wtorek, 5 stycznia 2021

Akt siódmy

 

- Tande – wycedziłam karcąco przez zaciśnięte zęby, kiedy poczułam jego prawą dłoń sunącą po wewnętrznej stronie uda już pod materiałem cekinowej sukienki.

- Mhm – mruknął mi ponętnie do ucha, przez co ponownie poczułam, jak jego oddech owionął moją twarz. Kakofonia dźwięków największego, nocnego klubu w Oslo tętniła niczym wypompowywana z serca krew, tłocząc najbardziej zgniły moralnie obraz społeczeństwa. Odchyliłam głowę do tyłu jeszcze mocniej, by tylko poczuć mokre i sunące po mojej szyi usta skoczka. Przylgnęłam bardziej do jego torsu plecami, a pośladkami ocierałam się gdzieś o materiał jego dżinsowych spodni na poziomie jego krocza.

- Tande, zabieraj swoją łapę spod sukienki! – powtórzyłam dobitniej, lecz wciąż wodząc subtelnie, podniesioną prawą ręką, po jego karku.

- Uwiarygadniam nasz kamuflaż – odparł usprawiedliwiając się, jednak jego dłoń z powrotem wylądowała bezpiecznie na moich biodrach.

- Wtapiamy się w tłum już wystarczająco, a ty przeginasz!

- A tobie się to tak naprawdę podoba i nie chcesz, żebym przestał – zaśmiał mi się wprost do ucha z wyczuwalną butą. Być może przesadziłam z ilością drinków na przełamanie odwagi i zaczynało szumieć mi w głowie, ale nie chciałam mu dać tej satysfakcji, więc natychmiast wyswobodziłam się z tego erotycznego tańca na środku parkietu w świetle kolorowych lamp.

- Idę do łazienki – oznajmiłam, dając mu do zrozumienia, że nie jest to wizyta bynajmniej za potrzebą. Przebijając się przez tłum ludzi, w końcu stanęłam w kolejce do toalety. Widziałam jak wchodząca właśnie blondynka w czerwonej sukience zerknęła na mnie sugestywnie. Rozejrzałam się nerwowo po lokalu, kurczowo zaciskając dłonie na swojej torebce. Kiedy była moja kolej, pchnęłam drzwi, a nad umywalką pochylała się właśnie blondynka. Z nieco teatralnym ruchem przejechała pomadką z intensywną czerwienią po ustach, po czym sięgnęła po ręcznik i odbiła na nim swoje wargi. Rzuciła papierem niechlujnie tuż obok mojej ręki i spoglądając na mnie z ukosa uniosła pytająco brwi. Przełknęłam nerwowo ślinę i poruszyłam leżącą obok torebką z której to foliowe zawiniątko sprytnie wylądowało pod ręcznikiem.

- Ekstra tusz do rzęs! – krzyknęła nagle podekscytowana, a ja przeklinałam w duchu, że zwróciła na nas uwagę. Zerknęła w głąb mojej kopertówki i wsunęła tam swoją dłoń z pieniędzmi – z Diora? A też go mam! – machnęła ręką i z powrotem spojrzała w taflę lustra, przyglądając się swojej nienagannej aparycji. Była piękna i taka podobna do Caren.

- Nie musisz tego robić – instynktownie złapałam ją za przegub dłoni, kiedy dostrzegłam na jej ręce wkłucia po igłach.

- Nie twój zasrany interes, spierdalaj! – fuknęła na mnie ze złością, po czym zamknęła się w kabinie. Wzdychając ciężko powróciłam na salę, zdając sobie sprawę, że to dopiero początek tej gehenny. Jednak nic nie zapowiadało zbliżającej się katastrofy. Chociaż teraz wydawało mi się, że wszystko sprawnie pójdzie. Tak jak z chłopakiem przy barze, któremu wsunęłam zaadresowaną działkę do tylnej kieszeni dżinsów, wyciągając jednocześnie należyte pieniądze. Miałam ułatwione zadanie, gdyż na przesyłkę oczekiwali konkretni ludzie, którzy mieli mnie poznać po dokładnie opisanym wyglądzie i umownym znaku rozpoznawczym. Nie wnikałam co konkretnie jest w tych woreczkach i czy to dopuszczalna ilość. Interesowało mnie, aby jak najszybciej się tego pozbyć. Kiedy rozglądam się za Tande w miejscu, w którym ostatnio piliśmy, dostrzegłam, jak moje miejsce zajęła jakaś brunetka. Podeszłam bliżej dokładnie odnotowując, jak wypina przed oczami skoczka swój biust, niewątpliwie prezentując dumnie swój niezaprzeczalny atut, a on od czasu do czasu mimowolnie zerka, próbując się nie poruszać zbyt gwałtownie. Odpowiadał jej z grzecznościowym uśmiechem na ustach, ale nie przejmował inicjatywy. Częściej przytakiwał i kiwa głową, próbując wsłuchiwać się z niemal aktorskim zaangażowaniem w jej monolog. W końcu ciemnowłosa dziewczyna pochyliła się i szepnęła mu coś na ucho, kładąc przy tym swoją dłoń na jego udzie. Nim zdążył zareagować przesuwała ją systematycznie co raz wyżej. Tande zaśmiał się szczerze i spojrzał prosto w jej oczy z nieukrywanym błyskiem. Niemo prychnęłam, uwalniając dotąd przygryzioną wargę od swoich zębów i pokręciłam głową z niedowierzaniem. Założyłam ręce i odchrząknęłam z teatralnym przerysowaniem za plecami blondyna, akcentując swoją obecność. Ten z kolei odwrócił się niemal jak oparzony i co najmniej wystraszony.

- Już – zająknął się – Już wróciłaś? – spytał zdumiony, uśmiechając się nerwowo.

- Wiesz gdzie mnie szukać – szepnęła na odchodne dziewczyna, mrugając do niego zalotnie, a mnie lustrując powierzchownie obojętnym spojrzeniem.

- Miałabyś coś przeciwko, jakbym na chwilę zniknął? – spytał niepewnie, stukając palcami o wypolerowany blat baru.

- Jaja sobie robisz? – uniosłam do góry obie brwi.

- Świetnie ci idzie – mruknął z przekąsem i obracając się w kierunku w którym zniknęła ciemnowłosa piękność, potarł kciukiem po zaschniętych wargach – To tylko moment, nie zajmie mi to długo.

- Daj jej swój numer i spotkajcie się później – przewróciłam teatralnie oczami, wzruszając przy tym bezwiednie ramionami. Pochyliłam się nad drinkiem, który mi zamówił i zanurzyłam usta w słomce, próbując nie dać po sobie poznać, że poczułam dziwne rozgoryczenie.

- Mam spławić tak napaloną na mnie laskę?

- I tak ten lachociąg woli obciągnąć temu sterydowi – skinęłam brodą za plecy Tandego, a kiedy się obrócił, ujrzał całującą się dziewczynę z muskularnym mężczyzną.

- Dzięki Ingrid – posłał mi wymuszony uśmiech – Jesteś świetnym skrzydłowym – zironizował – Odstraasz mi potencjalne koleżanki.

- Tutaj, to raczej siedliska kiły i chlamydii – wygięłam usta w kwaśny grymas i wzdrygnęłam się na samą myśl – Badałeś się kiedyś? – przełknęłam łyk orzeźwiająceo Mojito i spojrzałam na niego z powątpiewaniem. W odpowiedzi jedynie spiorunował mnie wzrokiem.

- Wracając do meritum, mogłabyś mi jakoś wynagrodzić dzisiejszą stratę.

- Aaaaaa! Tutaj był haczyk! – prychnęłam, zduszając kpiarski uśmiech na ustach. Popatrzył na mnie przenikliwie tonią swoich niebieskich tęczówek, tak bezwstydnie i wyzywająco, że aż w mojej głowie zakiełkowała pewna myśl. Bez słowa, złapałam go za rękę i pociągnęłam za sobą, kierując się w stronę toalet.

- Serio? – jęknął niepocieszony – Idziemy do tych brudnych, obleśnych i obślizgłych…

- Tak, bo idealnie będą się komponowały z moim upadkiem moralnym.

- Dobra, chwila – zatrzymał się, kiedy byliśmy o krok – Przecież wiem, że utopisz mi łeb w sedesie i spuścisz wodę.

- Kurczę! Robię się co raz bardziej przewidywalna – tupnęłam nogą, wyraźnie niepocieszona, że mój cały diabelski plan spłonął na panewce podejrzeń Tandego, który uśmiechał się triumfalnie.

- Pogotowie! Zadzwońcie po pomoc! – z damskiej strony korytarza doszły nas nakładające się na siebie krzyki oraz wołania o pomoc. Poruszeni pobiegliśmy w kierunku, w którym zbierali się ludzie. Przepchnęliśmy się bliżej, abym mogła dostrzec leżącą na zimnych kafelkach piękną blondynkę w czerwonej sukience i krwią ściekającą jej z nosa. Leżała nieprzytomna z zamkniętymi oczami i bezwładnym ciałem. Ktoś rzewnie płakał, podtrzymując jej głowę, kiedy przez zebrany tłumik przepchnął się jakiś chłopak. Nachylił się nad nią, przykładając palce do szyi, a następnie znowu pochylił się nad jej piersią.

- Nie oddycha – stwierdził i przystąpił do reanimacji. Szmery, jęki i rozmowy nagle ucichły i zapanowała głucha cisza. Ludzie z przerażeniem powoli odchodzili, wciąż krzycząc o karetce, a ja stałam i nie mogłam złapać powietrza. Ze szklącymi oczami i zagryzanymi wargami, złapałam jedynie kurczliwie Daniela za przedramię, wbijając w jego skórę swoje paznokcie. Przyglądał mi się przez dłuższą chwilę, by w końcu zrozumieć, dlaczego wciąż wpatrywałam się w miejsce, w którym leżała dziewczyna. Obok jej włosów leżał mały, foliowy woreczek. Skoczek odciągnął mnie na bok i zaprowadził do jednej z męskich kabin, która jak cały sektor były opustoszałe. Kiedy wepchnął mnie do środka i zamknął zasuwkę, przyłożył mi dłoń do ust.

- Spokojnie.

Sięgnął do mojej torebki i wyciągnął pozostałą część towaru i natychmiast wyrzucił do muszli, naciskając kilkukrotnie spłuczkę i zapychając spływ papierem toaletowym.

- Pójdziemy napić się jeszcze jednego drinka, a potem spokojnie opuścimy lokal – złapał za moje ramionami i spojrzał prosto w moje przerażone oczy. Delikatnie otarł moją łzę spływającą po policzku i pogładził kciukiem lico. Pokiwałam jedynie twierdząco głową, czując jak rosnąca w gardle gula wciąż nie pozwalała mi wypowiedzieć żadnego słowa. Kiedy wyszliśmy z łazienki, okazało się, że wszyscy mamy opuścić klub, dlatego wraz z tłumem skierowaliśmy się do wyjścia niepostrzeżenie. Daniel zarzucił na moje ramiona dodatkowo swoją kurtkę i stojąc kilka metrów przed budynkiem na placu wyciągnął z kieszeni paczkę papierosów.

- Stój – zatrzymał mnie swoim głosem – Chcesz? – wyciągnął dłoń w moją stronę, ale jedynie pokiwałam przecząco głową. Robiło mi się przeraźliwie zimno i mocniej naciągnęłam poły jego odzienia na siebie. Sygnał karetki przebijał się co raz głośniej przez dźwięki miasta, aż w końcu zaparkowała przed wejściem, oświetlając kogutem na niebiesko przestrzeń dookoła.

- Cokolwiek się jej stało, to nie jest twoja wina, Ingrid – wyszeptał cicho z papierosem przyklejonym do ust, a ja przylgnęłam do jego ciała i zanurzyłam się w uścisku jego ramion – Wszystko będzie dobrze, jestem tutaj.

Usłyszałam cicho przystające obok nas auto i poczułam jak Daniel napina całe ciało. Pociągnęłam nosem i chlipnęłam cicho, kiedy odwróciłam się w tamtą stronę.

- Podwieźć? – ton głosu nie wskazywał na pytanie. Po osunięciu się szyby od strony pasażera rozpoznałam twarz. To był jeden z tej dwójki, która przyszła do Veloartu.

- Spierdalaj! – rzucił niczego nieświadomy skoczek.

- Wejdziecie sami, czy wam pomóc?

- To oni, ludzie od Magnusa – mruknęłam i pociągnęłam niemrawo za sobą Tandego, po czym rozsiedliśmy się na tylnych siedzenia suwa. Kierowca w przeciwsłonecznych okularach ruszył, powoli włączając się do ruchu.

- Sytuacja się nieco skomplikowała – mruknął z przekąsem, patrząc się w lusterko – To się czasami zdarza. Ale nie potrzebne mi jest teraz większe ryzyko. Masz resztę towaru przy sobie?

- Nie, ja…

- Nie ma go przy sobie – wtrącił za mnie blondyn.

- Dobrze – odparł po chwili ciszy, wyraźnie niezadowolony z faktu, że to nie ja byłam nadawcą tej wiadomości – Pojedziesz po resztę i oddasz to co zostało naszemu człowiekowi – zrobił pauzę uśmiechając się szyderczo – koło Holmenkollen. Masz czas do dwudziestej trzeciej. A teraz wyjazd – zagwizdał, kiwając głową z bok , kiedy auto gwałtownie się zatrzymało.

- Może wasz szefuncio wielmożny Magnus Eriksson osobiście by się pofatygował, co? Mam do niego parę pytań.

- Co ci się popierdoliło, chłopacze – żachnął się łysy – Nie pozwalaj sobie.

- Wysługuje się swoimi śmiesznymi pachołkami jak jakiś pseudoszef pierdolonej mafii – zaśmiał się kpiarsko, a ja z przerażeniem obserwowałam, jak siedzący przed nim mężczyzna zaciska mocno pięść – Wy robicie z siebie debili, ryzykując najwięcej, a on w tym czasie obciąga temu aktorowi Jorgensenowi.

- A co cię to obchodzi co lubi sobie possać Magnus?

- Nawet mi was nie żal. Banda pożytecznych idiotów.

- Wypierdalaj, kurwa cewelu jebany! – niemal siłą wypchnęłam Tandego z auta -  Macie kurwa godzinę!

 

 

 

- Co ci odwaliło Tande? Pan Bóg cię opuścił, rozum ci odjęło? – wykrzyczałam mu prosto w twarz, kiedy zamknął za sobą drzwi od swojego domu – Nie mamy żadnego towaru, bo wszystko spuściłeś do ścieków! – wściekła, z rozmazanym od łez makijażem cisnęłam dłonią w jego pierś.

- A co chciałaś mu powiedzieć?! – usztywnił moje nadgarstki, próbując mnie uspokoić – Wywieźliby nas tym suwem do Tromso i pływalibyśmy gdzieś w oceanie, dopóki rano ktoś by nas zauważył.

- Co to zmienia? – spytałam spokojniej z zatrwożonym spojrzeniem – Kupiliśmy sobie godzinę czasu – pokręciłam głową ze zrezygnowaniem – Trzeba zadzwonić na policję.

- I co im powiesz?  Błagam cię, Ingrid.

- Masz lepszy pomysł? Chcesz im dać pieniądze?

- Siedzimy w tym razem – westchnął i przymknął powieki – Musisz mi tylko zaufać i o nic nie pytać.

- Ufam ci – odpowiedziałam po dłuższej chwili, kiedy patrzył na mnie wyczekująco.

- Posłuchaj – objął swoimi dłońmi, moje złożone jak do modlitwy i oblizał koniuszkiem języka swoje spierzchnięte usta – Musimy zostawić tutaj na wszelki wypadek swoje komórki i musisz się w coś przebrać. Mam chyba jeszcze na strychu rzeczy mojej siostry. Są na szesnastolatkę, buty mogą być trochę za małe, ale nie mamy czasu.

- O czym ty mówisz? Ty masz siostrę?

- Nie teraz, Ingrid – jęknął błagalnym tonem. Dostrzegłam na jego czole pierwsze nerwowe krople potu, mimo tego że napędzała go adrenalina. Po chwili przyniósł mi złożone w kostkę, trochę wypłowiałe ubrania. Dresowe szare spodnie, białe conversy i szarą bluzę. Sam zaś przyodział jakiś komplet sportowy od sponsorującej go firmy odzieżowej i wykonując ostatnie kliknięcia na swoim smartfonie, podniósł swój wzrok na mnie. W jego źrenicach dostrzegłam namacalny smutek, nienazwaną tęsknotę, którą natychmiast zgasił.

- Idziemy?

 

 

W okolice Holmenkollen wybraliśmy się pieszo czym ryzykowaliśmy, że możemy nie zdążyć. Dodatkowo Daniel co chwilę obracał się i oglądał za siebie, uważnie się rozglądając. Szliśmy w głuchym milczeniu, gdzie było jedynie słychać nasze przyspieszone oddechy. Zimny dreszcz przeszedł po moim karku, ponieważ sytuacja podobała mi się co raz mniej. Rozumiałam jedynie tyle, że nasze porzucone telefony mają być ewentualnym alibi. Do czego? Tego wiedzieć nie chciałam i miałam nadzieję, że słowo klucz tkwi w „ewentualnym”. Pod nogami trzeszczał jedynie żwir, co znaczyło, że zbliżamy się do celu. Reflektory słabo oświetlały zeskok Holmenkollen. Zacisnęłam odruchowo pięść, a gdzieś z pomiędzy drzew widać było mrugnięcia świateł samochodu. Kiedy podeszliśmy bliżej zza mgły, wyłonił się wysiadający z auta mężczyzna w czarnej kurtce.

- Zostań tutaj – rozkazał blondyn, tonem nie znoszącym sprzeciwu, nawet kiedy chciałam pozawerbalnie zaooponować.

- Ale …

- Wiem co robię – syknął popychając mnie lekko do tyłu, a sam wykonał kilka kroków na przód, wychodząc naprzeciwko barczystego faceta z blizną na połowie twarzy.

- Co to za sztuczki – warknął nieprzyjemnie, wyciągając zza paska pistolet i jednym ruchem odbezpieczył broń. Wzdrygnęłam się, a na ciele pojawiła się gęsia skórka.

- Ja mam towar – Daniel uniósł do góry, niemal w obronnym geście obie dłonie i czekał, aż ten do niego podejdzie. Skradał się co pół kroku z bronią wymierzoną w skoczka, aż w końcu opuścił ją wzdłuż ciała.

- Łapy przy sobie! – ostrzegł, kiedy Tande schylił się do kieszeni na wysokości swoich kolan.

- Tam go schowałem – wyjaśnił lakonicznie skoczek, a ja zmarszczyłam brwi. Co on do cholery wyprawia! Rudzielec popatrzył na wyższego od siebie o ponad głowę blondyna, a następnie sam schylił się do kieszeni Daniela, wsuwając w jedną z nich swoją wolną dłoń.

- Tu nic nie …

W tym momencie Tande kopnął mężczyznę w brzuch i z całej siły uderzył w twarz. Zupełnie oszołomiony przeciwnik zatoczył się, a skoczek zacisnął ręce na jego nadgarstku, chcąc odebrać mu broń. Mężczyzna nie ucierpiał jednak na tyle, żeby nie móc się bronić i po chwilowym zamroczeniu przeszedł skutecznie do kontrataku. Szarpanina nie trwała jednak długo i gęste tego dnia powietrze przeszył mocny dźwięk wystrzału. Obie sylwetki zamarły w chwilowym bezruchu, a ja zakryłam dłonią swoje drżące usta. Po chwili mój przeraźliwy krzyk objął cały skoczny obiekt i rozniósł się echem po dalszej przestrzeni. Czekałam z niespokojnie bijącym sercem, chcącym wyskoczyć mi z piersi, aż to sylwetka obcego osunie się na ziemię, jednak to nogi Tandego lekko zadrżały. Padłam na kolana i zaniosłam się spazmatycznym krzykiem, który wstrząsnął moim ciałem. W tym momencie rudzielec padł na asfalt z szeroko otwartymi oczami i trzymanym w dłoni pistoletem. Uderzył z łoskotem głową o podłoże i uniósł dłoń na wysokości krwawiącej z okolicy klatki piersiowej rany. Chrząknął kilkukrotnie i splunął krwią z ust, a następnie jęknął spazmatycznie i przestał się ruszać. Tande wciąż stał w tym samym miejscu i nawet nie drgnął.

- Daniel! – zawołałam z wyraźną ulgą w głosie i szybko wstając i otrzepując się z brudnej ziemi, podbiegłam do niego – Nic ci nie jest? Jesteś cały? - dotykałam chaotycznie i pobieżnie jego ciała, ale nie dostrzegłam niczego niepokojącego.

- Kurwa – zaklął bezsilnie odwracając się powoli w moją stronę – To nie miało się tak skończyć – jego oczy zaszkliły się – Zabiłem go, ja pierdole! – założył dłonie za głowę i spanikowany okręcił się dookoła własnej osi.

- Jaki był ten twój genialny plan? Co robimy?

- Miał – przełknął nerwowo ślinę, a jego głos wciąż drżał – Miał zadzwonić do Magnusa. Nagrałem rozmowę z tym gościem w samochodzie na telefon i wysłałem mu na maila. Zablefowałem, że ma też kopię nagrania Caren z udziałem jego i Jorgensena. Mieliśmy się dogadać, niech to szlag!

- Hej! – pociągnęłam za materiał jego rękawa - Wciąż możemy to zrobić! Przecież nie pozbędziemy się ciała ani śladów.

Popatrzył na mnie z lekkim przerażeniem, aż w końcu ja zdałam sobie sprawę z ogromu ciężaru, jaki padł w wydźwięku moich słów. W tym momencie warkot silnika jak nagle się pojawił, tak ucichł, a świecące na nasze sylwetki światła, jedynie chwilowo nas oślepiły i wykrzywiły nasze twarze. Z czarnego mustanga wysiadł Magnus, Olaf i Anders.

- Mamy trupa – stwierdził obojętnym tonem, podciągając spodnie Olaf – Albo chyba wy macie.

- Sprawdziłeś pocztę? – zapytałam błyskawicznie, patrząc się na Erikksona z podniesioną głową i jednocześnie próbując przejąć inicjatywę.

- Mhm – mruknął i odpalił papierosa, zaciągając się mocno – Piękna poszlaka wskazująca na zabicie tego idioty, a jak dodamy do tego ślady DNA, no cóż, może ludzie pokochają was tak jak Breivika.

- Nie zrobisz tego – odparł nagle z oczywistością milczący do tej pory Tande – Ciebie pewne rzeczy pogrążą bardziej – żachnął się i założył grzywkę za ucho – Pociągniemy cię za sobą i stracisz wszystko, pozycje, rodzinę. Wiedziałeś co tu się stanie. Wiesz, że mamy coś na ciebie, ty masz na nas. Dogadamy się.

- Mógłbym jeszcze was zabić – rozważył głośno myśląc i kręcąc głową, strzelił karkiem.

- Tego też nie zrobisz. Za dużo trupów, sprzątania i doskonale wiesz, że poprosiłem kogoś, żeby wszystko upublicznił, jeśli nie dam mu znać do pierwszej w nocy.

- Fascynujące przenikliwość – zaśmiał się tubalnie i pokiwał głową z uznaniem. Schowana za plecami skoczka, mocniej zacisnęłam dłoń na jego przedramieniu. – Gdyby kiedyś przyszło wam do głowy zrobić to mimo tego, bo w końcu Ingrid jesteś dziennikarką, to ja zachowam sobie te pięknie odciski palców na broni – rzekł z przekąsem – Tymczasem Olaf, Andi, posprzątajcie ten syf – zaordynował spoglądając przez plecy na swoich klakierów -  Tylko dokładnie, żeby później nikt mi tu nie świecił uv czy innym gównem, a krew mi się nie świeciła tutaj na zielono.

Spojrzał na nas i wycelował swój wskazujący palec.

- A wy zejdźcie mi z oczu. Nie chcę was więcej słyszeć, a o twojej siostrze nawet słyszeć. Nigdy więcej!

Skuliłam się potulnie i kiwnęłam głową na znak, że zrozumiałam. Spojrzałam po raz ostatni w miejsce, w którym leżał martwy mężczyzna, aż w końcu pociągnęłam Daniela za sobą, choć ten do ostatniej sekundy mierzył się wzrokiem z Magnusem.

- Przepraszam Daniel, to wszystko przeze mnie, to moja wina.

Nie odpowiedział i w milczeniu wróciliśmy do domu Tandego tą samą drogą, którą tutaj przyszliśmy, nie zamieniając ze sobą ani jednego słowa.

 

 

 

Doskonale zdawałam sobie sprawę, że wydarzenia dzisiejszego wieczoru związały nas na zawsze tajemnicą. Już nigdy nic nie będzie takie samo, a kiedy nawet minie trochę czasu nawzajem będziemy sami sobie przypominać o wydarzeniach, które miały nas zmienić już do końca życia. Wyczerpani, ubrudzeni błotem i przemoknięci przez niespodziewany deszcz, który dopadł nas w połowie drogi przekroczyliśmy próg. Blondyn skierował się od razu ku karafce z whyski. Szybko opróżnił szklankę, po czym nalał sobie kolejną porcję. Zdjęłam z głowy kaptur, przegładzając dłonią swoje rozczochrane włosy. Poszłam na górę, ściągając z siebie brudne ubrania i składając je z powrotem weszłam do łazienki w samej bieliźnie. Ku mojemu zaskoczeniu ta była otwarta, a w środku pod prysznicem stał nagi Tande. Ułożyłam ciuchy na koszu przeznaczonym na rzeczy do prania i popatrzyłam przez szklaną szybę na skoczka. Wiedziałam, że doskonale zdawał sobie sprawę z mojej obecności, mimo tego wciąż stał do mnie tyłem. Bezsilnie oparty dłonią o wewnętrzne kafelki, z głową spuszczoną w dół pozwalał by strumień wody zmył z niego dzisiejszy brud i grzech. Mój umysł wyprany już z wszelkich złożonych systemów myślowych, już dawno wyrabiał swoje normy. Dlatego od kilku dobrych godzin żyłam już na podstawowych instynktach, choćby takich jak pragnienie przetrwania. Chciałam przetrwać dzisiejsze piekło i nie liczyło się dla mnie nic innego. Ani Caren, Johann, rodzice. W mojej głowie od teraz przepływały czyste, proste i klarowne myśli oraz komunikaty. Najniższe potrzeby i czyste emocje. Dlatego rozsunęłam drzwi oddzielające łazienkę od prysznicowego spadu i pozwoliłam by krople wody obmyły również moje ciało. Wspięłam się na palce i kładąc rękę na umięśnione plecy blondyna, musnęłam fakturę jego skóry gdzieś pod łopatką. Bałam się, że mnie odtrąci, że obrzuci winą, że przeleje na mnie cały ciężar swojej goryczy, jakby nie ciążyło na mnie wystarczające poczucie winy i wyrzuty sumienia, że pozwoliłam aby to wszystko tak daleko zabrnęło i to z jego udziałem. Powoli obrócił się do mnie przodem, a w jego mętnym spojrzeniu, nie wyrażającym żadnych emocji nie mogłam dostrzec nawet bólu. Jego dłoń ujęła połowę mojej twarzy, a kciuk mozolnie sunął po policzku. Położyłam swoją rękę na wierzchu jego i przytuliłam do swojego ramienia, zamykając przy tym powieki. Zsunęłam ze swoich bioder koronkowe majtki, a w tym samym czasie Daniel rozpiął przedni zatrzask mojego stanika i wyswobodził moje piersi spod ich pręgierza. Błądząc po jego torsie, zarzuciłam dłonie na jego kark pociągając go do siebie. W końcu nasze usta złączyły się w pełnym pasji namiętnym pocałunku, który przeradzał się w co raz intensywniejszy taniec naszych języków penetrujących podniebienia. Zacisnął mocno dłoń na pośladku i podsadził mnie na wysokość swoich bioder. Oparł moje ciało o mokre kafelki i wszedł we mnie, powodując mój zduszony jęk zamarły na jego ustach. Zaczął poruszać rytmicznie biodrami, a ja dostosowałam tempo. Sunął mokrym od kropel wody językiem kreśląc kółka na piersiach i ssąc sutki. Co raz szybciej i mocniej falowało moje ciało w jego ramionach, ale nie zamierzaliśmy skończyć tego tutaj. Kiedy wziął mnie na ręce i rzucił na pościel swojego łóżka, nie dałam mu drugi raz dominować. Położyłam go na plecy i usiadłam na nim okrakiem, zaprowadzając jego łakome mojego ciała dłonie i zacisnęłam na piersiach. Mocno podkręciłam tempo przyspieszając i co raz głośniej jęcząc, a wtedy zrzucił mnie z siebie i zgrabnym ruchem obrócił na brzuch, wchodząc we mnie od tyłu. Szarpnął za moje włosy i dał upust swoimi wszystkim dzisiejszym emocjom. Kiedy myślałam, że zaraz odpłynę, a jego sapanie stawało się co raz głośniejsze z powrotem usiadł na pościeli i przyciągnął mnie do siebie. Usiadłam na nim i wyginając ciało w łuk na jego prośbę powoli i delikatnie unosiliśmy się w rytmie naszych przyspieszonych oddechów. Trzymał swoją dłoń na moich lędźwiach wyraźnie mnie przytrzymując, a sam patrzył prosto w moje zamglone ekstazą oczy z jeszcze większym uwielbieniem, niż tamtej nocy.

- Daniel – wyszeptałam mu rozkosznie od ucha, cała rozpalona z wyraźnymi rumieńcami na twarzy.

- Kocham Cię, Ingrid – wypowiedział po miedzy głębokimi wdechami, wciąż nie przestawiając sprawiać, że moje podbrzusze płonęło – Nie musisz nic odpo…

Wpiłam się zachłannie w jego usta, napierając co raz bardziej namiętnymi pocałunkami, a wtedy wyraźnie przyspieszyliśmy i przy akompaniamencie moich głośnych jęków i jego sapiących westchnień doszliśmy do krańca nieba.

 

 

Wyślizgnęłam się spomiędzy jego kleszczącego moje ciało uścisku, przez co mruknął coś niewyraźnie, rozciągając się przeciągle. Otworzył wciąż opuchnięte oczy, mrużąc je wyraźnie z lekkim grymasem na ustach.

- Gdzie idziesz? – szepnął, leniwie przejeżdżając palcami po linii kręgosłupa.

- Rozładował mi się wczoraj telefon, rodzice pewnie do mnie wydzwaniali – usprawiedliwiłam się szybko, spoglądając na niego przez plecy.

- Przecież jesteś dorosła – zauważył z cichym westchnięciem i przycisnął mocniej głowę do poduszki.

- Nie po śmierci Caren.

Jej imię było przekleństwem, takim przypominającym ludziom na kacu o największej popijawie w ich życiu. My byliśmy na kacu i nie odczuwaliśmy jeszcze wszystkich konsekwencji wczorajszych zdarzeń. Zeszłam na dół zakładając po drodze moją cekinową sukienkę porzuconą wczoraj w pośpiechu i w tym momencie po schodach zszedł blondyn. Ubrany jedynie w bokserki prezentował się nienagannie, a w dodatku wykonał firmowy dziarski ruch ręką, zarzucając opadającą na oczy grzywkę na bok. Chwycił mnie za rękę i przyciągnął do siebie, chcąc mnie pocałować. Jednak położyłam dłoń na jego nagim torsie i odchyliłam znacząco głowę, uśmiechając się przy tym przepraszająco.

- Co jest? – mruknął ewidentnie niezadowolony.

- My nie możemy, Daniel – odparłam lapidarnie, słabym głosem, lecz pokręciłam głową chcąc dodać moim słowom nieco bardziej stanowczego wydźwięku – To się zakończy tu i teraz.

- Ingrid, potrzebuje cię teraz – odparł bezsilnie, niemal błagalnym głosem, który łamał mi serce – Po tym wszystkim co się stało wczoraj nie dam rady i ty też nie.

- To co się między nami wydarzyło, to było czysto fizyczne.

- Przestraszyłaś się tego co powiedziałem? – zdziwienie wymalowało się na jego zdezorientowanej twarzy – Przecież wiem, że też coś do mnie czujesz.

- Cokolwiek między nami jest, Daniel, to jest destrukcyjne – przymknęłam bolesne powieki i zacisnęłam usta w wąską kreskę – Nie widzisz tego? Moja siostra cię kochała i chciała zwrócić na siebie twoją uwagę, popaść w kłopoty i teraz i ty i ja musimy żyć z ciężarem tego co stało się wczoraj tego pokłosiem – pokręciłam głową na znak, aby mi nie przerywał – Muszę odkryć jeszcze jedną rzecz, ale całkiem sama. Bez ciebie. Dziękuję i przepraszam, Daniel – musnęłam przelotnie jego usta, czule je obejmując swoimi wargami, jak przy ostatnim pocałunku. Boleść wykrzywiła w bólu moją twarz, a kiedy się oderwałam od blondyna spuściłam wzrok i opuściłam jego dom.

 

 

 







 Od siebie dodaj tylko : Kamil, dajesz jutro ognia! 

 

2 komentarze:

  1. Mhm ktoś tu spanikował. Ale bagno.

    OdpowiedzUsuń
  2. Co tutaj się wydarzyło :O Ingrid wpakowała Daniela i siebie w ogromne kłopoty a teraz go zostawiła i uciekła... Niezbyt fajnie się zachowała. Nie wiem co teraz zrobi, ale o tym wieczorze i nocy na pewno nie zapomni ani ona ani Daniel. Czekam na next!

    OdpowiedzUsuń