszystko w porządku? - Kenneth szturchnął mnie delikatnie łokciem, a ja
spojrzałam na niego i posłałam mu uśmiech.
-
Przepraszam, zamyśliłam się – naciągnęłam rękaw bluzy i podciągnęłam nogi pod
brodę.
-
Ingrid – szepnął niemal niezauważalnie dla pogrążonych w wymianie zdań Johanna
i Marit – On cie potrzebuje.
Zdezorientowanie
z mojej twarzy zniknęło, kiedy uświadomiłam sobie, że Gangnes nie miał na myśli
Forfanga.
Wracając
następnego dnia do Oslo, dziewczyna Lindvika naciskała telefoniczine na
Forfanga, aby ten obowiązkowo pojawił się na imprezie urodzinowej niespodziance
Mariusa. Po kategorycznych odmowach i słuchaniu mało przekonywujących wykrętów,
Noora posunęła się do emocjonalnego szantażu, pod którym skoczek skapitulował.
Rozłączył się i spojrzał na mnie niepewnie, doskonale zdając sobie sprawę, że
aktualnie nie mam nastroju do tego typu zabaw. Poza tym miałam dzisiaj odebrać od
Svena laptopa Forfanga. Byłaby to idealna okazja do przejrzenia zawartości,
kiedy skoczek byłby na urodzinach kolegi z kadry. Nie mniej Johann postawił
ultimatum, że wybierzemy się do domu Linvika we dwoje, nieco później i zawitamy
tam jedynie na chwilę, wręczymy prezent, wzniesiemy toast i wrócimy do domu.
Musiałam zatem poinformować smsem Svena, że po macbooka przyjdę jutro, a szatynowi
oznajmiłam, że mój kolega ma dzień poślizgu. Zupełnie zignorował ten fakt, a ja
doskonale zdałam sobie sprawę co zaczyna go trapić. Wtedy dotarło do mnie z
czym sama będę musiała się dzisiaj zmierzyć, a może jednak uda nam się nie
wpaść na Tandego.
Moje
obawy rozwiały się już przy przekroczeniu progu. O ile Johann w nerwowym
uścisku mocniej złapał za moją talię, o tyle ja z żalem ściskającym gardło
sunęłam niemrawym wzrokiem za sylwetką blondyna, obejmującego dwie zgrabne i
bardzo młode dziewczyny. Nie mógł nas nie zauważyć, jednak doskonale się
kamuflował i zupełnie nie zwracał na nas uwagi. Posłałam w jego kierunku
rozżalone spojrzenie, jednocześnie karcąc się w myślach. Nie miałam prawa
niczego oczekiwać, tym bardziej po tym jak zostawiłam go nad ranem z
pożegnalnymi słowami na ustach. I choć wtedy wydawało mi się to najlepszym
rozwiązaniem, teraz pogubiłam się nie tylko w historii mojej siostry, ale także
we własnych uczuciach. Czy chęć zemsty i dążenie do prawdy przesłoniło mi
wszystko o co wołało moje serce? Czy głos rozsądku, którym się pokierowałam był
słusznym wyborem?
Otwierając
drzwi do łazienki, z której chciałam skorzystać, zobaczyłam, jak dwie dziewczyny
pochylając się nad zlewem, wciągają z blatu białe kreski. W jednym momencie w
mojej głowie zlały się obrazy z miejskiego klubu. Dziewczyna w czerwonej
sukience, strużka krwi płynąca z jej nosa, milion głosów wołających o pomoc,
dźwięk syren. Nie wiem dlaczego popycham jedną z nich na podłogę, a kiedy druga
staje w jej obronie i wywiązuje się małe zamieszanie wybiegam z domu Lindvika
drzwiami tarasowymi wprost na ogródek, robiąc przy tym małe zamieszanie.
Próbuję się uspokoić, jednak po moim policzkach zaczynają już płynąć słone łzy.
Przytkam dłoń do ust, po czym próbuję unormować i spłycić oddech.
-
Odejdź – rozkazałam, przez szklące się oczy, które zniekształciły postać
Daniela – Nie mam no to siły.
-
To nie było normalne, wiesz? – podszedł do mnie ubrany w pogniecioną białą
koszulą z źle zapiętym guzikiem.
-
Po prostu przypomniała mi się tamta dziewczyna i … - zaniosłam się.
-
Wiem – przeczesał dłonią swoje włosy, zarzucając grzywkę do góry. Wykonał krok
bliżej i potarł pocieszająco moje ramiona. Jego dotyk w pierwszej kolejności parzył
moją skórę, a następnie idealnie łagodził wewnętrzy ból. Jego zapach zagłuszał
skowyt gdzieś w głębi płuc.
-
Niedługo zapomnisz – popatrzył na mnie swoją smutną tonią niebieskich tęczówek –
O wszystkim.
-
A ty zapomniałeś? – moje zdanie zbiło go z pantałyku – O tamtym człowieku?
-
Śni mi się co noc – prycha żałośnie i pociera dłońmi twarz – Tylko we śnie to
ja dostaję kulkę. Budzę się wtedy zlany potem i nie mogę spać. A najgorsze jest
to, że wtedy nie ma cię obok.
Alkohol
płynący w jego żyłach sprawia, że stał się tak bezradnie szczery.
-
Daniel, ja … - szepczę słabo, niespodziewanie dotykając dłonią jego policzka i
wpatrując się w niego rozpaczliwie.
-
Towarzyszy mi codziennie taka myśl, a co jeśli wtedy to ja bym się tam
wykrwawił – jego wargi zadrżały – Nie zdążyłbym powiedzieć, że cię kocham, ale
to i tak nie ma przecież żadnego znaczenia.
Opieram
swoje czoło o jego, kiedy powoli nasze niespokojne oddechy splatały się w
jeden.
-
Ingrid? – gdzieś w oddali słychać wołanie Johanna – Ingrid, gdzie jesteś?
Ktoś
odpowiada szatynowi, że wyszłam na zewnątrz, a Daniel zaśmiewa się cicho i
drwiąco pod nosem.
-
On wie lepiej, jak cię pocieszyć – ściągnął niepocieszony brwi, marszcząc przy
tym czoło i zdjął ze swojego policzka moją dłoń. Włożył dłonie w kieszenie spodni
i nie oglądając się za siebie, depcząc starannie przystrzyżony trawnik, opuścił
posesję Lindvika, zanim Forfang przystanął obok mnie.
Welp
OdpowiedzUsuń